Era tymczasowego trenera. Jak długo Solskjaer i Solari mogą wytrzymać na ławce?

Era tymczasowego trenera. Jak długo Solskjaer i Solari mogą wytrzymać na ławce?
imagestockdesign / shutterstock.com
Kluby ze ścisłego topu niemal zawsze potrzebują sukcesu na już, na teraz, na wczoraj. Okres projektów długoterminowych bezpowrotnie minął i obecnie żadna drużyna z czołówki nie może sobie pozwolić na chociażby 2 lata posuchy. Doprowadza to do tego, że trenerzy ekip pokroju Manchesteru United czy Realu Madryt mogą stracić pracę właściwie po każdym meczu, a wtedy na scenę niespodziewanie wkraczają tzw. szkoleniowcy tymczasowi.
Bieżący sezon stanowi idealne potwierdzenie tego, że w obecnym świecie piłki pełne zaufanie do trenera to właściwie fikcja. Ewentualny spadek formy drużyny wzbudza od razu dyskusje i polemikę nt. jakości danego menedżera i coraz częściej prowadzi do zwolnień.
Dalsza część tekstu pod wideo
Posada Niko Kovaca od kilku tygodni wisi na włosku i jest ratowana właściwie tylko przez wyczyny Lewandowskiego. Bayern może zawdzięczać polskiemu snajperowi większość zwycięstw, ale tyle szczęścia co do swoich podopiecznych nie mieli Mourinho i Lopetegui, którzy po passie niepowodzeń zostali wyrzuceni odpowiednio z United oraz Realu.
Ich następcami zostali niedoświadczeni Ole Gunnar Solskjaer oraz Santiago Solari. I tu nasuwa się pytanie, czy działacze klubów postępują odpowiednio, zwalniając w środku sezonu szkoleniowców, którzy już stworzyli fundamenty, tylko po to, by zatrudnić debiutantów, jeśli chodzi o trenerkę na najwyższym poziomie?

Doświadczenie w cenie

Oczywiście nikt raczej nie uważa, że Mourinho i Lopetegui powinni zachować prace, ponieważ postawa ich drużyn była skandaliczna na każdej płaszczyźnie, jednak kontrowersje mogą wzbudzać właśnie wybory ich następców, którzy niczego nie osiągnęli w poważnej piłce w roli szkoleniowców.
W środku sezonu trudno wyciągnąć trenera z topu, jednak na rynku zawsze są jakieś opcje nieco pewniejsze niż Solari i Solskjaer. Do wzięcia byli chociażby Blanc czy Heynckes, który już w zeszłym sezonie udowodnił, że jest idealnym „strażakiem”.
73-latek objął drużynę w połowie sezonu, wygrał z nią kolejny tytuł mistrzowski, a w Lidze Mistrzów odpadł tylko przez indywidualny błąd Ulreicha, który zniweczył plany Bawarczyków o szóstym triumfie w europejskich pucharach.
Krótka kadencja Heynckesa udowodniła, że zmiany w środku sezonu czasem są konieczne, aczkolwiek tylko gdy w miejsce zwolnionego trenera przyjdzie ktoś kto od razu wzniesie drużynę na wyższy poziom.
Brak doświadczenia u trenera w wielkim klubie może być kluczowym czynnikiem decydującym o niepowodzeniach. Najlepiej widać to również na przykładzie Bayernu, do którego przyszedł Niko Kovac po zaledwie dwóch sezonach pracy w Bundeslidze.
Na efekty zatrudnienia „żółtodzioba” nie trzeba było długo czekać. W trakcie jednego z meczów Robben odmówił udania się na rozgrzewkę, agent Jamesa otwarcie przyznaje, że nie rozumie czemu jego klient jest rezerwowym, a szacunku do niemieckiego trenera nie potrafiła okazać nawet żona Thomasa Mullera.
Bayern przepełniony konfliktami ogląda w tabeli plecy Borussii Dortmund, a temat zwolnienia Kovaca coraz częściej przewija się w mediach. Dotychczasowa przygoda 47-latka w Monachium kładzie nieco cień na wszystkich niedoświadczonych trenerów, którzy próbują swoich sił w wielkich klubach, gdzie poziom ego niektórych gwiazd niestety nie zawsze idzie w parze z faktycznymi umiejętnościami.

