EURO zamiast emerytury. Miał odcinać kupony i wspierać młodzież, może grać do czterdziestki

EURO zamiast emerytury. Miał odcinać kupony i wspierać młodzież, może grać do czterdziestki
screen youtube
Gdy Maarten Stekelenburg rok temu wracał do Ajaksu, wydawało się, że zamierza spędzić w Amsterdamie spokojną piłkarską emeryturę. Los dał jednak bramkarzowi-weteranowi szansę na ostatni taniec na międzynarodowej scenie. 38-latek pojechał na EURO, mimo że jeszcze kilka miesięcy temu nikt by w to nie uwierzył.
Doświadczony golkiper wrócił do Amsterdamu przed startem sezonu. Ajax opuścił dziewięć lat wcześniej. Najpierw grał w Romie, potem Fulham, AS Monaco, Southampton i Evertonie. W większości z tych klubów powtarzał ten sam schemat. Przychodził, by odgrywać rolę numeru jeden, lecz tracił miejsce między słupkami i lądował na ławce.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wielu kibiców mogło sądzić, że już nigdy poważnie nie zaistnieje na naprawdę wysokim poziomie. Tymczasem, zamiast spokojnie odliczać dni do zawieszenia butów na kołku, Stekelenburg jest częścią kolejnego turnieju międzynarodowego - niemal dekadę po swoim ostatnim wyjeździe na wielkie mistrzostwa.

Miał być tylko zmiennikiem

W ciągu trzech ostatnich lat na Goodison Park rozegrał zaledwie pięć spotkań na wszystkich frontach. Pomimo tego przygarnął go zespół, w jakim stawiał pierwsze kroki. “De Godenzonen” szukali zmiennika dla Andre Onany, a ich wcześniejsze wybory, krótko mówiąc, pozostawiały wiele do życzenia. Postawili więc na 38-letniego wychowanka klubowej akademii, który miał na koncie niemal 300 gier w ich koszulce.
- Przychodził po kampanii, w której kilkukrotnie zdarzyło się, że Onana nie mógł zagrać i w jego miejsce wskakiwał słaby Kostas Lamprou lub wypożyczony z Portugalii Bruno Varela, który też zawodził. W klubie potrzebowali więc solidnego rezerwowego. Mimo 37 lat na karku, wiadomo było, że dobrze spisze się w tej roli. W końcu nie bez powodu miał kontrakt w Premier League - opowiada nam o Stekelenburgu Tomasz Weinert, fan Ajaksu, prowadzący na YouTubie kanał "JZW Piłka Nożna".
Chociaż mogliśmy spodziewać się, że przyjazd do stolicy Kraju Tulipanów ma stanowić dla weterana spokojne domknięcie kariery na starych śmieciach, fani cieszyli się z takiego ruchu. 58-krotny reprezentant Holandii w pierwszej dekadzie XXI wieku, również w okresach trudniejszych dla krajowego hegemona, dawał im wiele powodów do radości. To zresztą typ zawodnika budzący szacunek i sympatię w oczach trybun.
- Był kapitanem Ajaksu, jednym z ulubieńców kibiców. Ma bardzo silny charakter. Mocno identyfikował się z klubem. Nikt nie miał wątpliwości, że jest bardzo związany z barwami, zresztą relacja była “obustronna”, fani też bardzo go cenili - kontynuuje Weinert. - W końcu dał im wiele bardzo miłych wspomnień, chociażby decydującą interwencję w serii rzutów karnych podczas finału Pucharu Holandii przeciw AZ Alkmaar w 2007 roku. Wszyscy czuli radość, że wrócił.
Niemniej, nie oczekiwano sobie po nim wiele. Miał wskoczyć do bramki w mniej ważnych meczach pucharowych, może pomóc młodszym kolegom dobrą radą. Los jednak miał inne plany…

