Juventus i Champions League – historia miłości tragicznej

Juventus i Champions League – historia miłości tragicznej
cristiano barni/Shutterstock
Historia stara jak świat. Każdy z nas o niej czytał, oglądał ją, a być może (niestety) i przeżył. On by ją chciał, a ona nie wie. On by ją adorował, a ona myśli. On by jej kwiaty przynosił, a ona czeka. On ją kocha, a Ona też kocha. Szkoda tylko, że kolegę…
Romeo i Julia, Tristan i Izolda, Wokulski i Łęcka, Juventus i Liga Mistrzów. Co mają wspólnego te wszystkie pary i dlaczego wśród nich znalazł się tak absurdalny przykład? Otóż łączy je wielkie uczucie, miłość i tragedia kończąca historię. Tak właśnie wygląda przygoda klubu z Turynu w najbardziej elitarnych europejskich rozgrywkach.
Dalsza część tekstu pod wideo
Półfinał z Realem Madryt skojarzył mi się… z (prawie) typową komedią romantyczną. W pierwszym meczu piękna blondwłosa dziewczyna z amerykańskiego „high school” zdecydowanie wybiera wysportowanego i przystojnego rozgrywającego drużyny futbolowej. Rewanżowe starcie to staranie się cichego i skromnego kolegi tejże piękności o jej względy. Próbuje udowodnić, że jej obecny chłopak to zły i nikczemny człowiek, że ją zdradza, że na nią nie zasługuje.
Kojarzycie? Prawie każda komedia romantyczna wygląda w ten sposób. I prawie mu się udaje! Jednak tym razem mamy inne zakończenie. Piękna dziewczyna się zastanawia, musi wybrać między chłopakami. I co? I wybiera rozgrywającego drużyny futbolowej. Kurtyna opada.

Mistrzowie porażek

22 lata minęły od ostatniego triumfu Juventusu w Lidze Mistrzów. Od tego czasu Zinedine Zidane zdążył wygrać te rozgrywki jako piłkarz, jako trener i po raz pierwszy w historii obronić Puchar Europy. Jednak jednego rekordu długo nikt nie jest w stanie odebrać „Starej Damie” – rekordu porażek w finałach.
7 razy piłkarze z Turynu przechodzili obok pucharu ze spuszczonymi głowami i medalami na pocieszenie w ręku. Ich porażki wyglądały następująco:
  • 1973 – z Ajaksem
  • 1983 – z Hamburgerem SV
  • 1997 – z Borussią Dortmund
  • 1998 – z Realem Madryt
  • 2003 – z Milanem
  • 2015 – z Barceloną
  • 2017 – z Realem Madryt
Najbliżej osiągnięcia Juventusu są Bayern Monachium i Benfica Lizbona. Oba kluby mają po 5 przegranych finałów na koncie. O ile Portugalczycy nie stanowią „zagrożenia”, o tyle Bayern ma szansę powalczyć o niezbyt chlubny tytuł mistrza finałowych porażek Champions League.

Reżyser Massimiliano Allegri

Rewanżowy mecz dla fanów calcio wyglądał fenomenalnie. Gol po 80 sekundach autorstwa Mario Mandžukicia, który ewidentnie ma patent na „Królewskich” i pakuje im kolejną w swojej karierze bramkę. Całość poprzedził koszmarny błąd Casemiro (lub, jak kto woli, fantastyczny odbiór Douglasa Costy), fatalne ustawienie Marcelo i spokojne wykończenie Chorwata.
To, co się działo w tym meczu było najprawdopodobniej najlepszym spotkaniem Włochów w tym sezonie. Nie pozwalali „Królewskim” praktycznie na nic, a ich pressing co chwila wiązał i zaciskał sznur na gardle piłkarzy z Madrytu.
W momentach kiedy to Hiszpanie rozgrywali piłkę odnosiło się wrażenie, że i tak poruszają się w ramach, jakie nakreśliła „Stara Dama” i nie mogą wyjść z nich nawet o krok. Jedynie przypadek albo gol arcydzieło (kolejny) mógł sprawić, że losy meczu się odwrócą. Tak się jednak nie stało, chociaż blisko był Gareth Bale i jego strzał piętą.
Przygotowanie meczu w wykonaniu Allegriego przypominało dobrze napisany plan wydarzeń, wszystko odbywało się zgodnie z tym, co przygotował na przedmeczowej odprawie. Włosi zachowywali się jakby ten mecz był filmem, który oglądali do znudzenia w kółko, doskonale wiedząc, co się zaraz stanie, gdzie się ustawić i jak zachowa się przeciwnik.
Intensywny pressing na Casemiro, pozwolenie Marcelo na „zostanie skrzydłowym”, pojawianie się Mandžukicia w strefie, za którą odpowiadał niski Carvajal. I w taki sposób na tablicy świetlnej widniał wynik 3:0. Pomijam już błędy Keylora Navasa, który cały sezon gra w kratkę, więc logicznie świetną postawę w pierwszym spotkaniu musiał zrównoważyć wpadkami w rewanżu.
Wszyscy spodziewali się dogrywki, Allegri (z pewnością kilka dni przed rewanżem) zaplanował zmiany i Cuadrado oraz Asamoah przygotowywali się do wejścia. Czy tym razem piękna Liga Mistrzów wybierze Juventus? Czy tym razem tragiczna miłość stanie się prawdziwą miłością? Byli już tak blisko nieba, byli prawie razem. I co? To co zwykle – rzeczywistość.
W jednej akcji Juventus popełnił wszystkie błędy, jakie odnotowano tego wieczoru w tej drużynie – dokładnie dwa. Złamanie linii spalonego przez Alexa Sandro i faul Benatii na Lucasie Vazquezie. Nie ma sensu dyskutować nad zasadnością decyzji sędziego Olivera, karny był oczywisty. Oczywisty był również wynik pojedynku Ronaldo z Wojciechem Szczęsnym.

Z nami koniec

Bufffon powiedział dość. Koniec upokorzeń, koniec starań, koniec flirtów, koniec Ligi Mistrzów. Używając literackich porównań można powiedzieć, że zachował się jak Wokulski, po długim czasie przejrzał na oczy i powiedział Łęckiej dziękuję, do widzenia. No może użył trochę bardziej dosadnych słów.
I na tym kończy się ta historia. Używając języka młodzieżowego „wyszedł z friendzone i sobie odpuścił”. Z Champions League przeżył wiele gorących wieczorów, jednak niestety nigdy nie zabrał jej do siebie i nie poczęstował śniadaniem rano.
Czy jeszcze obejrzymy go na boisku z kapitańską opaską wsłuchującego się w hymn Ligi Mistrzów? Wydaje mi się, że nie, chociaż patrząc na ten mecz wszystko jest możliwe – zarówno w jedną, jak i w drugą stronę.
Niestety przez jakiś czas (mam nadzieję, że krótki) Gianluigi Buffon będzie mi się kojarzył z mężczyzną, który nie potrafił przełknąć porażki i pogodzić się, że kobieta jego marzeń wybrała innego…
Bartosz Werwiński

@bwerwinski1

Przeczytaj również