Jaka jest Wasza ulubiona gra piłkarska? [HYDE PARK #2]

Jaka jest Wasza ulubiona gra piłkarska? [HYDE PARK #2]
własne
FIFA czy Pro Evolution Soccer? A może Football Manager lub stary, klasyczny, uwielbiany przez wielu CM? Czy, spoglądając jeszcze bardziej w przeszłość, Sensible Soccer? Wszystkie wymienione piłkarskie gry mają wielu zwolenników. Które z nich zajmują wyjątkowe miejsce w waszym kibicowskim sercu?
Czas na drugą odsłonę Hyde Parku. Tym razem członkowie redakcji Meczyki.pl i nasi współpracownicy zajęli się tematem ulubionych gier piłkarskich. A jakie są Wasze ulubione gry? Zapraszamy do lektury i dyskusji w komentarzach.
Dalsza część tekstu pod wideo

Dominik Budziński (dziennikarz Meczyki.pl):

Moja pierwsza piłkarska gra to chyba FIFA 2001, gdzie większość bramek zdobywało się przewrotką. Dziś brzmi to śmiesznie, ale wtedy - jako kilkuletniego dzieciaka - rajcowało mnie to niemiłosiernie. Od tego się zaczynało. Chwilę później spędziłem jeszcze setki godzin pykając w FIFA World Cup 2002, aż w końcu moja uwaga zaczęła kierować się w stronę Winning Eleven 2002. I w tej grze - mimo jej wątpliwej grafiki - zakochałem się na lata. Do tego stopnia, że jeszcze całkiem niedawno byłem aktywnym członkiem pewnej społeczności związanej ze starym WE. Grałem w ligach i turniejach. Oczywiście już na specjalnych patchach, ale frajda i tak była niesamowita.
Tęsknie też, jak Quebonafide, za szóstą odsłoną Pro Evo Soccer. Słynny PES 6 skradł moje serce. Do dziś wspominam, podobnie jak ciechanowski raper, gole strzelane Adriano, który swoim uderzeniem burzył mury. Murawy obcięte w kółko, tryb Master League i budowanie drużyny z anonimowym Cardozo na szpicy. Jak na tamte lata grafika była pierwsza klasa. Dziś zdarza mi się pograć w nowsze wersje FIFA, ale to już nie to samo. Nie ma tej radochy, co kiedyś.

Mateusz Hawrot (dziennikarz Meczyki.pl):

Od dzieciaka zawsze grałem w FIFĘ i Football Managera. W magicznych czasach dorastania był czas na obie serie gier, a przez ich zróżnicowanie darzyłem obie wyjątkową sympatią. Miłość do FMa pozostała mi zresztą do dziś, FIFA już mnie tak nie rajcuje (a może to brak czasu?). Najmilej wspominam FM 2006, czyli pierwszą edycję, nad którą spędziłem setki godzin - w 2005 też grałem, ale była to krótka znajomość. Multum frajdy sprawiało mi pokonanie Barcelony czy Realu przez moje Deportivo La Coruna albo seryjne sukcesy biedną jak mysz kościelna Arką Gdynia.
Z biegiem czasu co roku kupowałem lub dostawałem nowego FMa. Polubiłem się z ‘08, ‘09, ‘10 i ‘11. W tym związku były trudne momenty, ale miłość przetrwała do dziś. Jak mogłaby nie przetrwać, jeśli zdarzało mi się, niczym jednemu z bohaterów książki “Football Manager to całe moje życie”, uroczyście ubierać się na epokowe wydarzenie, jakim był finał baraży o Premier League z udziałem mojego prowadzonego od rozgrywek pół-amatorskich Mansfield Town? Ci, co nigdy nie złapali FMowego bakcyla, wezmą mnie pewnie za wariata. A ja z niecierpliwością czekam na wychodzącą zaraz edycję 2021. I znów wejdę w ten piękny, choć momentami irytujący świat.

Tomasz Włodarczyk (dziennikarz Meczyki.pl):

Zdecydowanie Championship Manager 3. Spędziłem przy tej grze tysiące godzin. Uczyłem przy niej do matury, ku niezadowoleniu mojej mamy, która z politowaniem patrzyła na komputer obłożony książkami, i monitor, po którym przemykały liczby ze statystykami zawodników. Miałem swoich żelaznych piłkarzy, których sprowadzałem do każdego klubu. Federico Agilardi lub Dionisis Chiotis w bramce, Manuel Okoronkwo w obronie, na boku Taribo West dalej Jonas Lunden i Javier Saviola. Koniecznie taktyka Diamond. Brescią z moim ukochanym Roberto Baggio nieraz podbiłem Europę. Pewnie jak wielu z Was, urodzonych na przełomie lat 80. i 90., prowadziłem kilkunastosezonowe kampanie. Udzielałem się też mocno na scenie CM-a w Polsce - kultowych stronach CM Live czy CM Revolution, gdy królowały fora internetowe i IRC - czat z tematycznymi pokojami. Piękne czasy!

