Dopiero co pomogli wyrzucić United z Ligi Mistrzów, a zaraz mogą spaść. "Klub Erdogana" zmierza na dno?

Dopiero co pomogli wyrzucić United z Ligi Mistrzów, a zaraz mogą spaść. "Klub Erdogana" zmierza na dno?
Foto Sipa / PressFocus
Zaledwie kilka miesięcy temu Istanbul Basaksehir potrafił sprawić sporą niespodziankę, pokonując 2:1 Manchester United i przyczyniając się tym samym do odpadnięcia “Czerwonych Diabłów” z Ligi Mistrzów. Teraz turecki klub znajduje się jednak w ogromnym kryzysie i niewykluczone, że rok po historycznym mistrzostwie jego kibicom przyjdzie przełknąć gorzką pigułkę w postaci spadku.
Liga turecka pod względem laurów to dość zamknięte grono. W historii tamtejszych rozgrywek po mistrzostwo sięgnęło ledwie sześć klubów. Oprócz wielkiej trójki, czyli Galatasaray, Fenerbahce i Besiktasu, do tej grupy należą jeszcze Trabzonspor oraz Bursaspor i właśnie Istanbul Basaksehir.
Dalsza część tekstu pod wideo
Sukcesu “Szarych Sów” można było oczekiwać już od dobrych kilku lat. Od 2015 roku klub nie kończył bowiem rozgrywek poniżej czwartego miejsca. Nie od dzisiaj wiadomo jednak, że najciężej nie jest dostać się na szczyt, lecz się na nim utrzymać. A o to w obecnym sezonie będzie aktualnym obrońcom tytułu bardzo trudno.

Powodów jest wiele

Po 25 rozegranych kolejkach Super Lig Basaksehir zgromadził zaledwie 24 “oczka” i plasuje się na dopiero 18. miejscu w tabeli. Pod względem punktów zdobytych na mecz notuje więc gorszy sezon niż to miało miejsce w rozgrywkach 2012/2013, kiedy po po raz ostatni musiał rozstać się z turecką elitą.
- Trudno wskazać powody, dla których znalazł się w takim kryzysie. Mimo tego mistrzostwa Basaksehir jest wciąż płotką na krajowym podwórku. Nie mają zbyt wielu kibiców, pod pewnymi względami to nieco sztuczny twór. Dlatego właśnie nie dostajemy zbyt wielu informacji na temat sytuacji wewnątrz klubu. Krążą jednak pogłoski, że z powodów kłopotów finansowych przestali tam regularnie płacić piłkarzom - mówi nam Kaan Bayazit, dziennikarz “World Soccer Digest” i współautor podcastu “Football à la Turca”.
Rzeczywiście niewielu ekspertów spodziewało się, że po historycznym sezonie Basaksehir będzie w obecnych rozgrywkach aż tak zawodzić. Pojawiło się tam jednak kilka problemów naraz.
- Słaba dyspozycja Basaksehiru to dla mnie mega zaskoczenie, bo po udanym okienku transferowym w mojej opinii był faworytem do zdobycia kolejnego mistrzostwa. Nałożyło się na to kilka problemów. Zablokował się lider zespołu Edin Visca. Nie udało się odnaleźć odpowiedniego następcy Martina Skrtela na środek obrony. Nowi zawodnicy nie okazali się aż tak wielkim wzmocnieniem, a klub ma też problem z mało skutecznymi napastnikami. Wreszcie - za długo wierzono w trenera Okana Buruka - wylicza Filip Cieśliński z agencji “Sport Brokers”, wielki fanatyk tureckiego futbolu.

To nie trener jest problemem

Nie wszyscy uważają jednak, że zwolnienie Okana Buruka była dobrą decyzją Basaksehiru. Trafił on tam latem 2019 roku i już w pierwszym sezonie na Stadionie imienia Fatiha Terima zdołał sięgnąć z klubem po sukces, którego tak bardzo brakowało jego dużo bardziej doświadczonemu poprzednikowi, byłemu selekcjonerowi reprezentacji Turcji Abdullahowi Avciemu.
- Moim zdaniem, Okan zasłużył sobie na nieco więcej czasu, ale należy pamiętać, że w Turcji cierpliwość wobec szkoleniowców jest dość ograniczona. W klubie przybyło sporo problemów, na które sam trener nie miał po prostu zbyt wielkiego wpływu - uważa James Kelly, dziennikarz “These Football Times”.
Następcą Buruka został Aykut Kocaman, który największe triumfy na ławce szkoleniowej świętował w Fenerbahce, jednak minęło już od nich sporo czasu. Z rywalem zza miedzy dekadę temu wywalczył bowiem mistrzostwo kraju, a w 2013 dotarł do półfinału Ligi Europy.
- Po tej zmianie nie widzę zbyt wielkiej różnicy w grze zespołu. Buruk nie potrafił wrócić z drużyną na właściwe tory, ale Kocaman póki co także nie wydaje się osobą będącą w stanie wydobyć klub z kryzysu - mówi Bayazit.
55-latek objął drużynę na początku lutego. Pod jego wodzą Baseksehir rozegrał póki co pięć spotkań. We wszystkich czterech ligowych przegrał, jedyne zwycięstwo, acz bardzo prestiżowe i równie ważne, zanotował przeciwkoFenerbahce w ćwierćfinale Pucharu Turcji. To te rozgrywki mogą uratować sezon klubu, bo już w połowie marca w starciu o finał zmierzą się oni z innym derbowym rywalem, Besiktasem.

