Juventus. Koniec marzeń o triumfie w Lidze Mistrzów? Atletico pokazało "Starej damie" miejsce w szeregu

Włoska fuszerka. “Stara dama” ledwie przyszła na imprezę, a skończy ją po pierwszym tańcu?
cristiano barni / shutterstock.com
Ta Liga Mistrzów miała należeć do Juventusu. Większość ekspertów, mimo że to Real Madryt wygrał 3 poprzednie edycje, w roli faworyta stawiała właśnie „Starą damę”. W pierwszym meczu z Atletico okazało się, że ta rola pasuje do ekipy ze stolicy Piemontu jak wilk do pilnowania owiec.
Odejście rodzica kończy etap dzieciństwa i tak właśnie miało być w przypadku Juventusu. Transfer Gianluigiego Buffona do PSG nastąpił wtedy, gdy wydawało się, że drużyna ubrana w biało-czarne stroje jest już wystarczająco dojrzała, a na dodatek związała się z kimś, kto może poprowadzić ją do sukcesu.
Dalsza część tekstu pod wideo
Mowa oczywiście o Cristiano Ronaldo, który w sześciu meczach Ligi Mistrzów strzelił tylko jednego gola i plasuje się na… siedemdziesiątym drugim miejscu w klasyfikacji strzelców.
Podczas wczorajszego meczu CR7 również nie był w stanie zaprezentować tego, do czego przyzwyczaił nas przez kilka ostatnich sezonów, czyli w pojedynkę pociągnąć zespół do lepszej gry. Jego występ przyćmili dobrze mu znani obrońcy Atletico.

„Stara dama” musi jeszcze dojrzeć

Podopieczni Massimiliano Allegriego zrobili w środę coś, o co chyba nikt by ich nie posądził. Ta drużyna, słynąca przecież z nienagannej obrony, włoskiej szkoły opartej na dyscyplinie i wyrachowaniu, straciła w krótkim odstępie czasu dwa gole po stałych fragmentach gry. I tu trafiła kosa na kamień, ponieważ właśnie w tych sytuacjach swoją dominację nakreślili defensorzy Atletico.
Gola w pierwszej połowie, również po dośrodkowaniu, strzelił Alvaro Morata. W tej sytuacji arbiter skorzystał jednak z technologii VAR i uznał, że hiszpański napastnik faulował w ataku Giorgio Chielliniego.
Wiele wskazuje na to, że drużyna Juventusu wciąż nie jest jeszcze gotowa na wielki sukces na arenie międzynarodowej. Szanse na odrobienie strat z pierwszego meczu wydają się znikome. A przecież przed tym sezonem kadry nie opuścił żaden kluczowy zawodnik, a wręcz przeciwnie, przyszli Leonardo Bonucci, Joao Cancelo i Cristiano Ronaldo.

Atletico wyszło obronną ręką

Nikt nigdy nie powiedziałby, że obrona Atletico Madryt jest słaba. Nie, to jeden z najlepszych bloków defensywnych na świecie, ale na tle Chielliniego i Bonucciego można było na chwilę o tym zapomnieć.
Los bywa przekorny, bo to właśnie stoperzy „Los Colchoneros”, Jose Maria Gimenez i Diego Godin strzelili bramki, które najprawdopodobniej zdecydują o odpadnięciu „Bianconerich” już w 1/8 finału.
Z błędu rywali szczególnie przy drugiej bramce skorzystał Godin, który cieszył się ogromną swobodą w polu karnym. Piłkarze Juventusu zapomnieli najwyraźniej, że najgroźniejszego w pojedynkach główkowych przeciwnika należy, przynajmniej trochę, przypilnować.
Trener włoskiej drużyny po spotkaniu zapowiedział oczywiście, że awans jest możliwy, ale doświadczenie Atletico i zmysł taktyczny Diego Simeone sprawiają, że będzie to zadanie trudne jak przejście wielbłąda przez ucho igielne.
Popularny „Cholo” tego wieczora „popisał się” nie tylko umiejętnościami trenerskimi. Tajemnicą poliszynela jest, że trener Atletico, jako były gracz Lazio Rzym i Interu Mediolan, nie należy do grona wielbicieli Juventusu.
Jako piłkarz, Simeone przejawiał cechy buntownika i boiskowego cwaniaka. Odkąd jednak został szkoleniowcem, nabrał ogłady i klasy, więc o gesty takie jak pokazane poniżej już byśmy go nie podejrzewali. Pewne nawyki jednak zostają.
Atletico mogło w tym meczu strzelić przynajmniej jeszcze jedną bramkę. Od kompletnego blamażu i pozbawienia jakiegokolwiek cienia szansy na awans w tej konkretnej sytuacji drużynę uratowała znakomita parada Wojciecha Szczęsnego.
Polak, mimo że stał dość daleko od bramki, miał mało czasu na porządne ustawienie się i Antoine’a Griezmanna za rywala. Nie dał się jednak przelobować i końcami palców zbił piłkę na poprzeczkę.
Cała sytuacja zaczęła się od tego, że Mario Mandzukić nie zdecydował się wziąć udziału w walce o górną piłkę, a piłkarze z Madrytu dwoma szybkimi podaniami przebili się przez dziurawą jak sito obronę Juve.

