Manchester City pisze nowy rozdział. Ogromne zyski i reklama w każdej lidze Europy. Giganci mogą brać przykład

Manchester City pisze nowy rozdział. Ogromne zyski i reklama w każdej lidze Europy. Giganci mogą brać przykład
Eurasia Sport Images / pressfocus
Era super klubów i coraz większa koncentracja trofeów w obrębie wąskiej grupy elit sprawiła, że dla zespołów jak Manchester City samo wygrywanie to za mało. Giganci chcą pisać opowieści o czymś więcej: choćby o akademiach i inwestycji w młodzież, która nie tylko daje dobry pijar, ale pozwala też lepiej rozgrywać finansowe Fair Play. Żadna drużyna w Europie nie zarobiła tyle na wychowankach, ile ostatnio przytulili panowie z Etihad.
Cole Palmer na pewno tego nie żałuje. Pożegnał się z City pod koniec lata, gdy pojawiła się oferta z Chelsea, a dziś jest najlepszym piłkarzem “The Blues”. Nie żałują też Pedro Porro albo Douglas Luiz, którzy swego czasu również przewinęli się przez akademię Manchesteru. W sumie aż 20 wychowanków tego klubu krąży w pięciu topowych ligach. Manchester City w ciągu ostatniego półtora roku zarobił na transferach z akademii aż 150 mln funtów, a drużyny U-18 i U-21 trzy razy z rzędu sięgnęły po mistrzostwo. Możemy jeszcze dodać czterech piłkarzy, którzy latem wygrali złoty medal Euro do lat 21. Innymi słowy: jest bardzo dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Dalsza część tekstu pod wideo

Taśma produkcyjna

Manchester przyzwyczaił do tego, by zerkać jedynie na pierwszy zespół i na to, co wyprawia maszyna Guardioli. Rzadko mówi się o tym jak szybko rośnie ich akademia, choć już teraz pływa w tym samym akwarium, co Benfica, Ajax i Lyon, czyli drużyny, które w ostatniej dekadzie czerpały największe profity ze sprzedaży piłkarzy. City za chwilę połknie konkurencję, bo jego globalny zasięg jest większy, a poza tym bryluje siłą marki, która może dyktować ogromne ceny. James Trafford latem przeszedł do Burnley za 19 mln funtów (4 mln zamrożone w postaci premii), chociaż wcześniej nigdy nie rozegrał meczu w Premier League. 20-letni Shea Charles kosztował Southampton ok. 10 mln, a rok wcześniej Romeo Lavia powędrował w tym samym kierunku za ponad dwa razy więcej.
Manchester w ostatnim roku miał aż 38 reprezentantów Anglii we wszystkich rocznikach. Kwestią czasu jest to, gdy ci piłkarze wyparują z klubu. Guardiola nie jest w stanie przyjąć ich wszystkich. Zresztą żadna drużyna na tym poziomie, z taką skalą wyzwań, nie może pozwolić sobie na to, by regularnie dawać szansę wychowankom. Manchester i tak nieźle sobie z tym radzi. W 2008 roku, kiedy szejkowie przejmowali klub, w kadrze nie było ani jednego gracza wychowanego na Etihad. Dzisiaj serduszka w mediach społecznościowych zgarnia choćby Oscar Bobb, strzelec zwycięskiego gola w meczu z Newcastle. Wspólne fotki z Philem Fodenem i Rico Lewisem też nie są przypadkiem. To skrupulatnie zaplanowana akcja marketingowa, by puszczać w świat pozytywny przekaz i przypominać ludziom o tym, że koła zębate w fabryce zasuwają aż miło.
Oscar Bobb po golu na 3:2 w meczu Newcastle - Manchester City
Mark Cosgrove/News Images / pressfocus

