LM. (Bel)Grad goli Roberta Lewandowskiego, nowy kumpel Jose Mourinho i Szymon Marciniak znów w akcji

(Bel)Grad goli Lewandowskiego, nowy kumpel Mourinho i Szymon Marciniak znów w akcji. Co wiemy po LM?
MDI/shutterstock.com
Za nami przedostatnia kolejka fazy grupowej Ligi Mistrzów, w której uczestnicy elitarnych rozgrywek znów zaaplikowali kibicom gigantyczną dawkę emocji. “Lewy” dał następny popis umiejętności strzeleckich, Real Madryt, choć grał bardzo dobrze, to tylko zremisował przed własną publicznością z PSG, natomiast Jose Mourinho zyskał nie tylko trzy punkty, ale też nowego kolegę. Zapraszamy na podsumowanie minionej serii spotkań.
Piąta kolejka smakowała nam wybornie, ponieważ weszliśmy w kluczowy etap walki, której stawka to awans do fazy pucharowej. Tutaj nie było już miejsca na potknięcia, bo ewentualne straty punktów mogły pozbawić poszczególne drużyny zaszczytu zawitania wśród szesnastu topowych zespołów. Większość faworyzowanych ekip zameldowała wykonanie zadania, ale sytuacja w niektórych grupach nadal pozostaje nierozstrzygnięta.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przed ostatnią serią potyczek ciekawie prezentują się rozkłady oczek w grupie C, gdzie szanse na awans mają Szachtar, Dinamo i Atalanta, ale jeszcze bardziej interesująco wygląda to w grupie G, bowiem tam wszystkie zespoły zachowały realne prawdopodobieństwo zagrania na wiosnę w 1/8 finału Champions League.

My, name is Lewandowski, Robert Lewandowski!

Napisać, że Robert Lewandowski ponownie dokonał rzeczy galaktycznej, to nie napisać nic. W słowniku języka polskiego brakuje już synonimów, aby określić klasę i geniusz kapitana reprezentacji Polski. Podobno w waszyngtońskiej kwaterze głównej FBI trwają prace nad reaktywacją „Archiwum X” w celu zbadania przez agentów Muldera i Scully sprawy zjawisk paranormalnych, których bezkarnie dopuszcza się napastnik Bayernu Monachium.
Mecz rozpoczął się dla „Lewego” od doskonałej okazji do strzelenia gola, którą niestety zmarnował, co rzadko mu się zdarza. Potem zanotował wyśmienite trafienie, lecz bramki nie uznano, ponieważ jeden z jego kolegów zagrywał piłkę ręką, podając do RL9. Ten fakt niezwykle go rozzłościł, bo druga połówka to koncert Polaka, teatr jednego aktora.
Czternaście minut i trzydzieści jeden sekund. Nie, to nie jest okres przerwy w spotkaniu piłkarskim. Dokładnie tyle czasu potrzebował Lewandowski, żeby pognębić Crveną Zvezdę, ładując belgradzkiej drużynie piękny czteropak. Gdy Robert opuszczał boisko w 77. minucie spotkania, otrzymał gorące owacje na stojąco od sympatyków serbskiej ekipy. Mega szacun! Dzięki swojej decyzji o zdjęciu Lewandowskiego, zaczęto rozważać nominację trenera Hansa Flicka do pokojowej nagrody Nobla. Słusznie!

Dwunasty zawodnik “Kogutów” i nowy kolega Mourinho

Debiut „The Special One” na ławce rezerwowych Tottenhamu Hotspur w Champions League przeciwko Olympiakosowi mógł zakończyć się kompletną klapą. Po dwudziestu minutach portugalski szkoleniowiec miał nietęgą minę, ponieważ Grecy prowadzili 0:2. Podczas drugiej odsłony meczu nastąpił zwrot akcji o 180 stopni. Za zwycięski comeback trzeba pochwalić całą drużynę z Harrym Kane’em na czele, jednak prawdziwą perełką była reakcja chłopca odpowiedzialnego za podawanie piłek…
…oraz świetne zachowanie „The Special One”, który natychmiast pospieszył do malca z podziękowaniami. Respekt rodzi respekt.
Obyśmy coraz częściej byli świadkami tego rodzaju niesamowitych obrazków wprost z największych piłkarskich aren. Mourinho na powrót stał się ulubieńcem publiczności, chłopiec jego nowym kumplem, a Tottenham – choć jedna sztacheta wioski nie czyni – pokazał, że potrafi radzić sobie w sytuacjach kryzysowych.

Zidane zatrzymuje Mbappe

Szalony ostatni kwadrans obserwowaliśmy na Santiago Bernabeu, gdzie wydawało się, że po drugim golu Karima Benzemy komplet punktów zgarnie Real. Wtedy fantastycznie odpowiedzieli gracze PSG, doprowadzając do remisu, ale najbardziej pamiętnym momentem spotkania będzie Zinedine Zidane, który schwytał w swe ramiona Kyliana Mbappe. Jakby chciał powiedzieć: „Nie wracaj do Paryża. Zostań z nami”.
W środowej serii starć oczy futbolowego świata zwrócone były na Camp Nou oraz na Anfield Road. Barcelona pozbawiła złudzeń Borussię Dortmund, odprawiając ją z kwitkiem 3:1. Suarez, Messi, Griezmann i już nie trzeba sprzątać, bo pozamiatane. Ofensywna moc „Dumy Katalonii” siała postrach w formacji obronnej oponentów, aczkolwiek niemiecki zespół też miewał swoje szanse na zdobycie bramek. Jak głosi stare piłkarskie porzekadło: „Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić”.
W innym hicie Liverpool podejmował przed własną publicznością Napoli, lecz pomimo optycznej przewagi, to goście jako pierwsi znaleźli drogę do bramki „The Reds”. Później stan meczu wyrównał Dejan Lovren. W obu przypadkach eksperci dopatrywali się przewinień, a zwłaszcza przy umieszczeniu piłki w siatce przez Lovrena. Skoro już jesteśmy przy sędziowaniu: kontrowersje wzbudziła decyzja polskiego arbitra, Szymona Marciniaka, który anulował gola Interu, po czym podyktował „jedenastkę” dla Slavii Praga.
Tak na dobrą sprawę Marciniak mógł po skorzystaniu z wideoweryfikacji podyktować „jedenastkę”, ale biorąc pod uwagę, że faul nie był ewidentny, mógł również nie wskazywać na „wapno”. Bez wątpienia akcja sporna, aczkolwiek tutaj każda z wyżej wymienionych opcji byłaby rozbieżnością stanowisk w danej kwestii dla polskiego sędziego.
Na pozostałych arenach też działo się bardzo dużo. Kapitalny pojedynek Valencii z Chelsea, zakończony remisem. Następna bramka Halanda w wygranym przez Salzburg spotkaniu przeciwko Genkowi. Ponadto wyśmienite trafienie Paulo Dybali z rzutu wolnego, że palce lizać.
Natomiast my nie możemy doczekać się ostatniej kolejki Ligi Mistrzów i już zacieramy ręce na myśl o rywalizacji w grupach C oraz G, w których dopuszczalne są jeszcze rozmaite warianty finalnych rezultatów w tabelach. Wtórując brzmieniu słynnej maksymy Kazimierza Górskiego: „Dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe”.
Mateusz Połuszańczyk

Przeczytaj również