Jedno trofeum wiosny nie czyni

Każdego trenera oczywiście rozlicza się z pucharów i tu na mały plusik zasłużył już Santiago Solari, który w sobotę poprowadził Real Madryt do triumfu w Klubowych Mistrzostwach Świata.
Ole Gunnar Solskjaer na razie nie miał i w najbliższej przyszłości raczej nie będzie miał okazji do zagrania w jakimkolwiek finale, ale w tym miejscu warto dodać, że nawet pojedyncze triumfy nie gwarantują trenerom komfortu pracy.
Jak już wyżej wspomniano, kluby ze ścisłego topu muszą wygrywać cyklicznie, gabloty muszą być systematycznie wypełniane nowymi zdobyczami.  Przy podejmowaniu decyzji o pozostawieniu lub zwolnieniu szkoleniowców prezesi już właściwie nie patrzą na to ile dany trener osiągnął w minionych sezonach, ale biorą pod uwagę jak wiele okazji do zwycięstw zostało przegapionych.
Wystarczy spojrzeć na to co się dzieje u ligowego rywala Manchesteru United, czyli Chelsea, gdzie trenerzy właściwie żyją z dnia na dzień.
Najlepszym dowodem na obsesyjną potrzebę ciągłego wygrywania jest historia Roberto di Matteo, który po zwolnieniu Andre Villas-Boasa został pierwszym trenerem Chelsea. 10 dni po tym wyróżnieniu doprowadził do jednego z największych powrotów w historii „The Blues” (londyńczycy awansowali po dogrywce do ćwierćfinału Ligi Mistrzów mimo porażki 1:3 w pierwszym meczu z Napoli), następnie wyeliminował wielką Barcelonę Pepa Guardioli, a na koniec wygrał Puchar Europy, pierwszy w historii klubu.
To jednak nie uchroniło go przed surowym podsumowaniem pracy na półmetku kolejnego sezonu. Chelsea przegrała Superpuchar Europy, zajęła trzecie miejsce w grupie Ligi Mistrzów, a w tabeli oglądała plecy obu drużyn z Manchesteru. I tak oto poleciała głowa di Matteo, który kilka miesięcy wcześniej poprowadził klub do największego sukcesu w historii.

Słomiane zaufanie

I tu pojawia się główny problem, przed którym staną Solskajer, ale przede wszystkim Solari na koniec tego sezonu, a mianowicie dorobek zespołów w postaci zdobytych trofeów. Sytuacja Norwega jest o tyle odmienna, że klub od razu zaznaczył, iż nie wiąże z 45-latkiem wielkich planów na przyszłość.
Wszystko może się zmienić jeśli pod wodzą Solskjaera „Czerwone Diabły” utrzymają formę z meczu przeciwko Cardiff przez dłuższy okres, aczkolwiek na tę chwilę jedyne czego można wymagać od Norwega to stworzenie podwalin pod nowy Manchester United, który poprowadzi Zidane, Pochettino lub inny trener z czołówki.
Z zupełnie innego założenia wychodzi Florentino Perez, który na początku każdej kadencji nowego trenera okazuje mu pełnię zaufania w postaci wieloletniego kontraktu. Nie inaczej było w przypadku zatrudnienia w połowie sezonu Solariego.
Długość umowy wiążącej Hiszpana z „Królewskimi” oraz forma 13-krotnych zdobywców Pucharu Europy mogłaby sugerować, że Solari na 100% pozostanie na stanowisku przynajmniej do końca następnego sezonu.
Szkopuł w tym, że każdy kto interesuje się klubem z Madrytu wie, że zarówno umowa jak i mało istotne puchary nie będą nic znaczyły, jeśli Real nie odniesie kolejnego triumfu w Lidze Mistrzów lub nie zdetronizuje Barcelony na krajowym podwórku.
Benitez czy Lopetegui również podpisywali 3-letnie kontrakty, Florentino Perez zapewniał, że dane projekty są długoterminowe i z pewnością przyniosą „Los Blancos” wiele korzyści, a jak to się skończyło każdy wie – obaj panowie wylatywali po 3-4 miesiącach.

