Kolejny sezon bólu i upokorzeń FC Barcelony. Albo będzie rewolucja, albo klub pójdzie na dno

Kolejny sezon bólu i upokorzeń FC Barcelony. Albo będzie rewolucja, albo klub pójdzie na dno
Xinhua / Pacific Press / Sipa / PressFocus
Jeśli Barcelona odpadnie dziś z Sevillą z Pucharu Króla, to właściwie zakończy sezon. Sezon, który miał być niezbędnym powiewem świeżości, a na razie stanowi bolesną powtórkę z rozrywki. Zamiast nowego otwarcia jest powielenie dawnych błędów i brak wyciągnięcia wniosków. Znów zanosi się na rok bez ani jednego trofeum.
Sevilla przystąpi do dzisiejszego spotkania z dwoma golami zaliczki. Barcelonę czeka zatem trudny bój o odwrócenie losów dwumeczu. To raczej ostatnia szansa na trofeum w tym sezonie. W lidze wprawdzie sytuacja jeszcze jest otwarta, jednak na pole position w wyścigu o tytuł wciąż plasuje się Atletico z całkiem pokaźną przewagą. A Liga Mistrzów po raz wtóry brutalnie zweryfikowała poziom - lub w tym przypadku raczej jego brak - w szeregach Katalończyków. Dziś “Blaugrana” nie kolekcjonuje pięknych zwycięstw, nie manifestuje jakości. Pozostało jedynie zbierać cytaty piłkarzy, które wyrażają całkowitą bezsilność, rozbicie i apatię.
Dalsza część tekstu pod wideo

“Wstyd”

Ten sezon miał być inny niż poprzednie w wykonaniu “Barcy”. Głównie ze względu na małą rewolucję kadrową. Kompromitująca porażka z Bayernem w Champions League odbiła się zbyt szerokim echem, aby klub ją zignorował. Zresztą już po ostatnim gwizdku pamiętnego spotkania Gerard Pique, człowiek-instytucja na Camp Nou, obnażył braki drużyny. Tylko, że słowa nie do końca poszły w parze z czynami.
Pique jasno zaznaczył, że konieczne są gruntowne zmiany. a przeprowadzono jedynie powierzchowne roszady. Nadal próbowano maskować trupa. Styl gry “Barcy” w Lidze Mistrzów to Danse Macabre. Może i rok temu Josep Maria Bartomeu ze świtą postanowili nieco odświeżyć kadrę, ale przetasowania rozpoczęli od najgorszej możliwej strony. Problemem Barcelony od dawna było przywiązanie do starej gwardii. Zawodników z wielkim nazwiskiem, owocną przeszłością i nikłymi szansami na powrót do dawnej formy. Ale wykopano tych, których trudno nazwać głównymi winowajcami serii klęsk na arenie europejskiej.
Odeszli Luis Suarez, Arturo Vidal i Ivan Rakitić. Dwóch z nich zmierza obecnie po tytuł mistrzowski, a trzeci ma dziś szansę wyeliminować Barcelonę z rozgrywek Pucharu Króla. Ale jeśli celem była chęć rozpoczęcia całkowicie nowego rozdziału w erze klubu, trzeba było iść o krok dalej. Jak zespół miał się gruntownie zmienić, skoro nadal pozostają w nim zawodnicy 30+, którzy w dużej mierze byli odpowiedzialni za pasmo rozczarowań?
Sergio Busquets, Jordi Alba czy Gerard Pique od prawie dekady są nieodłącznymi elementami wyjściowego składu “Blaugrany”. Trzeci z nich przecież przyznał, że jeśli istnieje taka konieczność, to odejdzie, bo nie chce grać za zasługi. Tymczasem w najważniejszym meczu sezonu przeciwko PSG ledwo co kontuzjowany Pique wyszedł od pierwszej minuty i znów został negatywnie zweryfikowany. Dawne demony po raz kolejny odwiedziły Camp Nou. Ale jak miałoby być lepiej, skoro nawet zawodnicy nie wierzą w możliwość poprawy?

