Dobija do czterdziestki, nie ma klubu, ale nie rezygnuje z marzeń. "To jego ostatnia misja"

Dobija do czterdziestki, nie ma klubu, ale nie rezygnuje z marzeń. "To jego ostatnia misja"
Xinhua / PressFocs
Puchar Świata to jedyne, co widzi. Ma na jego punkcie paranoję. Może już fizycznie nie podołać, może brakować świeżości, ale serducho na boisku wciąż pozostanie. Dani Alves nie spocznie, dopóki nie zostanie mistrzem globu.
Znowu nie chciał odejść, ale ponownie musiał to zrobić. Dani Alves opuścił Barcelonę po raz drugi. W listopadzie zeszłego roku pisał jeszcze: “Przez prawie pięć lat walczyłem jak szalony, aby dotrwać do tego momentu. Nie wiedziałem, że to potrwa tak długo, ale w głębi serca i duszy wierzyłem że ten dzień nadejdzie”. Otrzymał powtórną szansę, ale tylko na pół roku. Kolejnej już nie będzie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Żywił nadzieję na nowy, krótki kontrakt, Katalończycy jednak mieli zupełnie inne plany. Odnowili umowę z Sergim Roberto, jeśli więc dodamy do tego brak decyzji w sprawie Sergino Desta - prawa obrona zdaje się być na przyszły sezon obsadzona. Barcelona musi się też skupić na wrażliwszych pozycjach, np. elitarnym stoperze, stąd fokus na Julesie Kounde z Sevilli, nawet jeśli miałoby to pochłonąć spore pieniądze. Nie ma zaś miejsca dla Alvesa - także z powodu surowych limitów wynagrodzeń w La Liga.
Zaledwie kilka miesięcy po jednym łzawym oświadczeniu, w czerwcu opublikował następne:
- Drodzy Cules… Teraz czas się pożegnać. Lew nawet w wieku 39 lat nadal jest dobrym, szalonym lwem. Barca niech żyje wiecznie - napisał na Instagramie.
Ale mimo że pozostaje obecnie bez klubu, koniec kariery nie wchodzi w grę. Bo w fazie realizacji jest jego ostatnie piłkarskie marzenie. Zdobyć ostatni skalp, którego nie ma, notabene, najbardziej utytułowany piłkarz globu. Puchar Świata.

Dokument o legendzie

Alves chce pojechać na mundial do Kataru, sięgnąć po złoto, zapisać się na kartach historii Niedawno wrócił do kadry “Canarinhos”, usłyszał od trenera, że drzwi są dla niego otwarte. Że 39 lat to żadna przeszkoda.
- Najważniejszy jest zawsze następny krok - mówi. - Nie mam wpływu na to, kiedy to się skończy, ale zawsze mogę kontrolować siebie i to, co mogę zrobić. Ludzie widzą tylko mój wiek, ale to wszystko. Nie widzą ceny, jaką płacę każdego dnia, poświęcenia i skupienia, jakie zachowuję.
Samo znalezienie się w kadrze Brazylii, a co dopiero zostanie najstarszym zawodnikiem w historii reprezentacji, byłoby nie lada osiągnięciem, biorąc pod uwagę bezkresną pulę talentów i rotację w składzie. Niech odda tę skalę jedna liczba. Tylko sześciu zawodników z grupy, która znalazła się na domowych mistrzostwach świata w 2014 roku, pojechała na mundial cztery lata później do Rosji. Na liście nieobecnych widniał też Dani, lecz z występu wyeliminowała go nie konkurencja, a kontuzja kolana, której nabawił się na miesiąc przed startem turnieju, w trakcie finału Pucharu Francji, gdzie reprezentował PSG.
Teraz, po ośmiu latach przerwy, znów stara się o bilet do najważniejszej imprezy czterolecia. Tę podróż po marzenia stara się uwiecznić w swoim serialu dokumentalnym realizowanym dla platformy FIFA+. “Dani Crazy Dream”. Trzeba przyznać, że ostatnie 12 miesięcy w wykonaniu prawego defensora były i szalone, i filmowe.

