Jak wyrzucić w błoto 60 mln euro - zaprasza Real Madryt. Luka Jović pasuje tam jak pięść do nosa

Jak wyrzucić w błoto 60 mln euro - zaprasza Real Madryt. Luka Jović pasuje tam jak pięść do nosa
Joaquin Corchero / PressFocus
Przychodził do Realu Madryt jako jeden z najbardziej utalentowanych napastników młodego pokolenia. Miał odciążyć ofensywę “Królewskich” i stanowić realną konkurencję dla Karima Benzemy. Dziś notuje najgorszy okres w karierze i jest cieniem samego siebie. W klubie przylgnęła do niego łatka niewypału, a w reprezentacji stracił zaufanie selekcjonera. Co się dzieje z Luką Joviciem?
Z wypowiedzi Serba wynika, że on sam do końca nie wie, dlaczego zaliczył tak drastyczny regres. Przecież jeszcze lekko ponad rok temu potrafił oczarować Europę. Grał na tak wysokim poziomie, że mógł przebierać w ofertach czołowych ekip. Nie przez przypadek Florentino Perez wydał na niego aż 60 mln euro. Z perspektywy czasu wysokość tej kwoty brzmi absurdalnie, patrząc na poziom - a raczej jego brak - prezentowany przez 22-latka w ostatnich miesiącach.
Dalsza część tekstu pod wideo

Luka w systemie

Kłopot Jovicia polega na tym, że prawdopodobnie nie do końca przemyślał kierunek rozwoju. Wielu młodych marzy o grze w trykocie “Los Blancos”, ale sam transfer jeszcze tego nie umożliwia. Każdy dobrze wie, że Karim Benzema to ulubieniec Zinedine’a Zidane’a. Gdy Francuz jest zdrowy, niemal zawsze znajduje miejsce w pierwszym składzie. Na pozycji nr 9 znajduje się za dużo grzybów w barszczu. Cierpi na tym były snajper Eintrachtu Frankfurt.
- Nie mam nic przeciwko żadnemu zawodnikowi. Mogłem wpuścić jeszcze jednego napastnika, ale musiałbym zdjąć innego, albo zmienić formację, a tego nie chciałem - tłumaczył niedawno “Zizou” po remisie z Realem Sociedad. W tamtym spotkaniu Jović nie podniósł się z ławki rezerwowych. Weszli Marvin Park i Sergio Arribas. Gdy Zidane otrzymuje bezpośrednie pytania o sytuację Luki, odpowiada utartymi formułkami. Wszyscy mają czas, sezon jest długi, to świetny zawodnik i na pewno otrzyma szansę. I tak w trakcie każdej konferencji. Przed meczem z Cadiz menedżer przyznał, że sam poprosił o ten transfer. Sęk w tym, że Francuz chyba przestał wierzyć we własne słowa. 48-latek nie chce powiedzieć wprost, że zakup z Frankfurtu się nie spłaca, że coś poszło nie tak. To już nie jest ten sam bombardier, który dręczył bramkarzy Bundesligi.
Poprzedni sezon Jović zakończył z dorobkiem zaledwie dwóch trafień na koncie. Gdy “Zizou” umieszczał go w wyjściowym składzie, napastnik przypominał ciało obce. Błąkał się po murawie, był pasywny, nie uczestniczył w rozegraniu tak, jak robi to Benzema. W przeliczeniu na 90 minut oddawał średnio tylko 0,67 strzału w La Liga. To zbyt mało jak na mistrzów Hiszpanii. Więcej od niego wniósł Mariano Diaz, który jako zmiennik strzelił gola w końcówce wiosennego El Clasico. Choć ta statystyka brzmi nieprawdopodobnie, Jović nie zdobył ani jednej bramki, gdy zaczynał w Realu od pierwszej minuty. Zero. Null.

