Czy Brazylia powtórzy sukces pokolenia "Joga Bonito"? Wygranie Copa America to byłby pierwszy tytuł od 12 lat

Powtórzyć sukces pokolenia "Joga Bonito". Czy Brazylia zdobędzie pierwszy tytuł od 12 lat?
alphaspirit / shutterstock
Wieczny faworyt do końcowego triumfu. Ekipa, której nikt nie chce wylosować na żadnym etapie turnieju. Drużyna, która nigdy nie schodzi ze światowego poziomu. Piłkarska reprezentacja Brazylii - przez wielu uważana za najlepszą kadrę na całym globie. Jednak ostatnie 12 lat to najgorszy okres w całej futbolowej historii „Kanarków”- jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby piłkarze w żółto-zielonych strojach tyle czasu czekali na jakikolwiek medal na dużej imprezie. Czy w spotkaniu z Peru wreszcie przełamią swoją passę?
Reprezentacja Brazylii jest najbardziej utytułowaną piłkarską drużyną narodową na świecie. Pięć tytułów mistrzów świata, ośmiokrotne zwycięstwo w Copa America, a do tego cztery triumfy w Pucharze Konfederacji. Medali za igrzyska olimpijskie już nawet nie warto zliczać.
Dalsza część tekstu pod wideo
Od tego pięknego pasma sukcesów minęła już ponad dekada. W międzyczasie odbyły się trzy mundiale i tyle samo kontynentalnych czempionatów, a największym sukcesem (o którym zresztą Brazylijczycy chcieliby zapomnieć) było czwarte miejsce na Mistrzostwach Świata, które odbywały się właśnie w kraju kawy. Lania, jakie sprawili im wtedy Niemcy nie da się już wymazać z historii futbolu…

Gdzie się podziała piękna gra?

W roku 2007 gdy Brazylia święciła swój ostatni triumf, na ekranach telewizorów podziwialiśmy spoty reklamujące „Joga Bonito”, czyli kampanię firmy Nike pod przewodnictwem Erica Cantony. Wyczyny największych futbolowych gwiazd zapierały dech w piersiach wszystkim piłkarskim telewidzom, którzy czym prędzej zgarniali ze sobą piłkę i naśladowali (a tak właściwie - próbowali naśladować) techniczne sztuczki swoich największych idoli.
Rywalizacja Cristiano Ronaldo ze Zlatanem Ibrahimovicem, Thierry Henry uprawiający uliczny futbol, a przede wszystkim wszędobylscy Brazylijczycy. Ronaldo, Adriano, Robinho, no i najpiękniejsza twarz (futbolowo, nie wizualnie) „Joga Bonito”- magiczny Ronaldinho.
Ekipa, która mogła wszystko. Piłkarze, którzy wiązali krawaty swoimi nogami, a stopami mogli wyciągać klocki, grając w Jengę. Magiczne pokolenie, które swoimi trikami wyciągało wszystkie dzieciaki sprzed ekranów i pokazywało im piękno futbolu. Ale też niestety pokolenie, które odeszło bezpowrotnie.
Następcy, którzy pojawili się na horyzoncie nie byli w stanie wejść w buty swoich wielkich poprzedników. O sile ofensywnej stanowić mieli tacy gracze jak Pato, Jo, Vagner Love, Luis Fabiano czy Diego. Niezła paczka, ale narzucona im poprzeczka okazała się leżeć za wysoko. Wtedy właśnie objawiła się nowa gwiazda brazylijskiej piłki - Neymar.

