Dramatyczny stan Ekstraklasy! "Fusy" już nie mącą w kadrze

Dramatyczny stan Ekstraklasy! "Fusy" już nie mącą w kadrze
Press Focus
Adam Nawałka korzystał z nich w rekordowych ilościach. Jerzy Brzęczek w meczach o punkty unika jak ognia. Piłkarze z PKO Ekstraklasy odgrywają marginalna rolę w reprezentacji Polski. Wyliczyliśmy, że ich wkład w awans do mistrzostw Europy to zaledwie 0,6 procenta! Bynajmniej nie jest to przejaw dyskryminacji obecnego selekcjonera, a smutny wniosek, że w naszej lidze jest coraz mniej jakości. Mała szansa, że w najbliższym czasie będzie lepiej.
Gdy w maju 2016 roku Adam Nawałka powołał 23-osobową kadrę na mistrzostwa Europy, wśród nominowanych zawodników znalazło się aż dziesięciu graczy, którzy na co dzień reprezentowali barwy ekstraklasowych klubów. To rekord, kiedy po upadku komunizmu zawodnicy z Polski mogą swobodnie wyjeżdżać do za granicę.
Dalsza część tekstu pod wideo

Bohaterowie EURO 2016

Tak zwane „fusy”, jak sami lubili się nazywać, nie były bynajmniej zawodnikami drugiego planu. W turnieju finałowym, który dostarczył polskim kibicom tak wiele radości, część z nich odgrywała kluczową rolę. Artur Jędrzejczyk świetnie zastąpił na lewej obronie kontuzjowanego Macieja Rybusa. Michał Pazdan stworzył z Kamilem Glikiem jeden z najlepszych duetów stoperów EURO (stracone tylko dwa gole) i grał tak dobrze, że powstała o nim piosenka.
Krzysztof Mączyński był jednym z najważniejszych żołnierzy ówczesnego selekcjonera, a Bartosz Kapustka przebojem wdarł się do podstawowego składu, czym załatwił sobie transfer do Leicester City. Można wymienić jeszcze ważnych zmienników - Sławomira Peszkę i Tomasza Jodłowca - służących Nawałce w trudnych momentach.
Ekstraklasa mogła pochwalić się godnymi reprezentantami, ale z biegiem czasu ich rola w kadrze zaczęła jednak maleć. Nie pojawiali się za to następcy. U Nawałki do końca ważni byli Pazdan czy Mączyński. W pożegnalnym meczu nieudanego mundialu z Japonią w podstawowym składzie wystąpiło trzech ekstraklasowiczów.
Rafał Kurzawa, wtedy Górnik Zabrze, zaliczył nawet asystę przy golu Jana Bednarka, który dał honorowe zwycięstwo w Wołgogradzie. Z Kolumbią zagrało dwóch przedstawicieli polskiej ligi. Z Senegalem jeden.

