Jose Mourinho wypuścił diament z rąk. Jak Chelsea Londyn oddała najlepszego zawodnika Premier League

Mourinho wypuścił diament z rąk. Jak Chelsea oddała najlepszego zawodnika Premier League
Nicolo Campo / Shutterstock.com
Równiutko przystrzyżona murawa Stamford Bridge czeka na wieczorny spektakl. Dzisiejsze spotkanie Chelsea z Manchesterem City bez wątpienia zasługuje na miano szlagieru 31. serii gier Premier League. Za kilka godzin Kevin de Bruyne po raz kolejny poprowadzi “The Blues” do zwycięstwa. W oczach Guardioli i Edersona widoczny jest strach przed nadchodzącymi popisami gwiazdora ekipy z Londynu i… zaraz, zaraz. Coś tu nie gra, nieprawdaż? Tego typu scenariusz wydarzyłby się, gdyby nie pewien portugalski szkoleniowiec i jego zawrotne widzimisię.
Zakładam w ciemno, że dziś niemal każdy zapalony sympatyk londyńczyków dałby się pociąć, pokroić i zamknąć na trzy zdrowaśki w żelaznej dziewicy, jeśli to przybliżyłoby Belga do powrotu na Stamford Bridge. Dzień 18 stycznia 2014 r. na zawsze będzie wśród fanów CFC kojarzony z transakcją, która może jedynie wzbudzać uśmiech politowania. Chelsea bez żalu oddała zawodnika będącego obecnie najlepszym pomocnikiem globu.
Dalsza część tekstu pod wideo

“Kup go, choćby nie wiem co”

Kevin de Bruyne zasłużył przez ostatnie sezony na miano jednego z członków ścisłej światowej czołówki, ale już kilkanaście lat temu wykazywał wielki potencjał. 28-latek zdobywał szlify w rodzimym Genk, gdzie prędko dostrzeżono jego spory wachlarz umiejętności, smykałkę do gry ofensywnej, nieprzeciętny przegląd pola. W belgijskiej ekstraklasie zadebiutował zresztą przed osiągnięciem pełnoletności.
Gdyby zapytać laika o najlepsze kluby Jupiler Pro League, zapewne wskazałby Anderlecht czy Club Brugge. Te ekipy rzeczywiście potrafią zdominować krajowe podwórko, jednak de Bruyne osobiście poprowadził Genk do obalenia hegemonów. Z nim w składzie “De Smurfen” zdobyli mistrzostwo, puchar oraz krajowy superpuchar. 17 bramek i 36 asyst na przestrzeni kilku kampanii wystarczyły, aby Kevin przykuł uwagę drużyn znacznie bardziej renomowanych klubów Europy.
- Roman powiedział mi, że szuka jakiegoś dobrego, młodego pomocnika. Najlepiej, żeby umiał i podać i strzelić i jeszcze ciężko pracować. Pokazałem mu jeden filmik z de Bruyne’m, a jego reakcja była natychmiastowa. Od razu złapał za telefon i zadzwonił do dyrektora, powtarzając, że ma go kupić, że chce tego chłopaka w Chelsea - zdradził belgijski skaut, Piet de Visser.
Oligarcha pragnął przejąć kontrolę nad ognistowłosym piłkarzem, mimo że początkowo brakowało dla niego miejsca w londyńskiej układance. Genk otrzymał przelew w wysokości ośmiu milionów euro w styczniu 2012 r., jednak de Bruyne musiał początkowo błąkać się po wypożyczeniach. Sezon 2012/13 spędził w Werderze, gdzie zanotował tzw. double-double. W stolicy Anglii zamaszyście zacierano rączki na powrót młodego gniewnego pomocnika. Wtedy wydarzył się kataklizm, którego prowodyrem był nie kto inny, ale Jose Mourinho.

