Małyszomania, mrożące krew w żyłach upadki i symboliczna zmiana warty. Wspomnienia z Zakopanego

Małyszomania, mrożące krew w żyłach upadki i symboliczna zmiana warty. Wspomnienia z Zakopanego
Marcin Kadziolka / Shutterstock.com
Puchar Świata w Zakopanem to doskonała okazja, by sięgnąć do kart historii i przywołać najciekawsze wspomnienia z Wielkiej Krokwi. W stolicy Tatr nigdy nie brakowało narciarskich emocji. Były piękne i symboliczne zwycięstwa Polaków, kuriozalne pomyłki, ale też fatalne, niebezpieczne upadki, które mogły skończyć się tragicznie.
Zakopane pojawiło się na pucharowej mapie już w 1980 r, gdy wymogi organizacyjne spełniał także mniejszy obiekt: Średnia Krokiew. To właśnie na niej Stanisław Bobak odniósł 26 stycznia tamtego roku zwycięstwo. Dzień później skoczkowie rywalizowali już na Wielkiej Krokwi. Tym razem wygrał Piotr Fijas, a Bobak był drugi.
Dalsza część tekstu pod wideo
Na kolejne podium Polaka kibice musieli jednak czekać ponad dwie dekady. Przez lata Zakopane nie stanowiło stałego elementu Pucharu Świata. Zawody odbywały się nieregularnie aż do 2002 r. Od tego momentu stolica Tatr to obowiązkowy punkt każdego sezonu. Cyklicznie rozgrywane konkursy przyniosły wiele wspomnień. I pozytywnych, i negatywnych. Na szczęście dla polskich kibiców, tych pierwszych było więcej.

20.01.2002 r. Niech żyje Król

Polskę owładnęła “Małyszomania”. Adam Małysz zmierzał po drugą Kryształową Kulę z rzędu i szlifował formę na Igrzyska Olimpijskie w Salt Lake City. Licznie zgromadzeni pod Wielką Krokwią fani nie wyobrażali sobie innego scenariusza, niż zwycięstwo ich ulubieńca na własnej ziemi. Pierwszego dnia mogli przeżyć spore rozczarowanie, bo “Orzeł z Wisły” musiał uznać wyższość kilku lepiej skaczących rywali i zajął - w jego przypadku - dopiero siódme miejsce.
W drugim konkursie Małysz udowodnił, że stać go na wprawienie tysięcy kibiców w ekstazę. Lot na 131 m dał mu prowadzenie przed finałową rundą, ale zwycięstwo wcale nie było na wyciągnięcie ręki. O włos za Polakiem plasował się jego największy rywal z tamtego sezonu, Sven Hannawald. Niemiec wylądował zaledwie metr krócej i miał ochotę wydrzeć Małyszowi upragnioną wygraną.
Druga seria przyniosła nieprawdopodobne emocje. Zawodnicy nie latali już tak daleko, dlatego 125 m Hannawalda oznaczało wysoko podniesioną poprzeczkę. Małysz oddał skok na 123,5 m, po którym publiczność w Zakopanem zamarła. Komentujący te zawody Włodzimierz Szaranowicz na chwilę stracił niezwykle optymistyczne nastawienie. Wszyscy z niecierpliwością czekali na finalną notę. Wreszcie nastąpił wielki wybuch radości. Fantastyczne noty za styl pozwoliły Adamowi pokonać Niemca o zaledwie 0.6 pkt!
Przy akompaniamencie braw Małysz uklęknął i wykonał symboliczny gest: ucałował ziemię na dole Wielkiej Krokwi. Zakopane oszalało.
Co ciekawe, tamte konkursy w stolicy Tatr były pierwszymi, na których pojawiła się oprawa muzyczna i zorganizowany doping. Walter Hofer dał się przekonać do zmian mających na celu unowocześnienie i spopularyzowanie dyscypliny. Dziś wiemy, że ten pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę.

