Miał wystąpić w reklamie, znalazł się w potrzasku. Tak słynny Pele cudem przechytrzył śmierć

Miał wystąpić w reklamie, znalazł się w potrzasku. Tak słynny Pele cudem przechytrzył śmierć
A.RICARDO/Shutterstock
Próba zamachu, ucieczka w przebraniu i interwencja ambasady - to wszystko brzmi jak elementy losowego, niskobudżetowego filmu akcji klasy B. Tymczasem to jeden z wielu rozdziałów z życia Pele. Ten, który zapewnił mu najwięcej strachu o własne życie.
Przygoda, która mogła skończyć się fatalnie, wydarzyła się podczas lutowej podróży do Nigerii w 1976 roku. Wtedy właśnie legenda światowego futbolu, najbardziej rozpoznawalny wówczas piłkarz na świecie, zaszył się w hotelu z wybitnym przedstawicielem tenisa ziemnego i triumfatorem Wimbledonu Arthurem Ashem. Jedyne, o czym wtedy myśleli, to jak uciec i wrócić bezpiecznie do swoich krajów.
Dalsza część tekstu pod wideo

W samym środku wojny

Druga połowa lat 70. Świat już dawno pogrążył się w odmętach Zimnej Wojny, podzielony między Zachodem a państwami strefy wpływów ZSRR. Konflikt nie ominął również “Czarnego Lądu”. W tym czasie rządy Stanów Zjednoczonych i Nigerii były skłócone. Chodziło o wsparcie, jakie Lagos udzielił Ludowemu Ruchowi Wyzwolenia Angoli, rebelianckiej partii wspomaganej i opłacanej przez komunistów. Do roku 1976 nie podjęto jednak żadnych bezpośrednich działań. Czuło się natomiast w powietrzu, że prędzej czy później dojdzie do bezpośrednich tarć na drodze militarnej.
Napięcie w stolicy Nigerii narastało od tygodni, próba zamachu stanu wydawała się nieuchronna. Mimo wyraźnego niepokoju polityczno-społecznego, miasto funkcjonowało względnie normalnie, a wszyscy żyli dwoma wydarzeniami. Eventem reklamowym Pepsi z udziałem Pelego oraz pierwszym profesjonalnym turniejem tenisowym w tej części afrykańskiego kontynentu.
13 lutego miał być czwartym dniem turnieju - kolejnym promocyjnej pracy brazylijskiego supergwiazdora - oraz dniem zero w historii Nigerii. To wtedy zbuntowana frakcja oficerów Sił Zbrojnych pod dowództwem podpułkownika Buki Suki Dimki próbowała obalić rząd generała Murtali Muhamada. Przywódca został zamordowany w Lagos wraz ze swoim adiutantem, kiedy jego samochód zaatakowano w drodze do koszar. Po strzelaninie lider operacji ogłosił przez radio, że rząd został obalony (co nie do końca było prawdą), a Nigeria przejdzie rewolucję. Transmisję tę usłyszał Pele i amerykańscy tenisiści w hotelu Federal Palace. Dopiero wtedy do nich dotarło, że znaleźli się w samym środku zgrupowania śmiertelnego wroga.

