Miał wejść na światowy poziom, jest problemem Guardioli. "Trudno określić go mianem gracza godnego zaufania"

Miał wejść na światowy poziom, jest problemem Guardioli. "Trudno określić go mianem gracza godnego zaufania"
MB Media / Press Focus
Pep Guardiola jest jedną nogą w finale Ligi Mistrzów, ale musi myśleć o kształcie kadry na nowy sezon. Po sezonie z City odchodzi Sergio Aguero, a w kadrze brakuje graczy, którzy mogliby wejść w jego buty. Kilka lat temu wydawałoby się, że może to zrobić Gabriel Jesus, lecz Brazylijczyk nie chyba nigdy nie będzie do tego gotów. Pewnego poziomu już nie przeskoczy.
Wychowanek Palmeiras gra dla Manchesteru City już od ponad czterech lat. Kibice długo liczyli, że przejmie pałeczkę po Aguero, najlepszym strzelcu w historii klubu, lecz ich nadzieje powoli gasły i zaczynały ustępować miejsca frustracji. Lata mijały, a napastnik z Ameryki Południowej nie potrafił zrobić wymaganego “przeskoku” szczebel wyżej. Teraz, w obliczu problemów doświadczonego Argentyńczyka ze zdrowiem i jego planowanego odejścia, otworzyła się dla niego wielka szansa. Pomimo świetnych statystyk, wydaje się jednak, że nigdy jej nie wykorzysta.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wielkie nadzieje

Jesus do Manchesteru trafił jeszcze jako utalentowany nastolatek - chłopak szerzej nieznany w Europie, lecz bardzo ceniony w ojczyźnie. “Obywatele” dogadali się z Palmeiras już latem 2016 roku, w połowie brazylijskiego sezonu. Młodzian pozostał jednak w Kraju Kawy do końca rozgrywek, pomagając drużynie w sięgnięciu po mistrzostwo i zdobywając tamtejszą “Złotą Piłkę” (port. “Bola de Ouro”) - nagrodę dla najlepszego zawodnika ligi.
Oczekiwania oczywiście więc były duże. Anglicy zapłacili za niego ponad 30 milionów euro. Nowy nabytek od razu dołączył do pierwszej drużyny. Miał stanowić alternatywę, a w dłuższej perspektywie również zastępstwo dla Sergio Aguero. Takie zadanie oczywiście nie może przypaść byle komu.Guardiola widział w Gabrielu Jesusie inwestycję na lata. Chociaż wcześniej miał również okazję grać na skrzydle, postrzegał go jako napastnika i właśnie dlatego postanowił ściągnąć go na Etihad i spokojnie wprowadzać do zespołu w roli zmiennika argentyńskiej gwiazdy.
- Grał jako skrzydłowy, uciekał na zewnątrz, ścinał do środka, ale oczywiście musi grać blisko bramki - mówił Katalończyk, gdy młody napastnik dołączał do klubu. - To nie jest typowy skrzydłowy, jak Raheem Sterling czy Jesus Navas, którzy opierają swoją grę na dośrodkowaniach. Robi świetne ruchy, wbiega za linię obrony, musimy wykorzystywać go blisko Sergio Aguero, blisko pozycji napastnika.
Jednocześnie menedżer zaznaczał, że na barki Brazylijczyka nie należy zrzucać zbyt dużej presji. Miał się uczyć, dostosowywać do nowych realiów, kolegów i założeń. Pomimo tego zaliczył niezłe wejście do europejskiego futbolu. Do końca rozgrywek, pomimo dwumiesięcznej przerwy spowodowanej urazem, strzelił siedem goli i zaliczył pięć asyst w 11 występach. To był świetny prognostyk na przyszłość.

