Im dzieje się gorzej, tym dla niego lepiej. Ancelotti to najlepszy plaster na krwawiącą ranę Realu Madryt

Im dzieje się gorzej, tym dla niego lepiej. Ancelotti to najlepszy plaster na krwawiącą ranę Realu Madryt
RemotePhotoPress / shutterstock.com
Odtworzenie ekscytujących występów i wyników z jego pierwszej kadencji nie będzie łatwym zadaniem. Carlo Ancelotti przychodzi w zupełnie innych okolicznościach, jednak siłą spokoju, doświadczeniem i dobrą ręką do ludzi znów może posłać “Królewskich” na szczyt.
Są tacy trenerzy, którzy widzieli w futbolu wszystko. Zjedli na tym sporcie zęby. Kiedy w pierwszym meczu pretemporady “Królewskich” na Ibrox w Glasgow widniał wynik 2:1 dla gospodarzy, a Szkoci naciskali jeszcze w końcówce spotkania, dążąc do zadania decydującego ciosu, Carlo Ancelotti, od czerwca nowy sternik Realu, dał znać sędziemu, by ukrócił męki jego zespołu i skończył mecz równo w 90. minucie. Arbiter przystał na sugestię Włocha. W normalnych okolicznościach szkoleniowcy na 3 tygodnie przed rozpoczęciem sezonu trzęśliby się z nerwów, widząc, jak daleko od formy są ich piłkarze, ale to nie przypadek Carlo. Jego twarz zawsze emanuje spokojem.
Dalsza część tekstu pod wideo

Obsesja na punkcie Mbappe

To aż dziwne, bo trudno o optymizm, jeśli spojrzy się na to, jak przebiega okienko transferowe w Madrycie. Wieje wielką smutą. Wicemistrzowie Hiszpanii stracili dwójkę podstawowych stoperów (Sergio Ramos - Raphael Varane), zastąpili ją tylko jednym klasowym obrońcą w postaci Davida Alaby i z wnętrza klubowych budynków słychać, że to może być ostatni nabytek Realu tego lata.
Trwa “operacja Mbappe”, która równie dobrze może się zakończyć sukcesem, jak i niepowodzeniem. Na wszelki wypadek kierownictwo szuka oszczędności zarówno na kwotę odstępnego za Francuza, jak i na jego olbrzymią pensję. Z tego względu mówi się o kolejnych sprzedażach, a złośliwi żartują, że “Los Blancos” są w stanie wypchnąć połowę drużyny, swojego prezesa oraz fanów, tylko po to, by zdobyć podpis napastnika PSG.
Kto oprócz Mbappe? Cóż, wydaje się, że po raz kolejny kibice “Królewskich” za transfery będą musieli uznać piłkarzy powracających z wypożyczeń. O ile otwarcie nowego rozdziału z Martinem Odegaardem może spowodować u fanów pewną ekscytację, o tyle powroty Daniego Ceballosa, Jesusa Vallejo, a zwłaszcza Garetha Bale’a wprawiają ich raczej w depresję. Nieśmiało przebąkuje się o możliwym ponownym połączeniu Ancelottiego z Richarlisonem, skrzydłowym Evertonu, świetnie spisującym się na igrzyskach olimpijskich, ale to raczej sfera marzeń trenera. Wszystko wskazuje na to, że nowej twarzy w Valdebebas nie zobaczy.