Totalny zjazd Ekstraklasy

Trzeba cofnąć się do 11 października 2016 roku i spotkania el. MŚ z Armenią, aby odnotować mecz za kadencji Nawałki, w którym nie zagrał nikt z Ekstraklasy. To jedyne takie spotkanie tamtych kwalifikacji, gdy zawodnik z naszej ligi nie wszedł nawet z ławki.
Dziś obserwujemy odwrotną regularność i bardzo negatywna tendencję. Gdy stery w kadrze przejął Brzęczek, „fusów” w reprezentacyjnym dzbanku jest znacznie mniej. W el. EURO 2020 piłkarze z Ekstraklasy odegrali wręcz marginalną rolę. W dziesięciu spotkaniach ŻADEN nie wystąpił w podstawowym składzie!
Spójrzmy na listę rozegranych spotkań w minionych kwalifikacjach:
  • Austria – Polska 0:1 (ZERO ZAWODNIKÓW Z EKSTRAKLASY)
  • Polska – Łotwa 2:0 (JAKUB BŁASZCZYKOWSKI – 28 MINUT, ASYSTA)
  • Macedonia – Polska 0:1 (ZERO ZAWODNIKÓW Z EKSTRAKLASY)
  • Polska – Izrael 4:0 (ZERO ZAWODNIKÓW Z EKSTRAKLASY)
  • Słowenia – Polska 2:0 (JAKUB BŁASZCZYKOWSKI – 20 MINUT)
  • Polska – Austria 0:0 (JAKUB BŁASZCZYKOWSKI – 19 MINUT)
  • Łotwa – Polska 0:3 (ZERO ZAWODNIKÓW Z EKSTRAKLASY)
  • Polska – Macedonia 2:0 (ZERO ZAWODNIKÓW Z EKSTRAKLASY)
  • Izrael – Polska 1:2 (DOMINIK FURMAN – 6 MINUT)
  • Polska – Słowenia 3:2 (ARTUR JĘDRZEJCZYK – 83 MINUTY, KAMIL JÓŹWIAK – 4 MINUTY)
Przez całe eliminacje Brzęczek wystawiał jedenastki złożone tylko z piłkarzy grających w ligach zagranicznych. Reprezentacja Ekstraklasy ograniczyła się do czterech nazwisk, które zebrały łącznie marne 160 minut.Byłoby jeszcze mniej, gdyby nie szybka kontuzja Glika ze Słowenią.
Zakładając, że w dziesięciu meczach eliminacyjnych do rozdysponowania przez selekcjonera jest 9900 minut, zawodnicy biegający na co dzień po polskich boiskach mieli zaledwie 0,6 procenta wkładu w awans Biało-czerwonych! To przytłaczająco smutna liczba. Niestety, "niechęć" Brzęczka do naszych ligowców nie bierze się znikąd.
Przyczyn nie trzeba długo szukać. Są aż nadto widoczne:
  • Po pierwsze, Ekstraklasa zajmuje obecnie 32. miejsce w rankingu UEFA. To najgorsza pozycja w historii.
  • Po drugie, kluby beznadziejnie spisują się w europejskich pucharach, co odbija się właśnie na rankingu. Jeśli któryś zespół awansował do fazy grupowej, to była to Legia Warszawa. Ale w ostatnich trzech sezonach nawet ona przepadała w przedbiegach. W tym także zaliczyła potknięcie z Omonią Nikozja. Ciągle liczymy, że któraś drużyna - Legia, Lech lub Piast - przebije się przez eliminacje Ligi Europy. Natomiast jeśli będzie inaczej, zdziwionych znajdzie się garstka. Popadliśmy w totalny marazm i dziś musimy bać się niemal każdego - klubów z Cypru, Kazachstanu, Słowacji, Mołdawii czy Luksemburga.
  • Po trzecie, kandydaci na reprezentantów bardzo szybko wyjeżdżają za granicę. Kuszą ich lepsze kontrakty i możliwość spróbowania swoich sił w o wiele silniejszych ligach. Kapustka, gdy tylko zaistniał w kadrze, czmychnął do Anglii, co z perspektywy czasu okazało się błędem. Szybko wyjechał również Szymon Żurkowski, który ocierał się o reprezentację, a teraz męczy się we Włoszech. Z najnowszych przykładów: 19-letni Michał Karbownik za maksymalnie kilkanaście dni trafi do Napoli. 22-letni Kamil Jóźwiak także szykuje się do transferu. Jego rówieśnicy, Robert Gumny i Przemysław Płacheta, już znaleźli zainteresowanych - odpowiednio Augsburg oraz Norwich City. 21-letni Jakub Moder też mógłby wyjechać, ale zamierza rozegrać jeszcze jeden sezon w Lechu.

    Dla wielu decyzja o transferze kończy się utonięciem, a co za tym idzie brakiem powołań. Pozytywnym przykładem jest Sebastian Szymański. 21-latek wyjechał do Dynama Moskwa i radzi sobie bardzo dobrze. W tym sezonie jest najlepszym asystentem ligi, a w ubiegłym roku był odkryciem w kadrze Brzęczka. Dziś to murowany kandydat na podstawowego skrzydłowego reprezentacji.

Światełka nadziei nie widać

Te argumenty powodują, że Brzęczek z biegiem czasu zaczął przymykać oko na zawodników z Ekstraklasy. Na początku swej pracy, równo dwa lata temu, jeszcze był w nim patriotyczny entuzjazm.
Były trener Wisły Płock sięgał po swoich byłych podopiecznych - głównie Damiana Szymańskiego. Ale zapał szybko zgasł. W czterech spotkaniach pierwszej edycji Ligi Narodów w podstawowym składzie wystąpiło trzech zawodników - Artur Jędrzejczyk (90 minut z Portugalią), Szymański (45 minut z Włochami) i Przemysław Frankowski (90 minut w drugim spotkaniu z Portugalczykami). Niebywała mizeria.
Brzęczek prowadził do tej pory reprezentację w szesnastu meczach i tylko cztery razy wystawił zawodnika z Ekstraklasy w podstawowym składzie - trzeba doliczyć jeszcze występ Frankowskiego w towarzyskim spotkaniu z Czechami. Ani razu od pierwszej minuty nie wystąpił więcej niż jeden piłkarz. Jeśli podkreślimy, że Frankowski i Szymański także wyjechali już za granicę, rysuje nam się dramatyczny obraz poziomu naszej ligi.
Na trwającym zgrupowaniu przed meczami z Holandią oraz Bośnią i Hercegowiną przebywa pięciu zawodników z Ekstraklasy:
  • Michał Karbownik i Artur Jędrzejczyk (Legia Warszawa)
  • Kamil Jóżwiak i Jakub Moder (Lech Poznań)
  • Paweł Bochniewicz (Górnik Zabrze)
Wynik całkiem przyzwoity jak na ostatnie realia. Tyle, że za kilka dni trójka z nich najprawdopodobniej będzie szykowała się do przeprowadzki, bo oprócz Karbownika i Jóźwiaka ofertę z Heerenven ma Bochniewicz.
Poza tym żaden z tych piłkarzy na tę chwilę nie ma wielkich szans na grę w podstawowym składzie. Może Jóźwiak, może Karbownik? Ale to na pewno nie tacy pewniacy jak 2-3 lata temu Pazdan czy Mączyński.
Reprezentacja działa na ligę jak test jakości. Wychodzi wynik wybitnie negatywny. W najbliższym czasie „Fusy” w kadrze raczej porządnie nie zamącą.

Przeczytaj również