18.01.2004 - Chwile grozy

Dwa lata później do Małysza nie uśmiechnęło się szczęście. Choć był to jego przeciętny sezon, to w Zakopanem jak zwykle skakał znakomicie. Miał jednak pecha, bo w obu konkursach zawsze ktoś go przeskakiwał.
Najpierw na najwyższym stopniu po raz pierwszy w karierze stanął Michael Uhrmann, a dzień później “Orła z Wisły” o włos wyprzedził Martin Hoellwarth. Ten weekend na Wielkiej Krokwi został jednak głównie zapamiętany nie tylko z powodu pasjonującej walki o zwycięstwo.
W drugim konkursie do historii skoków narciarskich przeszedł Wolfgang Loitzl. Austriak, który kilka lat później święcił indywidualne i drużynowe sukcesy, w 2004 r. nie miał jeszcze takiej renomy. Pomimo tego, jego nazwisko na pewno utkwiło w pamięci niejednego kibica.
Loitzl usiadł w pierwszej serii na belce startowej i… nagle zaczął zsuwać się po rozbiegu. Wyglądało to bardzo niebezpiecznie, austriacki skoczek robił, co mógł, by wyhamować. Udało mu się to tuż przed progiem, przez co uniknął prawdopodobnie fatalnego w skutkach wypadku.
Choć sytuacja wyglądała komicznie, Loitzlowi nie było do śmiechu. Jak wyjaśniał później w wywiadzie udzielonym Dziennikowi Polskiemu, zahaczył butem o belkę startową i stracił równowagę. Austriak potwierdził, że ten niespodziewany “rajd” po torach najazdowych okazał się strasznym przeżyciem i bał się o swoje zdrowie.
Szczęśliwy finał tej groźnej sytuacji pozwolił mu nawet na oddanie planowanego skoku. W kolejnej próbie już spokojnie dojechał do progu, wybił się, wylądował. Do drugiej serii wprawdzie nie wszedł, lecz powinien dostać medal za odwagę i stalowe nerwy. Mogło to się skończyć tragicznie.

29.01.2005 - Tego jeszcze nie grali

To był sezon Janne Ahonena. Fin wygrał dziesięć z jedenastu pierwszych konkursów Pucharu Świata i szybko praktycznie zapewnił sobie Kryształową Kulę. Do momentu zawodów w Zakopane, na najwyższym stopniu podium stawało jeszcze tylko czterech skoczków, w tym dwukrotnie Adam Małysz. “Orzeł z Wisły” z tygodnia na tydzień skakał coraz lepiej, w czym kibice upatrywali nadzieje na polskie zwycięstwo na Wielkiej Krokwi po trzech latach przerwy. A zaledwie rok wcześniej nasz mistrz fatalnie upadł w Salt Lake City, co wpłynęło na jego formę i przygotowania do kolejnego sezonu.
Małysz dał sygnał do “ataku” wygranym treningiem i kwalifikacjami. Apetyty wzrosły w miarę jedzenia, ale takiego obrotu spraw, jaki nastąpił, nikt się nie spodziewał. Okazało się, że to nie Janne Ahonen będzie jego głównym rywalem do triumfu. Po pierwszej serii prowadził Roar Ljoekelsoey. Norweg wyprzedzał Adama o 1.9 pkt, a blisko tej dwójki był jeszcze Risto Jussilainen.
W finale Małysz oddał najdłuższy skok dnia. Kibice na sekundę zamarli, bo Polak zachwiał się po lądowaniu, ale udało mu się utrzymać równowagę.
131 m pozwoliło “Orłowi z Wisły” zająć pozycję lidera. Ljoekelsoey nie miał jednak zamiaru wywieszać białej flagi. Skandynaw wylądował na 128 m, ale przewaga z pierwszej rundy dała mu zwycięstwo… razem z Małyszem! Duet komentatorski Szaranowicz-Apoloniusz Tajner był przekonany o wygranej lidera polskiej kadry, zapanowała chwilowa konsternacja, lecz system wyników się nie pomylił. Tego dnia Wielka Krokiew miała dwóch mistrzów.