Kadra po przejściach

Przygotowania utrudnia nie tylko wąż w kieszeni Florentino Pereza. Na mecz z Rangersami Carletto miał do dyspozycji zaledwie 17 zawodników i tylko czterech wydaje się być znaczącymi postaciami. Od sierpnia na ligowych boiskach będziemy oglądać Nacho, Odegaarda, Lucasa Vazqueza i Rodrygo. Być może także Miguela Gutierreza. W kadrze było jeszcze ośmiu przedstawicieli rezerw z Castilli. Włoch nie mógł skorzystać z aż szesnastu graczy: ośmiu odpoczywało po Euro, czterech po Copa America, a czterech kolejnych walczyło jeszcze o olimpijskie medale w Tokio. W nienormalnych warunkach Don Carlo zachowuje się tak, jakby nic się nie działo.
Mało tego, Włoch wiedział, że tak będzie. Co więcej, właśnie dlatego został tu sprowadzony. Jako uosobienie spokoju ma w okresie przejściowym zapewnić ciągłość potęgi Realu Madryt. Bez transferów, ze starzejącą się (zwłaszcza w środku pola!) kadrą, ciągle w niepewnej, pandemicznej sytuacji. Żadnych żądań, żadnych publicznych nawoływań o nowych graczy. W zamian otrzymuje względną cierpliwość od prezesa. Bez presji. Cicha swoboda pracy. Znacznie większa niż przedtem, kiedy był tu po raz ostatni.
Zanim podpisał kontrakt, działacze przedstawili mu całą sytuację. Nie jest tak dramatycznie, jak u ich największego rywala z Katalonii, ale Włoch dostał jasne przesłanie: dobrze już było, walczymy o powrót do normalności. Zapomnij o dużych ruchach, w rzeczywistości musisz jeszcze obciąć kadrę. Graczy jest więcej niż miejsc w szerokim składzie na ligę, Champions League i krajowe puchary. I, co ważniejsze, ekipa dysponuje zbyt pokaźną liczbą piłkarzy, którzy zarabiają za dużo, a dostarczają zbyt mało jakości. W końcu, są też młodzi, u których należy ocenić potencjał oraz weterani, których trzeba na nowo odzyskać. Oto, jak będzie wyglądała praca Ancelottiego w przyszłym sezonie. Wyniki? Oczywiście, chłopie. Jedziesz na trzech frontach i na wszystkich musisz się sprawdzić. Potknięcia jak z Szachtarem w Lidze Mistrzów czy z Alcoyano w Pucharze Hiszpanii będą niemile widziane. Strzeż się.

Nowe nadzieje

Paradoksalnie, Carlo może być z tego powodu zachwycony. Nie tylko przez to, że ponownie zawita na Santiago Bernabeu i z ławki trenerskiej otworzy wyremontowaną świątynię futbolu. Po przynoszącej wątpliwą satysfakcję robocie w Napoli i Evertonie otrzymał szansę powrotu na szczyt Olimpu. Na poziom, który jest mu pisany. Drugą szansę, której się nie spodziewał, a do której jest zdecydowanie lepiej przygotowany.
Kiedy został zwolniony, nie był, delikatnie mówiąc, zadowolony ze sposobu pożegnania i z tego, co usłyszał w gabinecie Pereza. Jednak Madrytowi się nie odmawia, a topór wojenny z Florentino został zakopany. Na konferencji prasowej podczas prezentacji nowego trenera, prezes zapytany, dlaczego sześć lat temu strącił Włocha ze stołka, odpowiedział z zadziwiającą szczerością: nie wiem.
Być może będzie miał nieco łatwiej od Zinedine’a Zidane’a. Do sztabu szkoleniowego znów dołączył trener kondycyjny Antonio Pintus, który wykonał kawał solidnej pracy w Realu, a później Interze. Kontuzje były największą zmorą “Królewskich” w poprzednim sezonie, a poprawa w kontekście przygotowania fizycznego byłaby swoistym “x-factorem” w kontekście walki o przywrócenie prymatu na krajowym podwórku. Jest nad czym pracować, ale też nie ma powodu do narzekań: z maszynami typu Luka Modrić, Toni Kroos i Casemiro można zdziałać jeszcze wiele na każdym odcinku wojny.
Nikt nie przypuszcza, by Ancelotti wypełnił swój trzyletni kontrakt. Ta umowa to rodzaj gry pozorów. Przyszedł tu, by wypełnić misję, ale niespecjalnie widzi się w nim człowieka na długą kadencję. Wie, że prędzej czy później nadejdzie krytyka i że wiele “kwasów” wyleje się w mediach, aż w końcu Perez wyleje jego. Można z góry zakładać, że latem 2022 roku rynek wolnych trenerów będzie się uginał pod ciężarem młodych, wartkich pistoletów, chętnych przejąć drużynę już z Mbappe na pokładzie, a być może i z Erlingiem Haalandem, Eduardo Camavingą czy Leonem Goretzką.
Jego pierwsza praca w hiszpańskiej stolicy przyniosła cztery trofea w ciągu dwóch sezonów, wiele wspaniałych wspomnień i niewiele żalu, nawet jeśli skończyła się kiepsko. Powtórzony scenariusz wcale nie byłby taki zły. Prawdopodobnie wie, że odejdzie wcześniej, ale wcale się tym nie martwi. Są rzeczy, na które nie masz wpływu. Zły rok w Madrycie i tak będzie lepszy pod każdym względem niż nawet trzy lata spędzone w Evertonie. Zamierza wykorzystać ten czas najlepiej jak potrafi. Co powinno przynieść korzyści również i Realowi.

Przeczytaj również