Patrząc na innych, pełna stabilizacja

Choć problemy finansowe mogą być sporym utrapieniem dla władz, mając na uwadze historie związane z innymi tureckimi zespołami, wcale nie panuje tam aż taki harmider. W przeszłości zespoły walczące o uniknięcie spadku czasem decydowały się naprawdę na desperackie ruchy. Choćby Ankaragucu zeszłej zimy w ciągu jednego dnia sprowadziło 13 nowych zawodników! Pod tym względem sytuacja IBFK jest nieco spokojniejsza.
- W zestawieniu z “Fener” czy “Galatą”, to w Basaksehirze wcale transferowo nie dzieje się tak wiele, więc nie nazwałbym tego nawet małą rewolucyjką. Zimą “capnęli” ligowych weteranów, Juniora Fernandesa i Omera Ali Sahinera, fajnie zapowiadającego się Yusufa z Malatyi i wypożyczyli Leo Duarte z Milanu, który ma rozwiązać problemy na środku obrony. W skali tureckiej to bardzo spokojne ruchy, tym bardziej patrząc na pozycję w tabeli - opisuje Cieśliński.
Klub w ciągu minionego roku stracił kilku ważnych zawodników. Zespół opuścili tacy gracze jak Eljero Elia, Robinho, Gael Clichy, a ostatnio Irfan Kahveci. Ten ostatni był jedną z największych gwiazd drużyny, a pod koniec stycznia odszedł za zaledwie siedem milionów euro do Fenerbahce. Basaksehir potrafił jednak uzupełnić te straty, a także zatrzymać innych kluczowych graczy.
- Szkielet tej drużyny został zachowany i wciąż jest taki sam. Mert Günok, Edin Visca, Demba Ba, Irfan Can Kahveci, Enzo Crivelli, Mahmut Tekdemir, Mehmet Topal. Ich duży problem stanowi brak wschodzących gwiazd i inwestowanie w starszych zawodników. Patrząc jednak na sytuacje w klubach z czołówki, zmiany w Basaksehirze nie są aż tak znaczące - uważa Bayazit.

Erdogan im raczej nie pomoże

Nie od dziś wiadomo, że Basaksehir jest klubem wspieranym przez Recepa Tayyipa Erdogana, prezydenta Turcji, który poprzez swoją pomoc IBFK postanowił poniekąd zemścić się na kibicach innych stołecznych ekip. Przy takim protektoracie spadek wydaje się niemal niemożliwy.
- Nie sądzę jednak, by w razie nawet spadku Erdogan pomógł im do tej ligi wrócić. Jego “robota” z Basaksehirem jest już chyba skończona. Celem było mistrzostwo i to się udało. Klub dołączył do ekskluzywnego grona mistrzów kraju, a Partia Sprawiedliwości i Rozwoju, na której czele stoi Erdogan, osiągnęła tym samym postawiony cel - twierdzi Kelly.
Klub może więc tak naprawdę liczyć tylko na siebie. Biorąc pod uwagę, że ma czwartą najdroższą kadrę w całej lidze, jego spadek wciąż wydaje się istnym science-fiction. Patrząc jednak na aż siedem porażek w ostatnich dziewięciu meczach ligowych i fakt, że z powodu kontuzji wciąż niezdolny do gry jest Edin Visca, nie wydaje się to scenariusz całkowicie niemożliwy.
- Jeśli spojrzysz na zespoły sąsiadujące z nimi w tabeli, to one zdobywają jednak te punkty. Starta do bezpiecznej strefy wciąż jest jednak stosunkowo mała i tu należy upatrywać szans Basaksehiru. By jednak się utrzymać, trzeba jak najszybciej zacząć punktować - podsumowuje Bayazit.

Przeczytaj również