Jak jest remontada po włosku?

Pozostaje więc pytanie, jakie szanse na awans po meczu rewanżowym na Allianz Stadium ma jeszcze Juventus? To, że Włosi grają znakomicie u siebie nie jest żadną tajemnicą. W tym sezonie Serie A wygrali 11 spotkań na 13 i tylko 2 zremisowali. W fazie grupowej Ligi Mistrzów już raz natomiast dali się przechytrzyć i to nikomu innemu, jak Jose Mourinho u schyłku swej „błyskotliwej kariery” w Manchesterze United.
Jeśli jednak chodzi o Atletico Madryt grające na wyjazdach, to w tym sezonie wygląda to raczej średnio. W rozgrywkach La Liga w delegacjach „Los Colchoneros” wygrali 4 mecze, 6 zremisowali i 2 przegrali.
W Lidze Mistrzów natomiast mogli wstydzić się po wysokiej porażce 0:4 z Borussią Dortmund i bezbramkowym remisie z Club Brugge. Czy w 1/8 finału na Allianz Stadium drużyna wespnie się na wyżyny? O to trudno się martwić. Wataha Diego Simeone będzie grała ze świadomością tego, jaką wagę ma to spotkanie.
Sam trener Atletico jeszcze w 2017 roku powiedział, że rozgrywanie rewanżu na wyjeździe ma pewien znaczący plus.
- Kiedy rozgrywasz rewanż na wyjeździe, to w przypadku remisu masz dodatkowe 30 minut w dogrywce, aby strzelić gola liczącego się podwójnie, a pół godziny w piłce nożnej to bardzo dużo czasu. Pierwszy mecz zawsze czegoś uczy, w wyniku czego drugi daje więcej możliwości - stwierdził w wywiadzie z dziennikiem „Marca” po pierwszym, wygranym meczu z Leicester City.
Massimiliano Allegriego czeka więc bardzo trudne zadanie i biorąc pod uwagę to, że Juventus jest raczej statyczną drużyną, lwia część wiary w nawiązanie jakiejkolwiek walki pokładana jest w nieobliczalności Cristiano Ronaldo.
Na Wanda Metropolitano portugalski gwiazdor był po prostu niewidoczny. Jedyne, co potrafił powiedzieć po meczu to to, że wygrał w swojej karierze Ligę Mistrzów już pięć razy, a Atletico wciąż czeka na swój pierwszy triumf w historii.
Rewanż w Turynie odbędzie się 12 marca i Juventus na pewno nie złoży broni. Allegri ma jeszcze 18 dni, aby zmotywować swoich piłkarzy i zorganizować drużynę, która dokona cudu. Jego największym problemem jest jednak to, że podczas tych samych 18 dni, Diego Simeone postara się o to, aby jego podopieczni nie wyszli na frajerów.
Kacper Dąderewicz

Przeczytaj również