Pod lufami pistoletów

Trzeba do tego dodać jeszcze jeden dość znaczący fakt. Pele od ponad roku grał w New York Cosmos, pracował dla Amerykanów i bez wątpienia był postrzegany w kraju, w którym zapanowały antyamerykańskie nastroje, jako sojusznik “imperialistów” i orędownik “zgniłego Zachodu”. Jeszcze przed zamachem stanu przed ambasadą USA w Lagos odbywały się demonstracje, w związku z czym obawiano się konsekwencji przeprowadzenia turnieju oraz wizyty trzykrotnego mistrza świata. Nigeryjski rząd uspokajał jednak, że wszystko jest pod kontrolą. Nikt ani nic nie miało prawa zmącić sportowego święta.
Zachęcony dużymi pieniędzmi Pele kontynuował więc sponsorowaną przez Pepsi kampanię, przylatując do miasta, by rozegrać mecz pokazowy oraz przeprowadzić kilka treningów w szkółkach piłkarskich w okolicy. Ot, zwyczajne zajęcia dla popularnego gracza u zmierzchu owocnej kariery. Bardzo dobry sposób na zarobek przy niewielkim zaangażowaniu. Akcja została jednak przerwana na wieść o przeprowadzonym zamachu, a Pelemu kazano zamknąć się w swoim hotelu i nikomu nie otwierać drzwi.
W wyniku wielogodzinnych walk ulicznych 13 lutego siłom rządowym w końcu udało się odzyskać kontrolę nad państwem, ogłoszono oficjalnie śmierć Murtali oraz siedmiodniową żałobę narodową. Przywódca rebeliantów miał uciec, ale istniało realne zagrożenie, że w ciągu kilku dni nastąpi ponowny atak rozproszonych sił buntowników. Nikt nie mógł czuć się bezpieczny. A już na pewno nie zagraniczni goście.
Po kilku dniach niespokojnego oczekiwania w hotelu, podjęto decyzję, która pozwoliła tenisistom wznowić zawieszone rozgrywki 16 lutego. Służby zamknęły granicę, aby uniemożliwić ucieczkę Dimkiego, wprowadzono godzinę policyjną od godziny szóstej rano do szóstej po południu. Tenisiści mogli jedynie wyjechać pod eskortą z hoteli, aby zagrać swój mecz i wrócić. Co ciekawe, w półfinałach znaleźli się sami Amerykanie, więc to nie ostudziło i tak napiętej atmosfery.
Następnego dnia, gdy Arthur Ashe i Jeff Borowiak grali swój mecz o finał i właśnie rozpoczęli drugi set, na stadion wkroczyła grupa żołnierzy i pod groźbą użycia broni wypędziła zawodników z boiska. Domagali się wyjaśnień, dlaczego rozgrywki zostały wznowione, gdy naród wciąż był pogrążony w żałobie. Gdy Ashe stał z lufą przyłożoną do pleców, zgromadzeni na trybunach kibice uciekli z obiektu, wiedząc, jak brutalni potrafią być wojskowi. Obu zawodników sprowadzono do ambasady USA, gdzie później dołączył do nich znajdujący się w potrzasku Pele.

W przebraniu pilota

W końcu po walce z nieustannym chaosem i odzyskaniu paszportów od ochrony lotniska, rozpoczęto operację ewakuacji sportowców. Udało się wyczarterować jedyny wolny samolot i kiedy koła oderwały się od pasa startowego, uratowani wznieśli okrzyki ulgi. Nie było wśród nich Pelego. Lokalny menedżer Pepsi zwrócił się do ambasadora USA, próbując wynegocjować dla Brazylijczyka miejsce na pokładzie samolotu. Nie udało się uzyskać zgody na czas. Pele został sam jak palec w najbardziej zapalnym miejscu na planecie.
Był zmuszony poczekać jeszcze trzy dni, aż służby całkowicie otworzyły granice dla ludności. Nawet wtedy sprawy nie wydawały się takie proste. Brazylijski ambasador miał obawy, że legenda będzie mogła swobodnie przejechać kawał drogi do lotniska kompletnie niezauważona, podczas gdy napięcia nadal się utrzymywały.
Uzgodniono więc, że piłkarz przebierze się za pilota, aby przemknąć przez miasto i wsiąść do samolotu niezauważony, niezagrożony i niezidentyfikowany. W młodości Pele chciał latać maszynami, co pewnie dodawałoby historii pewnego filmowego smaczku, gdyby nie to że jego marzenia wyhamowały w dzieciństwie. Wtedy bowiem zetknął się ze zwłokami pilota, który rozbił się niedaleko jego domu w Brazylii.
Tak czy siak, w odpowiednim stroju przeszedł kontrolę na lotnisku i dopiero w samolocie wygodnie zasiadł na fotelu pasażera, ciesząc się, że cały i zdrowy wylatuje z gorącej, nie tylko w sensie meteorologicznym, Nigerii. Nareszcie był wolny. Wywinął się śmierci. Teraz, gdy niedawno skończył 81 lat, to jedna z najlepszych anegdot piłkarza, którego życie naznaczone było niezwykłymi przypadkami.

Przeczytaj również