“Skłamałbym, mówiąc że wyciągniemy wnioski”

W przeszłości Pique, Busquets czy Alba pisali piękną historię Barcelony. Jednak od kilku lat to niestety twarze jej powolnego upadku. Co może dziwić - ich słowa po kolejnych wpadkach pokazują, że są tego świadomi. Wiedzą, jaka jest mentalność całej szatni. Między słowami dają znać, że coś na Camp Nou nie gra. Ale później przychodzi nowy sezon. I schemat się powtarza.
Barcelona cierpi z powodu grzechu zaniechania. Zbyt długo w klubie wierzono, że drobne korekty składu odmienią losy całej drużyny. Oczywiście, w tym sezonie swoje role odegrali młodzi gracze pokroju Ronalda Araujo czy Pedriego, ale w meczach o stawkę wychodzą wszystkie mankamenty, które trapiły “Blaugranę” w przeszłości. Bilans podopiecznych Ronalda Koemana w ważnych spotkaniach tego sezonu zakrawa o śmieszność.
  • 1:3 z Realem
  • 0:1 z Atletico
  • 0:3 z Juventusem
  • 2:3 z Athletikiem w finale Superpucharu Hiszpanii
  • 0:2 z Sevillą w Pucharze Króla
  • 1:4 z PSG
Busquets miał rację. Żadne wnioski nie zostały wyciągnięte. Na przestrzeni całego sezonu Barcelona może wygrać kilkadziesiąt spotkań, ale przebieg tych najważniejszych pozostaje identyczny. Rywale demolują Katalończyków, którzy właściwie nie mają żadnych argumentów - są wolniejsi, słabsi, mniej dokładni. Efektem tego jest fakt, że do historii przechodzą takie wyniki jak 0:4 z Liverpoolem czy 2:8 z Bayernem. Albo ostatnie obrazki, z Kylianem Mbappe upokarzającym Pique i spółkę.
- Mógłbym skłamać, że odrobimy straty, ale po porażce 1:4 u siebie szanse na awans są minimalne - stwierdził Koeman po ostatnim gwizdku starcia z paryżanami.
Nie takiej wypowiedzi oczekuje się od trenera jednego z czołowych klubów świata. Gdzie zniknął duch niezłomnej Barcelony, która potrafiła odwracać losy rywalizacji? Przy okazji poprzedniego dwumeczu przeciwko PSG Luis Enrique zapowiadał, że jeśli ekipa z Francji strzeliła cztery gole, to “Barca” może odpowiedzieć sześcioma. Słowa byłego już szkoleniowca okazały się prorocze. Wtedy ten zespół jeszcze żył, walczył, nie poddawał się. Na murawie oddychał pełną piersią, podczas gdy obecnie większości zawodników potrzebny byłby respirator.
Kiedyś dopiero ostatni gwizdek mógł przypieczętować porażkę drużyn z minionych lat. Dziś robi to ten pierwszy, rozpoczynający spotkania o stawkę.

W cieniu skandalu

Do tego, Barcelona szykuje się do arcytrudnej batalii z Sevillą, a świat futbolu żyje wokół klubowymi skandalami. W poniedziałkowy poranek policja wkroczyła do klubowych biur, a Josep Maria Bartomeu został aresztowany. I warto zaznaczyć, że szkodliwe działania władz “Barcy” stanowiły katalizator jej upadku na każdej z płaszczyzn. Naturalnie, łącznie z tą sportową.
W przeddzień wyborów prezydenckich sytuacja “więcej niż klubu” jest gorzej niż tragiczna. Nadzieje kibiców muszą spoczywać w faworycie do zastąpienia Bartomeu, czyli Joanie Laporcie. Zresztą to on jest ostatnim sternikiem Barcelony, który nie wylądował w areszcie pod zarzutem prania pieniędzy, korupcji i działania na szkodę własnej firmy. Warto dodać, że odszedł ze stanowiska w 2010 r.
Przed Laportą, lub ewentualnie innym zwycięzcą wyborów, niezwykle wymagające zadanie. Nowy prezydent zastanie klub owinięty błyszczącym sreberkiem, który w środku skrywa niechcianą niespodziankę. Dziś FC Barcelona to nadal światowej sławy marka i historia. I jednocześnie słownikowy przykład kolosa na glinianych nogach. Potrzeba zmian. Gruntownych. “Dumę Katalonii” może uratować tylko rewolucja, a nie ewolucja.
“Wstyd”, “sięgnięcie dna” i “nie obiecujemy poprawy”
Te słowa są symbolami upadku. Wieczorem Barcelonie może w heroiczny sposób uda się odwrócić losy rywalizacji z Sevillą, ale to nie zmieni całej optyki. Klub musi oddzielić przeszłość grubą kreską. Trzeba po raz kolejny zastanowić się, którzy piłkarze z pokolenia 30-latków jeszcze nadają się do gry na najwyższym poziomie. Warto przemyśleć, czy trener, który przed rewanżem wywiesza białą flagę, to odpowiedni człowiek na właściwym miejscu. Dylematy i niepewna przyszłość - oto krajobraz nad Camp Nou.

Przeczytaj również