O co “Mou” chodzi

Portugalczyk przybył do Chelsea z odsieczą, po tym, jak Rafa Benitez zawiódł na całej linii. Kadra, którą były szkoleniowiec Realu zastał na Stamford Bridge, obfitowała w graczy mogących spokojnie poprowadzić “The Blues” do odrodzenia. Szkopuł w tym, że “Mou” w swoim stylu postanowił pokazać, kto tu rządzi. Kimże są jacyś nieopierzeni Salah czy de Bruyne, żeby zasłużyć na pierwszy skład?
Na starcie feralnej kampanii Belg miał na karku 22 lata. W tym wieku żaden prosperujący zawodnik nie może sobie pozwolić na stagnację i ostracyzm ufundowany przez nieposkromionego szkoleniowca. Osobista gehenna pomocnika rozpoczęła się już na starcie rozgrywek. W pierwszej kolejce zanotował premierową asystę do Oscara, ale w następnych tygodniach wybiegł na murawę tylko dwa razy. Mourinho z niewyjaśnionych przyczyn odesłał go na ławkę bez możliwości choćby zaliczania tzw. ogonów w mniej prestiżowych meczach.
- Kiedy byłem w Chelsea, powiedziano mi, że Borussia chce mnie podpisać, a na transfer nalega Juergen Klopp. Ucieszyłem się, bo wiedziałem jak on potrafi pracować z młodymi zawodnikami i ile już osiągnął w Niemczech. BVB grało ofensywnie, więc szybko bym się odnalazł. Tym, który zawetował odejście, był Mourinho. Powiedział, że da mi więcej szans na grę, rozwinę się pod jego okiem. Uwierzyłem mu, a on dał mi zagrać w czterech meczach - wyznał obecny gwiazdor Manchesteru City.
57-latek jest niestety uciążliwym typem szkoleniowca, który nie ma w zwyczaju przyznawać się do popełnionych błędów. Jeśli ktokolwiek podpadnie Mourinho, można w ciemno stawiać, że kolejne konferencje prasowe przebiegną pod znakiem “grillowania” danego osobnika. De Bruyne przekonał się o tym na własnej skórze. Portugalczyk zarzucał swojemu podopiecznemu lenistwo, chociaż akurat wychowanek Genk to istny wzór codziennej pracowitości, konsekwencji i zaangażowania.

Cudze chwalicie, gwiazdy nie macie

- Rozmawiałem z nim tylko dwa razy. Pierwszy, gdy wmawiał mi, że pozostanie jest lepszą opcją od Dortmundu. Drugi raz wezwał mnie do biura w grudniu. Siedział przed stosem papierów i zaczął wyliczać “zero bramek, jedna asysta”. Potem zaczął mówić o Macie, Willianie i Oscarze. Każdy z nich miał po kilka asyst i jeszcze więcej goli. Powiedziałem, że przecież oni występują w każdym meczu, a ja zagrałem trzy, więc jak miałoby być inaczej. To była dziwna rozmowa. Usłyszałem, że jeśli Mata odejdzie, to będę piąty w kolejce, a nie szósty. W końcu powiedziałem, że chcę odejść jak najszybciej. Chciałem po prostu znów grać w piłkę - zdradził na łamach “Players Tribune”.
Zimą Chelsea otrzymała ofertę opiewającą na ponad 20 mln euro. Spora kwota, ale w Wolfsburgu zdawano sobie sprawę z jakości, którą de Bruyne zdążył zaprezentować na niemieckich boiskach w trakcie rocznego wypożyczenia. Mourinho oczywiście nie zawetował transakcji, ponieważ jego zdaniem klub nie potrzebował gracza z tak miernymi statystykami. Nie po raz pierwszy los zakpił z zacietrzewienia Portugalczyka.
Dalsze losy Kevina to niekończący się pokaz najwyższej klasy. W pierwszych sześciu miesiącach na Volkswagen-Arena zanotował trzy bramki i sześć kończących podań. W kolejnym roku został jednogłośnie wybrany MVP ligi, co nie mogło dziwić, jeśli weźmiemy pod uwagę, że ustanowił do dziś niepobity rekord asyst w Bundeslidze. To ostatecznie przekonało działaczy Manchesteru City, którzy wyłożyli na byłego rezerwowego Chelsea ponad ok. 65 mln funtów. A reszta? Reszta jest już piękną i wciąż trwającą historią pisaną przez boiskowego artystę.
- Chcę dawać szanse młodym, żeby nie powtórzyć błędów moich poprzedników. Mieliśmy Salaha czy de Bruyne’a, ale odeszli przez zbyt małą liczbę minut. Wyciągniemy z tego wnioski - mówił przed kilkoma miesiącami Frank Lampard. W przeciwieństwie do Mourinho, Anglik postanowił zaufać niedoświadczonym piłkarzom pokroju Abrahama czy Mounta. Na Stamford Bridge raczej nie dojdzie do przegapienia jeszcze jednego wielkiego talentu, chociaż wypuszczenie takiej gwiazdy będzie spędzać sen z powiek przez wiele lat.
Wieczorem 28-letni mistrz ostatniego podania stanie przed szansą na ponowne doprowadzenie londyńskich trybun do łez i nostalgii pod znakiem słynnego hasła “Kiedyś to było, a teraz to nie ma”. Szanse “The Citizens” na dogonienie Liverpoolu są iluzoryczne, ale de Bruyne toczy osobistą walkę o miano najskuteczniejszego asystenta w dziejach Premier League.
Do rekordu Henry’ego brakuje mu zaledwie dwóch skutecznych dograń. Co ciekawe, w ostatnich miesiącach zanotował dwa razy więcej podań skutkujących golem niż... występów dla “The Blues”. Może teraz Jose Mourinho wyjmie notatki i zacznie wyliczać statystyki spektakularnego Belga.
***
Z meczu Chelsea - Manchester City przeprowadzimy oczywiście relację na żywo. Zapraszamy od 20:45 na wspólne przeżywanie wielkich piłkarskich emocji razem z Meczykami.

Przeczytaj również