Zarządzanie kryzysem

Na razie Solari radzi sobie dosyć dobrze, szczególnie w porównaniu z marazmem w jaki popadł Real pod wodzą Lopeteguiego, ale o jego przyszłości zadecydują dopiero wyniki „Królewskich” na wiosnę. Porażki na wszystkich trzech frontach mogą nieco zweryfikować zapewnienia Pereza o pełnym zaufaniu jakim obdarzył argentyńskiego szkoleniowca.
Szczególnie, że Solari pracuje na Bernabeu dopiero półtora miesiąca, a już w drużynie doszło do pewnych niesnasek w związku z podziałem minut pośród zawodników ofensywnych.
Coraz głośniej mówi się o możliwym odejściu Isco, który nie cieszy się wielkim zaufaniem Solariego. W ciągu sześciu meczów ligowych za kadencji Argentyńczyka wychowanek Valencii zagrał zaledwie 95 minut.
Oliwy do ognia dodał finał Klubowych Mistrzostw Świata, gdy Isco nie znalazł się w wyjściowym składzie, ani nie wszedł na boisko jako rezerwowy. Zdaniem Solariego na grę bardziej zasługiwali Vinicius i Asensio.
Wsparcie Isco okazał za to kapitan drużyny – Sergio Ramos, który niejako zadedykował strzelonego gola hiszpańskiemu pomocnikowi, co mogło zostać odebrane jako sprzeciw wobec decyzji personalnych Solariego.
Nie tak dawno Ramos udzielił wypowiedzi, która miała stanowić smutne epitafium Julena Lopeteguiego jako szkoleniowca Realu Madryt, aczkolwiek minęło parę tygodni i słowa te mogą stanowić teraz podsumowanie wyborów Solariego.

(Krótkotrwały) efekt nowej miotły

Co do Solskjaera, to jego byt na Old Trafford z pewnością mogą przedłużyć ewentualne triumfy, które Norweg może święcić wraz z „Czerwonymi Diabłami”, jednak trudno na tę chwilę wyobrazić sobie, aby klub z Manchestereu zdołał wygrać jakiekolwiek trofeum.
W Lidze Mistrzów na podopiecznych 45-latka czekają już rozpędzeni paryżanie, w Premier League United tracą do lidera „skromne” 19 punktów i właściwie jedyną okazją do podniesienia jakiegoś pucharu będą rozgrywki FA Cup.
Podsumowując, wiele wskazuje na to, że najbardziej utytułowany klub na Wyspach zakończy sezon z pustymi rękami i w tym momencie Woodward i spółka będą musieli podjąć trudną decyzję o pozostawieniu Solskjaera lub zatrudnieniu np. Mauricio Pochettino.
Na razie sympatycy United mogą żyć w euforii po okazałej wygranej przeciwko Cardiff, ale wiele wskazuje na to, że katalizatorem dobrej formy zawodników Manchesteru było po prostu odejście toksycznego Mourinho, a nie praca jaką wykonał Solskjaer.
Najlepszym podsumowaniem ulgi jaką poczuli „Zjednoczeni” po zwolnieniu Portugalczyka był krótki filmik, na którym Alexis Sanchez przyjeżdżał do ośrodka treningowego przy akompaniamencie dosyć wymownej muzyki.

Powiew świeżości

Zarówno „piątka” Manchesteru, którą zaaplikowali Cardiff, jak i solidna postawa Realu w lidze w połączeniu z triumfem w Klubowych Mistrzostwach Świata najprawdopodobniej były spowodowane oczyszczeniem drużyny po zakończeniu współpracy z Lopeteguim i Mourinho.
Trudno upatrywać w Solskjaerze i Solarim cudotwórców, którzy nagle wynieśli Real i Manchester na nieosiągalny wcześniej poziom. Jakość kadr tych ekip jest niepodważalna i to prędzej poprzedni szkoleniowcy nie wykorzystywali pełni potencjału, niż aktualni robili coś ponad stan.
Wszystko wyjaśni dopiero runda wiosenna, po której nastąpią bezlitosne podsumowania. Liczba trofeów zdobytych przez Solskjaera i Solariego będzie pewnie kluczowym czynnikiem przy rozważaniach prezesów obu klubów nt. planów na najbliższy sezon.
Ewentualny brak sukcesów zapewne będzie oznaczał potrzebę kolejnego impulsu i wprowadzenia nieco świeżości do szatni w postaci nowego trenera, znów tylko tymczasowego, którego przygoda z topową drużyną będzie trwała tak długo, jak długo do muzeum klubowego będą trafiały nowe eksponaty.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również