Afera dopingowa

W lutym pojawiły się szokujące informacje. W moczu Andre Onany wykryto niedozwoloną substancję - furosemid. Kameruńczyk zarzekał się, że to efekt pomylenia tabletek, lecz organ dyscyplinarny UEFA podjął decyzję o bardzo surowej karze. Golkiper został zawieszony na 12 miesięcy. Edwin van der Sar nazwał zaistniałą sytuację “porażką nie tylko zawodnika, ale i całego klubu”. Tym samym amsterdamczycy nagle stracili swoją “jedynkę” w bramce. Musieli sięgnąć po zmiennika.
Dzięki temu Stekelenburg przerwał trwające od 6 maja 2017 roku oczekiwanie na mecz ligowy. Ostatnie spotkanie w Premier League dla Evertonu zaliczył bowiem w 36. serii gier rozgrywek 2016/17, przeciwko Swansea. Od tamtej pory, przez trzy i pół roku zaliczył łącznie pięć spotkań dla The Toffees i jeden występ dla “de Godenzonen”, w końcówce stycznia w pucharze kraju. Po 38-latku nie było jednak widać braku rytmu meczowego.
- Może i nie grał w lidze, ale należy pamiętać, że my, kibice, nie widzimy wszystkiego. Skoro wciąż utrzymywał się w mocnych drużynach, to można założyć, że to świetny profesjonalista, potrafi dbać o siebie i prezentuje odpowiedni poziom na treningu - komentuje Tomasz Weinert. - Gdyby nie czuł się gotowy, to na pewno nie wróciłby do Amsterdamu, tylko po prostu skończył karierę. Sam, jako kibic, nigdy nie miałem wątpliwości, że będzie gotowy, by wskoczyć między słupki, gdy będzie taka konieczność. No i nadeszła.
Wszedł do bramki i z miejsca okazał się godny zaufania. Zaliczył udaną połowę sezonu, notując 10 czystych kont w 21 występach. Rozegrał świetne zawody m.in. podczas wygranego 3:0 prestiżowego spotkania z Feyenoordem w Rotterdamie, gdzie obronił rzut karny Leroya Fera.
To miała być spokojna emerytura, a Stekelenburg w kompletnie niespodziewanej sytuacji dołożył dużą cegiełkę do zdobycia mistrzostwa i krajowego pucharu. Z jednej strony trudno dziwić się, że selekcjoner Frank de Boer zwrócił na niego uwagę. Z drugiej - chyba nikt przed 5 lutego nie śmiał nawet sądzić, że stary wyjadacz znajdzie się na liście powołań.

EURO zamiast emerytury

Chociaż jeszcze na początku mało kto mógł zakładać, że 38-latek pojedzie na mistrzostwa Europy, w obliczu dobrej formy, de Boer dał mu w marcu szansę. Pojechał na kadrę pierwszy raz od 2017 roku. W trzech meczach eliminacji mundialu bronił Tim Krul, a najbardziej doświadczony z golkiperów odgrywał rolę jego zmiennika. Obaj znaleźli się w drużynie jadącej na turniej. Na Euro miał pojawić się również Jasper Cillessen - w teorii faworyt do podstawowego składu. Dlatego wydawało się, że weteran powalczy przede wszystkim o miejsce pierwszego zmiennika.
Cillessen został jednak skreślony z listy powołań z powodów zdrowotnych. Tym samym otworzyły się drzwi do miejsca w jedenastce de Boera. Powołanie nie było w końcu dziełem przypadku. Teraz trzeba wygrać rywalizację z Krulem. Trzeciego bramkarza, Marco Bizota, selekcjoner miał przecież zamiar zostawić w domu.
- Zabranie Maartena na turniej była dosyć logiczna decyzja, mogliśmy spodziewać się takiego wyboru. Trudno byłoby znaleźć dla niego alternatywę - komentuje Weinert. - Mam nadzieję, że zadecyduje przede wszystkim postawa na treningach i będzie w stanie wywalczyć sobie miejsce między słupkami.
Stekelenburg to nie tylko walory sportowe, ale i wielkie doświadczenie. W końcu nie opuścił ani minuty podczas mundialu 2010, gdy Holendrzy doszli do samego finału. Znajdował się też w kadrze podczas turnieju w 2006 roku i na EURO 2008 oraz 2012. Zresztą ostatni mecz na mistrzostwach Europy “Oranje” wygrali właśnie z nim w bramce - 2:0 z Rumunią w Bernie. Prawie 13 lat temu.
W międzyczasie reprezentacja przeszła już więcej niż jedną przemianę pokoleniową. A golkiper Ajaxu właśnie do niej wraca, by pomóc na kolejnym wielkim turnieju. Chociaż oczekiwań nie należy stawiać zbyt wysoko, może wnieść do szatni ważne aspekty.
- Na pewno ma cechy przywódcze, lecz trudno zakładać, że będzie najważniejszą postacią szatni. W razie potrzeby może jednak przejąć inicjatywę lub odgrywać rolę „chłodnej głowy” - studzić optymizm, gdyby koledzy zaczęli się podpalać. Co więcej, dobrze gra nogami. Co więcej, chociaż Krul po pamiętnym mundialu w Brazylii uchodzi za eksperta od obrony karnych, on również jest pod tym względem bardzo dobry - kontynuuje Weinert.
Może to właśnie z nim między słupkami “Oranje” mają w końcu przełamać się po ponad dekadzie oczekiwania na wygraną podczas europejskiego czempionatu. Ależ mielibyśmy historię!