Z piekła do nieba i z powrotem

Latem ubiegłego roku został kapitanem reprezentacji olimpijskiej Brazylii w drodze po złoty medal, grając od dechy do dechu, w każdej minucie na igrzyskach w Tokio. Miesiąc później nie miał pracy po tym, jak w dramatycznym stylu opuścił Sao Paulo po sporze z drużyną. Wydawało się, że olimpijski turniej będzie zwieńczeniem jego przebogatej, pełnej trofeów kariery. Ten dzień dobrze pamięta Ulisses Neto, reżyser dokumentu o Alvesie.
- Pojechałem do siedziby FIFA podpisać kontrakt na serial, a kilka godzin później zadzwonił do mnie Dani z informacją, że klub się z nim pożegnał. Zapytałem tylko: chcesz mi powiedzieć, że zaczynamy kręcić film w momencie, gdy jesteś bezrobotny? - opowiada.
Piłkarz mógł rzucić wszystko w diabły i przerobić scenariusz na wspominkowy. Było przecież o czym mówić i co pokazywać. Żaden zawodnik nie zdobył więcej tytułów klubowych i reprezentacyjnych niż on - 42. Ale Brazylijczyk nie chciał się roztkliwiać. Zamiast tego podjął wyzwanie. Skontaktował się z działaczami Barcelony, a ci, będąc w największym kryzysie ekonomicznym i sportowym od 20 lat, wyciągnęli rękę.
Nieczęsto zdarza się, że gracz wraca zza oceanu do pierwszej piątki lig europejskich. Powrót do takiej drużyny jak Barcelona był wręcz absurdalną wizją. Po ośmiu najlepszych latach w karierze spędzonych w Hiszpanii, gdzie zdobył 23 trofea, brazylijska gwiazda wróciła na Camp Nou na mocy kontraktu obowiązującego do końca sezonu. I bynajmniej nie można tego zaliczyć jedynie do sentymentalnych podróży. 39-latek przez większość czasu stanowił o sile zespołu, powstającego z kolan.

Być jak Cafu

Po przybyciu na stare śmieci w połowie sezonu prawy obrońca wystąpił w 16 z 17 meczów dla Barcy. 7 maja w 94. minucie spotkania z Realem Betis zaliczył asystę przy zwycięskiej bramce. Ostatnie podanie, które okazało się monumentalne, bo setne w historii jego występów w La Liga. Co również ważne, po powrocie do Barcelony dostał powołanie do reprezentacji. W 2022 roku nie przegapił żadnego starcia w eliminacjach do mistrzostw świata. W jednym z nich, z Boliwią, założył opaskę kapitańską. Udowodnił, że start w turnieju głównym jest wciąż możliwy. Coraz bardziej prawdopodobny.
Na jego korzyść działa fakt, że Brazylia nie wyznaczyła jeszcze długoterminowego następcy. W obecnym składzie tylko Danilo z Juventusu jest sprawdzonym obrońcą biegającym po prawej stronie. Eder Militao z Realu oraz Marquinhos z PSG od biedy również mogą występować na tej pozycji, ale w klubach nie robią tego albo w ogóle, albo robią sporadycznie. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę brak solidnej alternatywy, to nawet znalezienie się w gronie 23 piłkarzy, którzy pojadą na mundial, będzie nie lada wyczynem.
Dochodzi do tego presja związana z reprezentowaniem Brazylii podczas jej obecnej posuchy na mistrzostwach świata. Żaden kraj nie wygrał więcej niż “Canarinhos”, ale jeśli nie uda się dołożyć kolejnego pucharu w Katarze, to 24 lat różnicy między triumfem w 2002 roku a MŚ w 2026 będzie najdłuższą przerwą bez tytułu w historii tej drużyny narodowej. Dani Alves stoi przed olbrzymią szansą na przerwanie serii.
Jedną z dawnych gwiazd, które wiedzą, jak zmierzyć się z niezwykłą presją, jest Cafu. To on przekazał Daniemu Alvesowi pałeczkę na prawej stronie defensywy “Selecao”. Jako rekordzista pod względem występów w kadrze zdobył dla Brazylii dwa Puchary Świata, w USA oraz Korei Południowej i Japonii. Ma obsesję na punkcie tej statuetki, do tego stopnia, że zlecił wykonanie jej repliki u jubilera w Szwajcarii. Z pełną dokładnością, co do rozmiarów i jakości złota.
W jednym z odcinków Cafu pokazuje Alvesowi dzieło, a kamery chwytają jego wyraz twarzy. Bardzo dobrze widać, co jest życiowym celem byłego gracza Barcelony. Ten znajduje się na wyciągnięcie ręki. Historia nie została jeszcze napisana do końca. W Katarze powstanie epilog. Pytanie tylko, czy z happy endem.

Przeczytaj również