Podróż na inną planetę

Manchester ten plan miał już grubo ponad dekadę temu. Doskonale wiedział, że tożsamość klubu budują takie historie jak te z udziałem ich sąsiadów: “Dzieci Busby’ego” albo słynna “Klasa 92”, czyli młodzi zawodnicy, którzy stali się fundamentem sukcesów Alexa Fergusona. Działo się to w innych realiach ekonomicznych, więc dzisiaj trudniej jest to powtórzyć, ale schemat pozostał bez zmian. Kibice kochają opowieści o nowych gwiazdach, więc szejkowie już na starcie zaczęli rzucać zdania typu: “chcemy być nową Barceloną”, a zaraz potem postawili ośrodek treningowy z 16 boiskami. Vincent Kompany o starej erze mawiał, że był to klub z rozwalonymi drzwiami do toalety i jedną rękawicą bokserską w siłowni. Nagle Manchester City wystrzelił na inną orbitę, a dekadę później zbiera owoce.
Cały kampus kosztował ok. 200 mln funtów, ale ta suma zdążyła się już zwrócić, bo od 2017 roku suma sprzedaży młodych zawodników wyniosła 260 mln. Klub dzięki temu może balansować na linie i lepiej obchodzić przepisy finansowego Fair Play. To z tego powodu Chelsea tak mocno chce sprzedać Conora Gallaghera. Wychowankowie traktowani są jako czysty zysk, bo suma ich pozyskania wynosi zero. Manchester City świetnie to rozgrywa, zapisując też w kontraktach mnóstwo klauzul i haczyków, dzięki czemu pieniądze zgarnia też z przyszłych transferów. Dobrym przykładem jest Jadon Sancho, który nie przebił się w City, ale świetnie radził sobie w Bundeslidze. Kiedy Manchester United zapłacił za niego 80 mln funtów, aż 10 mln powędrowało na Etihad. Podobne zapisy mieli Pedro Porro (Tottenham) i Romeo Lavia (Chelsea).
Warto czasem rozejrzeć się po Europie i uświadomić sobie, ilu graczy tak naprawdę przewinęło się przez Manchester. Jamie Bynoe-Gittens z Borussii Dortmund? Oczywiście. Rabbi Matondo z Glasgow Rangers? Jak najbardziej. Carlos Forbs, który niedawno trafił do Ajaxu za 14 mln euro, też wydeptał swoją ścieżkę mijając po drodze akademię Manchesteru, która z kolei wcześniej wyciągnęła go ze Sportingu. Termin “wychowanek” odnosi się do graczy z co najmniej trzema sezonami w klubie między 15. a 21. rokiem życia. Wielkie akademie często “wyciągają” gotowych zawodników z całego świata, nie jest to już tak łatwe w erze Brexitu, ale taśma produkcyjna i tak działa bez zarzutu. Manchester korzysta na siatce City Football Group, bo może sobie bezpiecznie przerzucać graczy z klubu do klubu. Douglas Luiz, dzisiaj gwiazda Aston Villi, przez dwa lata grał przecież w Gironie.
douglas luiz w gironie w 2018
Javier Montaoo / pressfocus

Słupy reklamowe

City staje się też taśmą produkcyjną dla trenerów i dyrektorów sportowych z konkretnym know-how. Enzo Maresca z trenera młodzieży nagle awansował do asystenta Pepa Guardioli, a potem zrobił krok dalej i dziś pędzi po awans do Premier League z Leicester. Rodolfo Borrell został dyrektorem sportowym Austin FC, a Jason Wilcox zrezygnował ze stanowiska szefa akademii i został dyrektorem sportowym Southampton. Stołek zwolnił mu Joe Shields, który poszedł do Chelsea i który też wcześniej pracował w rekrutacji Manchesteru. Fakt, że tak wielu byłych ludzi z Etihad pracuje w angielskich klubach sprzyja robieniu kolejnych interesów. Przykładem choćby Southampton, który rok temu na dzień dobry wziął cały pakiet graczy z akademii City, jak Lavia, Edozie, Bazunu i Larios.
Obecnie ogromne zainteresowanie klubów wzbudza 17-letni Joel Ndala, lewoskrzydłowy z kongijskimi korzeniami. Oscar Bobb też pewnie za jakiś czas stanie przed dylematem. Historie takie jak Chelsea, gdy w 2021 roku siedmiu wychowanków wygrało Ligę Mistrzów, są trudne do powtórzenia, ale też nie są niezbędne do kreowanie pięknej opowieści o akademii. Rozwój kariery Phila Fodena dokłada ogromną cegłę, ale w tym momencie reklamę Manchesterowi robi każdy gol Pedro Porro lub prostopadłe podanie Douglasa Luiza. Nawet dryblingi Jamesa McAtee w słabym Sheffield mają znaczenie. Zwykły kibic coraz mocniej orientuje się w tym, że świat piłki zalany jest graczami ze stemplem akademii City. Ten model po prostu się sprawdza.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.
Kevin De Bruyne
Mark Cosgrove/News Images / pressfocus

Przeczytaj również