Niesubordynacja

Problem może także leżeć w jego psychice. Nie każdy musi być gotowy na przejście do tak wielkiego klubu w wieku 21 lat. We Frankfurcie Jović uchodził za wzór profesjonalisty. Kiedy lądował na pierwszych stronach gazet, to tylko za sprawą kolejnych hat-tricków. W Realu jest zupełnie inaczej. Choćby w marcu zrobiło się o nim głośno, gdy złamał zasady kwarantanny. Opuścił Madryt i poleciał do domu w Serbii. Nie było to zbyt mądre, bo sam zawodnik przyznał, że w czasie leczenia kontuzji używał tego samego sprzętu, co Trey Thompkins - koszykarz “Los Blancos”, u którego wykryto wtedy koronawirusa. Hiszpański dziennik “ABC” ujawnił wówczas, że Jović walczy z depresją i klub pozwolił mu na podróż właśnie ze względu na zły stan psychiczny. A w centrum Belgradu złapano go na głośnej celebracji urodzin swojej dziewczyny. Serbskie media zapłonęły.
- Mamy negatywne przykłady sportowców, którzy są bardzo dobrze opłacani, ale ignorują obowiązkową izolację po powrocie do domu - stwierdził premier Ana Brnabić. - Jeśli jeszcze raz opuści apartament, zostanie aresztowany. Myślę, że żałuje tego, co zrobił, ale chcę coś jasno zaznaczyć - miliony na koncie Jovicia nie są ważniejsze od życia naszych obywateli - dodał prezydent kraju Aleksandar Vucić cytowany przez magazyn “Marca”.

“Problemem Jovicia jest Jović”

22-latek tłumaczył się tym, że nie wiedział o tak rygorystycznych przepisach. Trudno w to jednak uwierzyć, bo po powrocie do Hiszpanii znów dał znać o swojej lekkomyślności. Na początku czerwca zorganizował grilla, na którego zaprosił m.in. Ivana Saponjicia z Atletico i Nemanję Maksimovicia, piłkarza Getafe. Integracja to jedno, aczkolwiek pandemia koronawirusa to chyba nie najlepszy okres na bałkańskie spotkania zapoznawcze. Szczególnie, że Serb zdążył wcześniej po raz kolejny podpaść Realowi. Gdy stawił się na treningi, zataił przed lekarzami uraz stopy. Początkowo media podały, że doznał kontuzji na jednych z pierwszych zajęć, ale ostatecznie okazało się, że przybył do ośrodka w Valdebebas ze złamaną kością piętową. Jak tego dokonał? Oficjalna wersja zaskakuje.
Słabnie również jego pozycja w reprezentacji. W ubiegłym roku Jović wywołał burzę, gdy przedwcześnie opuścił zgrupowanie, sugerując, że doznał kontuzji. Trzy dni później bez przeszkód wystąpił w meczu Realu. “Magiczne” ozdrowienie nie spodobało się selekcjonerowi reprezentacji Serbii.
- Największym problemem Jovicia jest Jović. To on nagle nie pojawił się na treningu i nie odbierał telefonów. To on musi przekonać media, kibiców i mnie jako trenera, że jest w pełni przygotowany do gry dla Serbii. Na razie nie zrobił ani jednego kroku w tym kierunku. Nie skreślam go. Wprowadziłem wielu piłkarzy na właściwą ścieżkę, więc czemu miałbym nie zrobić tego samego z Luką? - mówił rok temu Ljubisa Tumbaković.
W nieco ostrzejszym tonie wypowiadał się Dragoslav Stepanović, były zawodnik Eintrachtu Frankfurt: - Jović to jedyny piłkarz, który daje z siebie maksimum, aby zniszczyć swoją karierę. Sam działa na własną niekorzyść - stwierdził Serb w rozmowie z dziennikiem “Kurir”.
W ostatnim spotkaniu z Węgrami Jović zagrał od deski do deski. Efekty? Przez 90 minut nie oddał ani jednego celnego strzału, a Serbowie przegrali 0-1. Luka wrócił więc do stolicy Hiszpanii, gdzie jest jeszcze gorzej. W przegranym meczu z Cadiz "Zizou" dokonał aż czterech zmian w przerwie. Napastnik zjawił się jednak na murawie dopiero w 80. minucie. Z Szachtarem dostał więcej czasu, wystąpił od początku, ale znowu nie dał żadnego argumentu na swoją obronę. Zagrał poniżej wszelkiej krytyki. Vinicius w 15 sekund zrobił więcej niż on przez godzinę. Nie ma co dalej udawać, że okoliczności zaraz ulegną zmianie i Zidane wydobędzie z niego pełnię potencjału.
Przyszła pora na otrzeźwienie i to radykalne. Życie jak w Madrycie nie zakończy się happy endem. Luka Jović powinien zrobić krok w tył i przy najbliższej okazji odejść choćby na wypożyczenie do nieco mniej renomowanego zespołu. Wszystko po to, by oczyścić umysł, znów przemienić się w “goleadora”, którego poznaliśmy w barwach Eintrachtu. Jović nie jest złym piłkarzem. Jedynie zagubionym, chwilowo bezradnym. Za rok czy dwa może będziemy go zaliczać do światowej czołówki. Ale wcześniej musi znaleźć drużynę i trenera, którzy w niego uwierzą.

Przeczytaj również