Jeszcze nie mówi “pas”

Nieoczekiwany splot okoliczności sprawił, że Stekelenburg, pomimo kilku lat praktycznie bez gry, przeżył piłkarski renesans. Wydaje się, że powrót do Ajaksu to ostatni rozdział jego kariery, lecz powrót do regularnych występów i powołanie na Euro mogą oznaczać, że pociągnie jeszcze trochę.
- Myślę, że kolejny sezon może być jego ostatnim. Nie dawał publicznie żadnych deklaracji, lecz nie widać, żeby z wiekiem tracił formę. Wydaje się, że został mu rok-dwa i zakończy swoją przygodę z futbolem w domu, w Amsterdamie, bez żadnego wyjazdu na odcinanie kuponów - mówi Weinert.
Niemniej, przynajmniej do powrotu Onany, nie musi drżeć o miejsce między słupkami. W zakończonym niedawno sezonie przekroczył granicę 300 występów w koszulce Ajaxu, wskakując na 24. miejsce w tabeli zawodników z największą liczbą gier dla “de Godenzonen”. Pierwsza piętnastka rankingu wciąż jest w jego zasięgu, gdyż konkurencja w nadchodzących rozgrywkach nie powinna być zbyt wielka, a nawet jako numer dwa będzie pewnie występował w pucharach.
- Do Amsterdamu ściągnięto z Vitesse Remko Pasveera, również bardzo doświadczonego bramkarza, ale to Maarten będzie numerem jeden do końca zawieszenia Kameruńczyka - ocenia nasz rozmówca. - Najpierw musimy zobaczyć, jak rozwiąże się sytuacja Onany, bo wciąż trwają negocjacje w sprawie przedłużenia kontraktu. Obecny wygasa za rok, lecz dalej mamy rozbieżności na tyle duże, że niemal pewne wydaje się pożegnanie z nim już tego lata. Ma też przyjść młody Jay Gorter z Go Ahead Eagles, który na zapleczu Eredivisie zaliczył rekordowe 25 czystych kont, ale on będzie raczej potrzebował sezonu na wprowadzenie.
Maarten Stekelenburg miał być zmiennikiem i mentorem dla młodzieży, a tymczasem pisze jeszcze jeden piękny rozdział kariery. W lutym minie 20 lat od jego debiutu w barwach Ajaxu i niewykluczone, że ten jubileusz będzie świętował z poziomu murawy. Jeśli zagra chociaż jeden mecz na Euro, to udowodni, że w futbolu nie ma takiego określenia, jak “za stary”. W końcu po tylu latach grzania ławy, mając 38 wiosen na karku, potrafił zawalczyć o powrót do kadry. A to coś, co musi budzić szacunek. Pytanie tylko, czy po opuszczeniu Amsterdamu jego przygoda z piłką mogła potoczyć się lepiej.

Przeczytaj również