30.01.2005 - Dominator

Po współdzielonym zwycięstwie Małysza zapanowała euforia, ale nikt nie ukrywał, że pozostał malutki niedosyt. Tłumy kibiców z biało-czerwonymi flagami liczyły na popis ich faworyta i deklasację konkurencji. Tak, by nikt nie miał wątpliwości, “kto jest debeściak”.
Adam Małysz nie zawiódł oczekiwań i pierwszy raz odniósł tak wyraźne zwycięstwo na Wielkiej Krokwi. To było jego show. Jego dzień. Skakał najdalej w każdej serii, łącznie z tą kwalifikacyjną, gdy zbliżył się do rozmiaru skoczni. W konkursie absolutnie zdominował rywali. Dwa loty na 132 m dały mu wygraną ze sporą przewagą nad Janne Ahonenem. Włodzimierz Szaranowicz znów oszalał ze szczęścia.
Kto by wówczas pomyślał, że będzie to przedostatni zakopiański triumf naszego wielkiego mistrza?

20.01.2007 - Tragiczny wypadek

Dwa lata później w Zakopanem rządziła pogoda, która pozwoliła na rozegranie tylko jednego, sobotniego konkursu. Tylko, że szalejący wiatr zawsze daje furtkę umożliwiającą podjęcie racjonalnej decyzji o odwołaniu zawodów. Decyzji, której zabrakło pierwszego dnia na Wielkiej Krokwi, przez co doszło do tragicznego w skutkach wydarzenia.
To była farsa. Wyniki kompletnie zostały wypaczone przez panującą aurę. Po pierwszej serii loteryjnego i nieuczciwego konkursu prowadził… Rok Urbanc. Słoweniec nigdy wcześniej, ani nigdy później niczego nie osiągnął. Pozycję lidera pewnie by utracił, lecz finałowa runda została nagle przerwana po dramacie Jana Mazocha. Czeski skoczek zaliczył prawdopodobnie najgorszy, najstraszniej wyglądający upadek w historii Pucharu Świata.
Zakopane zamarło. Wyglądało to koszmarnie, a pierwsze doniesienia mówiły o możliwym spełnieniu się najgorszego ze scenariuszy. Nieprzytomnego Mazocha natychmiast przetransportowano do szpitala i wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej.
Czech na szczęście wygrał tę najtrudniejszą z walk. Po kilku dniach został wybudzony ze śpiączki, po niespełna czterech tygodniach opuścił szpital, a z biegiem czasu powrócił do niemal pełni sił. Z trwałym urazem psychicznym nigdy jednak sobie nie poradził. Tamtego feralnego dnia nie potrafił wybić sobie z głowy. W połowie czerwca 2008 r. zakończył zawodniczą karierę, choć podejmował próby powrotu na skocznie.
Na początku 2017 r., niespełna dziesięć lat po dramatycznym upadku, Czech przyznał na łamach mediów, że dalej odczuwa jego skutki. Ma słabszą koordynację ruchową oraz szybko się męczy. Nie pozostał w świecie skoków, prowadzi fundację pomagającą osobom niepełnosprawnym.