Mateusz Jankowski (współpracownik Meczyki.pl):

Fifa? Za dużo złych wspomnień. PES? Na dłuższą metę monotonny. Football Manager? Szybko mi się znudził. Może troszeczkę zaskoczę, ale moją ulubioną grą piłkarską pozostaje dzieło polskich twórców - nieśmiertelny Pet Soccer. Nie zliczę, ile godzin w dzieciństwie spędziłem, klepiąc FC Turteloną, Bearchesterem United czy rodzimym akcentem, Wisłą Gorilakov. Połączenie futbolu, egzotycznych zwierząt i to jeszcze takich, które dysponują supermocami, jak ognisty strzał czy ceglany mur postawiony w bramce? Nic więcej nie jest potrzebne, żeby przyciągnąć przed monitor na długie godziny.
Około rok temu znalazłem w czeluściach strychu płytkę z grą i na całe szczęście nadal działała. I nawet po upływie paru lat sprawiała ogromną frajdę. Bo moim zdaniem głównie o to powinno chodzić w grach - żeby się dobrze bawić. Wolę z uśmiechem stracić bramkę po cudownym strzale w meczu przeciwko Deportivo La Chickeno, niż niszczyć pady, monitory czy cokolwiek innego po błędzie w Fifie.

Kacper Klasiński (współpracownik Meczyki.pl):

Mocno sentymentalnie - FIFA 07, moja pierwsza. Zaliczyłem w niej wiele rodzinnych turniejów przy okazji imienin czy innych urodzin. Setki godzin spędziłem katując tryb menedżerski. Trochę przeraża mnie to, że wciąż pamiętam nazwiska polskich “regenów”, które pojawiały się po kilku latach i zaczynały wymiatać. Była taka święta trójca, Sergey Meshkov, Sergey Petrakov (trochę ekipa od puli nazwisk się nie postarała) i Zbigniew Rybak, który mógł grać na każdej pozycji. To było już kilkanaście lat temu, ta edycja miała oczywiście swoje przywary, jak piłki przenikające przez bramkarza, ale wspomnienia z dzieciństwa wszystko są w stanie przypudrować.
We wspomnianym już trybie kariery, od zawsze moim ulubionym, mieliśmy kilka opcji, których w nowszych FIFAch trochę brakuje. Wybór sponsorów, rozbudowę stadionu czy modyfikacje sztabu szkoleniowego, które zawsze dawały coś jeszcze do zrobienia i sprawiały, że kariera nie była taka “sucha”. Nawet cele od zarządu były mocno zróżnicowane, a od ich realizacji rzeczywiście zależało bezpieczeństwo posady. Z czasem tryby offline zaczęły dawać coraz mniej satysfakcji, co sprawiło, że kilka lat temu skończyła się moja przygoda z tą serią gier, ale jej początki wspominam świetnie.

Tobiasz Kubocz (współpracownik Meczyki.pl):

Zanim FIFA rozwarła skrzydła, a PES, czy wcześniej ISS, zaczął stawać się popularny w Europie, jedna gra piłkarska pochłonęła mnie do reszty. Sensible Soccer. Właściwie to dziwne, że jestem dziś w stanie tworzyć spójne zdania, nie mam problemów z prostą matematyką i potrafię czytać, biorąc pod uwagę, jak na wczesnym etapie mojego życia jedna gra mogła przejąć większą część mózgu na długie godziny. Codziennie.
Zanim w moje łapska dostał się Championship Manager, to poczciwy Sensible był namiastką rozgrywania długiej (wersja 96/97 oferowała 20 sezonów!) kariery. W miarę możliwości zawsze kupowało się ultraszybkiego obrońcę Aitora Karankę za ledwie pół miliona z Bilbao i superdynamicznego skrzydłowego, z “klejem” w bucie Dmitrija Aleniczewa ze Spartaka. Z tym duetem mogłeś w kilka lat podbić każde rozgrywki.
Coś przewijało się przez każde wydanie SWOS i to bynajmniej nie dążenie do realizmu. Przede wszystkim miałeś się dobrze bawić. Całość otulała niezapomniana, kojąca melodia w menusach i wybitnie, jak na tamte czasy, odtworzone zachowanie trybun: odgłosy przy strzelonej bramce, doping oraz wgniatający w fotel komentarz. Co za klimat!

Mateusz Połuszańczyk (współpracownik Meczyki.pl):

Chcąc w pełni uchwycić sedno mojej przygody z piłkarskimi grami wideo, muszę cofnąć się do lat 90., gdy wspólnie z kolegami z sąsiedztwa rozpracowywaliśmy prawie codziennie piłkę nożną na Pegasusie. Sam byłem szczęśliwym posiadaczem Amigi 500, na której katowałem do znudzenia - a raczej do trwałego uszkodzenia kolejnego joysticka - grę pt. „Manchester United Europe”. Lubię sentymentalne podróże szlakiem sportowych manii, bo na taką właśnie przyjemną dolegliwość „cierpiałem” już od dziecka.
Jednak apogeum kompletnego zbzikowania na punkcie gier komputerowych miało miejsce, kiedy na rynku pojawiło się „International Superstar Soccer 98”, w której dźwięk kopniętej piłki przypominał brzmienie cegłówki rzucanej o asfalt. Oczywiście mecz Francja-Brazylia z przekręconymi nazwiskami zawodników w składach obu drużyn, aż niektóre pozwolę sobie wymienić. Francja: Barllez, Rezarazu, Therum, Ziderm, Henlie. Brazylia: Taffares, Kafou, Rivalno, Rioneld, Ronarid. Później gra ewoluowała, a nazwa „Pro Evolution Soccer” stała się marką absolutnie wiodąca prym wśród gier o tej tematyce. Weekendowe i świąteczne turnieje, napoje wyskokowe, świetne towarzystwo. Był okres, w którym z rozkoszą zaprzedałem duszę „PES 6” i nie żałuję.
Redakcja meczyki.pl
Redakcja Meczyki26 Oct 2020 · 20:00
Źródło: własne

Przeczytaj również