La Liga Mistrzów. Czy ktoś przełamie hegemonię Hiszpanów na europejskiej arenie?

La Liga Mistrzów. Czy ktoś przełamie hegemonię Hiszpanów na europejskiej arenie?
Friendwip.kg, wikipedia
Przed nami piąty z rzędu mecz finałowy Champions League, w którym oglądać będziemy przedstawiciela ligi hiszpańskiej. Spotkanie, którego wynik (wspierając się statystykami) możemy przewidzieć już teraz. Jeśli Hiszpanie mają w nim swoją drużynę, to opierając się na finałach z ostatnich kilkunastu lat możemy być pewni, że to właśnie oni sięgną po Puchar Mistrzów.
Fakty i liczby są nieubłagane. Ostatnie 20 sezonów Ligi Mistrzów to 10 triumfów drużyn hiszpańskich, a warto także dodać, że czterokrotnie dochodziło do bezpośrednich bratobójczych pojedynków. Dla porównania Anglicy zdobywali w tym czasie trofeum 4 razy, Włochy 3 razy, a Niemcom ta sztuka udała się dwukrotnie.
Dalsza część tekstu pod wideo

A miało być tak pięknie

A przecież ten sezon miał być przełomowy. Nie dość, że Anglików w Champions League reprezentowało aż 5 drużyn, to w dodatku wszystkie awansowały do fazy pucharowej!
Jakby tego było mało, po pierwszych meczach wszystkie z nich dalej miały szanse na awans. Przez moment wydawało się, że uda im się strącić Hiszpanów z piedestału. Niestety na mrzonkach się skończyło, w ćwierćfinałach z angielskiej piątki ostał się tylko duet.
W dodatku nieszczęśliwie naznaczony przez los, który skojarzył Anglików w bratobójczej walce, niszcząc marzenie o dwóch brytyjskich drużynach w półfinale.

To może Włosi? Niemcy? Francuzi?

Nie, nie i jeszcze raz nie. W ostatnich latach znajdziemy oczywiście przypadki, w których Hiszpanie odpadali z drużynami ze wspomnianych krajów (jak chociażby ostatnio Barcelona z Romą), ale są to raczej wyjątki potwierdzające regułę.
Francuzi od jakiegoś czasu nie stanowią realnego zagrożenia. PSG od lat nie potrafi wspiąć się wyżej niż do ćwierćfinału, a poprzednie rozgrywki LM zakończone przez AS Monaco w półfinale, były pojedynczym, niespodziewanym zrywem.
Włosi? Liga jednej drużyny. Tylko Juventus broni honoru Półwyspu Apenińskiego. Ostatnich 5 sezonów to kompromitacje już w 1/8 zarówno Milanu, jak i Napoli oraz Romy (z wyłączeniem bieżącego sezonu).
Za to "Stara Dama" punktuje i zwycięża regularnie, ale cierpi na ciekawą przypadłość. Jeśli udało się już pokonać na szczeblu pucharowym Barcelonę, to tylko po to by przegrać z Realem. I odwrotnie: jeśli wygrali z "Królewskimi", to w finale przegrywali z "Dumą Katalonii".
Niemcy to ta sama historia co Włosi. Bayern Monachium i długo, długo nic. Borussia czy Bayer to drużyny doskonale imitujące Napoli czy Romę (tzn. pogramy „swoje” i zobaczymy jak będzie). A Niemców Hiszpanie w ostatnich latach ubóstwiają.
Od sezonu 2013/2014 drużyny z obu krajów spotkały się w fazie pucharowej 12 razy. W ilu z tych rywalizacji zwyciężyli Niemcy? W jednej! Mało tego, miała ona miejsce dopiero w tym roku, a przeciwnikiem monachijczyków była Sevilla, nie mieszcząca się nawet na podium LaLiga.

Kogo boją się Hiszpanie?

Odpowiedź jest banalnie prosta. Hiszpanie boją się sami siebie (i sporadycznie Juventusu). Przekleństwem dla Barcelony jest Atletico, a dla Atletico Real. Dla „Królewskich” Zidane’a jest deficyt godnych przeciwników.
Parafrazując słynny piłkarski cytat „Liga Mistrzów to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a i tak wygrywa Real”.
Świetne rozwiązanie bieżącego problemu znalazły Sevilla i Atletico. Skoro nie mogą wygrać Pucharu Mistrzów, to wygrywają szczebel niżej - w Lidze Europy. Po zdobyciu trofeum podejmują kolejną próbę zdobycia LM, a po porażce wracają do swoich ulubionych rozgrywek.

Nie tylko Real i Barca

Czy fakt, że w ostatnich latach powyższe ekipy rozdzielają między siebie trofea krajowe i europejskie, świadczy o słabości LaLiga? Cóż, odpowiedź musi być przecząca.
Przecież poza wymienioną czwórką, w ciągu 5 lat Liga Mistrzów gościła w swoich rozgrywkach Athletic Bilbao, Real Sociedad oraz Valencię.



Może i bez wybitnych rezultatów, ale możliwość walki z najlepszymi klubami z Europy połączona z walką na krajowym podwórku musi przynieść rezultaty. Powolne, bolesne oraz czasochłonne, ale na pewno pozytywne.

Dokąd zmierzasz Europo?

Czy dla Premier League, Serie A, Ligue 1 i Bundesligi jest nadzieja na poprawę swoich wyników w Europie? Światełko w tunelu pojawiło się tylko dla Anglików, którzy z pomocą Pepa Guardioli i Jürgena Kloppa mogą przywrócić dawny blask ekipom z Wysp.
Francuzi, Niemcy i Włosi muszą najpierw poradzić sobie na własnych podwórkach. Bo o ile PSG, Bayern i Juve błyszczą w rozgrywkach krajowych, to hiszpańscy potentaci pokrywają ich cieniem w starciach międzynarodowych.
Ponadto, jeśli mniej zamożne kluby z tych lig nie są w stanie pokonać swoich lokalnych hegemonów, to jak tu myśleć o zwycięstwach nawet flagowego przedstawiciela w Europie?
Adrian Jankowski
Źródło: własne

Przeczytaj również