21.01.2011 - Ten ostatni raz

To był wyjątkowy weekend skoków w Zakopanem, bo przeniesienie na Wielką Krokiew odwołanych zawodów z czeskiego Harrachova równało się zorganizowaniu trzech konkursów w stolicy Tatr. Adam Małysz czekał na zakopiańskie podium od sześciu lat, więc kibice byli spragnieni sukcesu “Orła z Wisły” na własnej ziemi. Reprezentant Polski od początku tamtego sezonu znajdował się w znakomitej formie. Przyjechał do ojczyzny z sześcioma podiami na koncie.
Małysz świetnymi skokami w treningach potwierdził obecność w gronie faworytów. To, co zrobił w pierwszej serii konkursu, nie mieściło się w granicach wyobraźni. Wielokrotny zdobywca Kryształowej Kuli “odpalił rakietę” na 138,5 m i objął zasłużone prowadzenie. To był niesamowity, cudowny skok.
Polak nie dał sobie wyrwać wygranej z rąk. Choć w drugiej serii wylądował krócej, to i tak zachował spory zapas punktowy nad rywalami. Zakopane ogarnęła gigantyczna radość, a Adam Małysz zanotował 39. zwycięstwo w Pucharze Świata. Pierwsze od marca 2007 r., gdy znakomitym finałem sezonu w Planicy przypieczętował swoją czwartą Kryształową Kulę. I jak się później okazało, ostatnie w długiej, bogatej karierze.

23.01.2011 - Symboliczna zmiana warty

Drugi konkurs w Zakopanem zakończył się szóstą lokatą Małysza i siódmą Kamila Stocha, dlatego kibice z niecierpliwością i nadzieją czekali na zakończenie tej pucharowej trylogii na Wielkiej Krokwi. Zainteresowanie wzbudzała coraz lepsza forma wspomnianego Stocha, który był w trakcie naprawdę udanego sezonu. Nikt nie miał jednak prawa przewidzieć tego, co działo się 23 stycznia 2011 r. na skoczni im. Stanisława Marusarza.
Pierwsza seria najpierw przyniosła wybuch radości po świetnej próbie Stocha, a później ciszę podobną do tej, jaka nastała pod Krokwią po tragedii Jana Mazocha. Adam Małysz miał problemy z utrzymaniem równowagi po wylądowaniu, odjechała mu lewa narta, co spowodowało niefortunny upadek naszego mistrza.
Wyglądało to bardzo nieprzyjemnie. Do Polaka natychmiast podbiegła obsługa medyczna, która po kilku minutach wyniosła go z dołu skoczni na noszach. Stało się jasne, że Małysz w finałowej rundzie nie wystąpi, ale dla wszystkich i tak ważniejszy był jego stan zdrowia.
Ta historia finalnie miała happy-end. Adam szybko wrócił do optymalnej dyspozycji i pojechał na kolejne zawody do Willingen. A pechowe dla niego zawody na Krokwi wygrał prowadzący po pierwszej serii Stoch. Przyszły mistrz świata wytrzymał wielką próbę nerwów. Kilkadziesiąt minut po groźnym upadku swojego idola, podołał trudnemu zadaniu i w pięknym stylu zanotował swoje premierowe pucharowe zwycięstwo.
Tamte wydarzenia miały niesamowity charakter symboliczny. Triumf Stocha w takich okolicznościach był pierwszym przekazaniem mistrzowskiej sztafety z rąk Małysza, który dwa dni wcześniej sam po raz ostatni stanął na najwyższym stopniu podium. “Drugie namaszczenie” nastąpiło na zakończenie sezonu w Planicy (Stoch 1., Małysz 3.).
Jak mówił po latach Kamil Stoch, wygrana w Zakopanem okazała się kamieniem milowym w jego karierze i stała się wstępem do wielkich sukcesów, które nadeszły w kolejnych latach.
***

Miejmy nadzieję, że dzisiejszy i jutrzejszy konkurs zdecydowanie zajmą miejsce w pozytywnych kartach historii. Puchar Świata w Zakopanem to zawsze pełne trybuny, tłumy nawet poza terenem zawodów, niesamowita atmosfera, szampańska zabawa i zwykle fantastyczne emocje.
Skocznej muzyki na pewno nie zabraknie, do tego jeszcze poprosimy dalekie… skoki w wykonaniu reprezentantów Polski. Trzymamy kciuki za Kubackiego, Stocha, Żyłę i spółkę! Relację na żywo z obu konkursów będzie można śledzić na naszej stronie.
Mateusz Hawrot

Przeczytaj również