Lech Poznań i Legia Warszawa walczą o upragniony awans. Ostatni krok w drodze do Europy

Lech i Legia walczą o upragniony awans. Ostatni krok w drodze do Europy
Własne
Pierwszy i ostatni raz taka sytuacja miała miejsce aż pięć lat temu. W końcu dwa polskie kluby stoją przed dużą szansą powtórki odkurzenia tego scenariusza - wspólnego awansu do fazy grupowej europejskich pucharów. Na drodze Lecha Poznań stoi belgijskie Charleroi. Legia Warszawa mierzy się z azerskim Karabachem.
W sezonie 2015/2016 „Kolejorz”, wtedy w rzadkiej roli mistrza Polski, przebił się przez eliminacje Ligi Europy. Ten sukces powtórzyła także Legia Warszawa. Oba nie wyszły z grupy, ale przez marność naszych występów na dużej piłkarskiej scenie klubowej był to wyczyn godny odnotowania.
Dalsza część tekstu pod wideo

Blisko powtórki

Wystarczy zaznaczyć, że rzadko wcześniej (2011/12 Legia i Wisła), ani nigdy później nie powtórzyło się, abyśmy mieli dwóch reprezentantów na takim etapie rozgrywek. Tamta jesień była wypełniona meczami, które interesowały nas nie tylko przez pryzmat dużych klubów i wielkich gwiazd. Mieliśmy patriotyczny powód, aby siadać przed telewizorami w czwartkowe wieczory i trzymać kciuki za naszych.
Dziś wreszcie jest realna szansa na powtórkę. Lech idzie przez eliminacje jak burza. Dwa ostatnie spotkania, z Hammarby i Apollonem Limassol, to był koncert poznaniaków. Zwłaszcza występ na Cyprze i zwycięstwo 5:0 było efektowne. Wręcz imponujące, bo podopieczni Dariusza Żurawia po prostu fantastycznie grali w piłkę, a każdy gol nie miał nic z przypadku.
Teraz poprzeczka wędruje jeszcze wyżej, bo ekipa z Wielkopolski wybrała się do lidera ligi belgijskiej. Musi więc co najmniej podtrzymać formę z ostatnich tygodni. Ciekawe jak wpłynie na zespół weekendowa przerwa, o którą poprosił klub. Mecz z Pogonią nie odbył się (szczęśliwie, bo u „Portowców” wybuchła prawdziwa epidemia koronawirusa), aby w pełni zregenerować siły. Czy to jednak nie wybije piłkarzy Lecha z rytmu?
Legia jest na przeciwległym biegunie. W każdej dotychczasowej rundzie wyglądała słabo lub przeciętnie. Szybko potknęła się w eliminacjach Ligi Mistrzów. Ta boiskowa szarzyzna spowodowała, że pracę stracił Aleksandar Vuković. Właścicielowi, Dariuszowi Mioduskiemu, zajrzało w oczy widmo kolejnego sezonu bez pucharów, co znów nadszarpnęłoby klubowy budżet.

Michniewicz na ratunek

Na ratunek przychodzi polski trener z najwyższej półki. Alarmowy telefon Czesław Michniewicz odebrał niecałe dwa tygodnie temu. Jednego dnia rozmowa, drugiego był już w Warszawie, aby dopiąć szczegóły. Selekcjoner reprezentacji do lat 21 (jeszcze) musiał szybko obmyślać plan naprawczy. Na kosowską Dritę wystarczyło. I szczerze mówiąc trudno po tamtym meczy przy Łazienkowskiej wyciągać jakieś daleko idące wnioski. Mistrz Polski wygrał pewnie, ale bez fajerwerków. To była raczej rzemieślnicza praca niż teatr.
Trener ma swój pomysł. Na pewno postawi na jak najlepszą organizację gry, bo to jego wizytówka. Przestawił Michała Karbownika na jego ulubioną pozycję środkowego pomocnika. Ale 19-latek wypadł przeciętnie. Po meczu odbył rozmowę z trenerem. Ten widział u niego spore braki spowodowane nieczuciem pozycji. Podchodził za blisko Luquinhasa, abył za daleko od Bartosza Slisza. Przez to omijała go gra. - Nastawimy Ci GPS i będzie okej - usłyszał zawodnik.
Kolejne losowania w tym roku są dla Legii bardzo łaskawe. Zespół ani razu nie musiał wsiadać w samolot. Gra wszystko u siebie, co w przypadku wpadnięcia na Karabach ma duże znaczenie. Azerowie to niewygodny rywal. W ich wypadku gra na międzynarodowej arenie ma teraz podwójne znaczenie. Wymiar sportowy i polityczny, bo od kilku dni trwają zaciekłe walki o Górski Karabach. Sukces klubu z zapalnym regionem w nazwie zawsze odgrywał propagandową rolę dla azerskiego rządu. Teraz awans przydałby się szczególnie, gdy konflikt z Ormianami bardzo eskalował.

Walka o punkty dla wszystkich

Legia jest minimalnym faworytem. Lech ma zadanie trudniejsze, ale ostatnia dyspozycja pompuje w serca dużą dawkę nadziei. Został jeden krok. Ważny na wielu poziomach - sportowym finansowym i strategicznym. Patrząc długofalowo awans dwóch polskich klubów do fazy grupowej LE poprawiłby naszą sytuację w rankingu UEFA. Słaba i zawstydzającą.
Dziś otwieramy czwartą dziesiątkę, co po prostu musi kłuć w oczy. Oglądamy plecy Słowenii, Azerbejdżanu, Kazachstanu... Węgrzy doczekali się swojego zespołu w Lidze Mistrzów, a my marzymy o pucharze pocieszenia, gdzie podwójna kwalifikacja ustawiłaby nas w nieco lepszej pozycji na przyszłość.
W tym roku punktujemy nieźle. Jesteśmy na siódmym miejscu z krajów, których kluby walczą o udział w pucharach przez eliminacje. Ale żadne to pocieszenie, jeśli dziś Lech i Legia potkną się znów zostając z niczym.
Dlatego panowie, ostatni krok. Niech jesień znów będzie kolorowa.

Przeczytaj również