Ulotna nadzieja

Ówczesny piłkarz Santosu kreowany był na następcę samego Pelego. Już w debiucie z USA zaliczył swoją pierwszą bramkę w narodowych barwach i od tego momentu stał się piłkarzem pierwszego składu, do którego doklejano resztę ofensywy.
Napastnik błyszczał we wszystkich spotkaniach towarzyskich, w których pojawiał się na murawie. Jednak pierwszy prawdziwy test oblał wraz z całą reprezentacją, kiedy to na Copa America 2011 „Canarinhos” odpadli już na etapie ćwierćfinału.
Akurat Neymar w kluczowym momencie nie zawinił. W serii rzutów karnych pomyliło się przed nim aż 4 kolegów (Brazylijczycy nie wykorzystali żadnej „jedenastki”) i młodemu napastnikowi nie było dane oddać swojego strzału. W ten sposób pojawiła się pierwsza rysa w jego reprezentacyjnej karierze.
W 2013 roku, będąc jeszcze fizycznie zawodnikiem Santosu, gwiazdor zdobył swoje jedyne trofeum w dorosłej reprezentacji - „Kanarki” zdobyły mało prestiżowy Puchar Konfederacji. Całe rozgrywki miały być przetarciem przed zbliżającymi się wielkimi krokami Mistrzostwami Świata, odbywającymi się w ojczyźnie napastnika. A ówczesna forma Neymara pozwalała wierzyć, że faktycznie może poprowadzić swoją kadrę do ostatecznego triumfu.
6 lat temu nie wiedzieliśmy jeszcze, jak kontuzjogenny i pechowy będzie były napastnik Barcelony. Od czasu sukcesu w 2013 roku, historia jego występów na wielkich imprezach prezentuje się następująco:

- Mistrzostwa Świata 2014 - kontuzja w ćwierćfinale

- Copa America 2015 - zawieszenie za kartki

- Copa America 2016 - brak powołania, gra na Igrzyskach Olimpijskich

- Mistrzostwa Świata 2018 - grał cały turniej (!)

- Copa America 2019 - kontuzja tuż przed turniejem
Na pięć turniejów cztery absencje. Świetna forma, ale tylko w meczach towarzyskich. Niejeden fan futbolu zaczął węszyć w zachowaniu gwiazdora spisek…

Neymar? A komu to potrzebne?

Tak jak wcześniej uważano, że bez Neymara nie ma reprezentacji, tak teraz trend zupełnie się odwrócił. Bez turlającego się skupionego na sobie piłkarza kadra ma się bardzo dobrze i po raz pierwszy od lat zagra w finale ważnego turnieju.
Co prawda Brazylia nie zanotowała na tegorocznym Copa America żadnej porażki, ba, nawet nie straciła jeszcze bramki, ale dobre mecze przeplata przeciętnymi. Rozgromienie Boliwii? Ok, to remisik z Wenezuelą. Zdewastowanie Peru? Fajnie, ale wymęczmy remis z Paragwajem. Pokonanie odwiecznego wroga, Argentyńczyków? Hmmm….
Mimo wszystko, liczą się ostateczne wyniki, jak to powiedział Jerzy Brzęczek po meczu z Macedonią. A fakty są takie, że „Canarinhos” nie grają w finale z Argentyną, Urugwajem czy nawet z Kolumbią. Grają z peruwiańskim kopciuszkiem, któremu zdążyli już oklepać buźkę z lewej i z prawej, sprawdzając czy aby na pewno równo puchnie…

Jak nie teraz to kiedy?

Odpowiadam: nigdy. Jeśli Brazylijczycy nie wykorzystają takiej okazji do zwycięstwa w turnieju, to jeśli mają honor i godność sportowca, wspólnie zrezygnują z zakładania trykotów z pięcioma gwiazdkami. Przypominającymi wszem i wobec, jakie miejsce w światowym futbolu zajmuje reprezentacja Brazylii.
Dziś o 22:00 polskiego czasu „Kanarki” staną przed szansą przywrócenia dawnego blasku swoim koszulkom (relacja na żywo na Meczykach na około godzinę przed meczem). Koszulkom, które kiedyś budziły strach w każdym miejscu świata. A które od kliku lat kojarzą się jedynie z bylejakością i przeciętnością.
90 minut. Półtorej godziny gry, która odpowie na nurtujące wszystkich pytanie: czy będziemy w stanie pokochać Brazylię jeszcze raz, tak jak zrobiliśmy to 12 lat temu?
Adrian Jankowski
Redakcja meczyki.pl
Adrian Jankowski07 Jul 2019 · 16:05
Źródło: własne

Przeczytaj również