Stanął w miejscu

Od jego transferu na Wyspy minęły już ponad cztery lata. W przypadku Jesusa łatwo zapomnieć, że tak dawno trafił do Manchesteru. Prawie się bowiem nie zmienił. Nie zaliczył spodziewanego progresu, nie jest gościem, który mógłby z powodzeniem przejąć schedę po Aguero. A to już najwyższa pora, bo po tym, naznaczonym problemami ze zdrowiem, sezonie, Argentyńczyk odejdzie z klubu. I wiele wskazuje na to, że szejk Mansour będzie musiał wyłożyć pieniądze na nową “dziewiątkę”. 24-letni reprezentant Kraju Kawy wciąż bowiem nie wydaje się gotowy do roli lidera ofensywy.
Nie można mu odmówić ponadprzeciętnych umiejętności indywidualnych, pozwalających na wyjście z niemałych tarapatów na murawie. Należy jednak zwrócić uwagę, że często za aspektami czysto piłkarskimi nie nadąża głowa. Jeśli mamy postawić zarzuty napastnikowi City, to przede wszystkim mogą to być złe wybory podejmowane w polu karnym. Niepotrzebne odegrania, zbyt długie zwlekanie ze strzałem czy nieprzygotowane uderzenia, niestwarzające niemal żadnego zagrożenia, zdarzają mu się aż za często.
Pomimo faktu, że Jesus często odgrywa rolę zmiennika, zanotował udział przy ponad 110 bramkach City w zaledwie 188 występach. Takie statystyki imponują, lecz . Rzadko strzela gole, które można uznać za kluczowe. Ponadto właściwie od początku przygody na Starym Kontynencie stoi w miejscu i do swojej gry nie wniósł praktycznie niczego nowego. Dodatkowo ma prawdopodobnie największą wadę, jaka może pojawić się u napastnika - jest szalenie nieskuteczny.
W każdym z ostatnich trzech sezonów Premier League zajmował miejsce w czołowej piątce klasyfikacji największej liczby niewykorzystanych “wielkich szans”. W poprzedniej edycji rozgrywek skończył w niej na pozycji lidera (24 szanse na koncie, najwyższy wynik od czasów Robina van Persiego i Emmanuela Adebayora z sezonu 2011/12). I to wszystko pomimo tego, że w poszczególnych kampaniach rozegrał kolejno zaledwie: 49, 30 i 59 procent możliwych minut. Oznacza to, że marnował dogodną okazję na zdobycie gola odpowiednio co: 129, 57 oraz 84 minuty.
W obecnych rozgrywkach Jesus pod tym względem wygląda już dużo lepiej, lecz można powiązać to z faktem, że nie znajduje się tak często w dobrej sytuacji do zaskoczenia bramce rywali. Już od pewnego czasu Guardiola próbuje bowiem znaleźć warianty, gwarantujące zniwelowanie największych bolączek Brazylijczyka, jednocześnie eksponując jego atuty. Tak jak zrobił to w zeszłorocznym starciu 1/8 finału Ligi Mistrzów z Realem.

Może jednak nie napastnik?

Wtedy to Pep w obu spotkaniach postawił na system z “fałszywą dziewiątką”. Za pierwszym razem ustawił na szpicy Bernardo Silvę, za drugim Phila Fodena. Jedynego nominalnego napastnika w zespole rzucił z kolei na lewe skrzydło. I ten wybór okazał się fenomenalny, bo Gabriel Jesus rozegrał prawdopodobnie najlepsze 180 minut w koszulce “Obywateli” - przynajmniej biorąc pod uwagę wagę spotkania.
Eks-menedżer Barcelony chciał utrudnić życie rywali pressingiem i wychowanek Palmeiras spisał się w tym aspekcie naprawdę świetnie, do tego maczając palce w trzech z czterech bramek drużyny w konfrontacji z “Królewskimi”. W obliczu pożegnania Aguero właśnie taka rola może okazać się optymalną dla 24-latka. W obecnych rozgrywkach “The Cityzens” często wychodzą bez klasycznego napastnika. Najbardziej wysuniętym zawodnikiem jest Foden, Bernardo, Sterling czy De Bruyne. Właśnie taki system preferuje Guardiola w starciach z czołówką i przynosi on bardzo dobre efekty. Problemy zdrowotne Aguero sprawiły, że oglądamy ten wariant gry regularnie. Tym samym można postawić pytanie, czy Jesus naprawdę musi być następcą Argentyńczyka.
Odpowiedź na to, jakie są plany Pepa, poznamy dopiero latem, obserwując jego ruchy na rynku transferowym. W brytyjskich mediach pojawiają się informacje łączące klub z niebieskiej części Manchesteru z Erlingiem Haalandem oraz Romelu Lukaku. Jeśli jednak na Etihad nie pojawi się nowa “dziewiątka”, wariant bez napastnika stanowi sprawdzoną alternatywę. Ale niezależnie od tego, czy uda się dopiąć taki zakup, można powiedzieć jedno: Gabriel Jesus nie jest gotowy, by zostać następcą najlepszego strzelca w historii klubu. Do tego trzeba napastnika ze ścisłego światowego topu. Skoro Jesus nie zrobił postępów od przenosin do Anglii, to trudno wierzyć, że się to zmieni.

Przeczytaj również