Inter Mediolan. Jose Mourinho mocnym kandydatem do powrotu na San Siro. Czy to się wszystkim opłaci?

Mourinho znowu w Interze? Powrót do starej formuły może okazać się strzałem w dziesiątkę
Oleksandr Osipov / Shutterstock.com
Inter Mediolan i Jose Mourinho. Ten duet kojarzy nam się głównie z niesamowitą kampanią 2009/10 i potrójną koroną „Nerazzurrich”. Niedługo może się jednak okazać, że to nie tylko wspomnienia, ale i przyszłość.
W kuluarach mówi się, że portugalski menedżer jest po słowie z władzami włoskiego klubu i już niebawem miałby objąć wodze swojej byłej drużyny. Przysłowie traktuje, że nie należy wchodzić dwa razy do tej samej rzeki, ale tym razem wydaje się, że takie posunięcie może mieć sens. Przynajmniej na papierze.
Dalsza część tekstu pod wideo

„The Special One” musi udowodnić, że wciąż jest „Special”

Stosunek do Jose Mourinho w ciągu ostatnich pięciu lat zmienił się bardzo mocno. Wybitny strateg, który zawsze umiał zniwelować atuty rywala i ściągnąć presję z piłkarzy, stał się w oczach większości kibiców zgorzkniałym, szukającym ciągle zwady bucem. I to w dodatku takim, który doprowadza do buntu swoich podopiecznych.
Ostatnie dwie posady Portugalczyk stracił w mało przyjemnych okolicznościach. W Chelsea i Manchesterze United wyraźnie było widać, że zawodnicy nie chcieli „umierać” za swojego szkoleniowca.
W obu przypadkach wygrali podwładni menedżera. Oni zostali, jego się pozbyto. W obu przypadkach doprowadziło to do odbudowania zaangażowania i poprawy wyników. Wyraźnie chcieli pokazać, że problem nie leżał po ich stronie.
Swoje do udowodnienia ma jednak również popularny „Mou”. Dwa spektakularne „wyloty” oczywiście sprawiły, że nadeszła pora na walkę o dobre imię. Trudno o lepszą motywację.
Musi rozsądnie wybrać miejsce pracy, tak aby nie stracić resztek swojej dumy. Powrót w strony, w których wciąż wspominany jest jako legenda, wydaje się więc po prostu logiczny. Tutaj zostanie przywitany z otwartymi ramionami, a kibice będą wniebowzięci, znowu mogąc go oglądać na San Siro.
Angielski „Mirror” informował, że 7 lutego doszło do spotkania pomiędzy dyrektorem Interu, Beppe Marottą, a Portugalczykiem. 56-latek miałby jednak objąć drużynę dopiero na początku przyszłego sezonu.
Takie rozwiązanie wydaje się optymalne. Będzie mógł przygotować zespół na swój sposób i od razu będzie miał okazję na sprowadzenie interesujących go piłkarzy. Układ wydaje się dobry. Miejsce – na papierze ideał, środowisko pracy trenera – też.
Do tego nie trzeba wskakiwać do wanny napełnionej już wrzątkiem, a można rozpocząć na spokojnie, po swojemu. Jeśli trzeba walczyć o dobre imię, to los przyniósł idealną okazję.

Przełamać stagnację

Inter Mediolan to wielka firma. Wspaniała historia i wielkie sukcesy są jednak dosyć odległą przeszłością. Ostatnie trofeum „Nerazzurri” zdobyli w 2011 roku, kiedy to wygrali w finale Pucharu Włoch.
Suche lata to ogromna próba dla kibiców i osób decydujących o losach klubu. Frustracja narasta, każdy kolejny trener i piłkarz mają za zadanie przyczynić się do powrotu drużyny na piedestał, ale, gdy efektów nie widać, zaczyna się szukanie winnych.
W takiej atmosferze bardzo trudno o zadowalające wyniki. Wspomniany triumf w Coppa Italia był dziełem Leonardo, który objął schedę po następcy Mourinho, Rafie Benitezie. Wśród późniejszych nazwisk przewinęli się Roberto Mancini czy Claudio Ranieri.
Na Giuseppe Meazza próbowano już wielu rozwiązań. Od ery Portugalczyka zmieniano trenera łącznie 12 razy (wliczając dwa tymczasowe okresy pracy Stefano Vecchiego). Eksperymentowano nie tylko ze znanymi nazwiskami, jak te, które przed chwilą wymieniłem. Pojawiali się też szkoleniowcy znani głównie na krajowym podwórku.
Andrea Stramaccioni, Walter Mazzari czy Stefano Pioli nie byli w stanie zmienić obrazu gry klubu. Nikt nie potrafił obudzić 18-krotnych mistrzów Włoch z letargu. Od 2011 roku zespół będący własnością Suning Holdings Group nie zakończył rozgrywek w pierwszej trójce ligowej tabeli.
Zdarzały się tak słabe wyniki, jak miejsca siódme, ósme czy dziewiąte. Pojawiali się szkoleniowcy z różnymi filozofiami. Przewijały się nowe nazwiska w składzie. Co sezon Inter jest inny, ale tak naprawdę… taki sam.
Czegoś tu zwyczajnie brakuje. Nie ma polotu, kreatywności. Wciąż tracą punkty z teoretycznie słabszymi rywalami i to często w bardzo irytujących okolicznościach. Tu nie potrzeba zmian, a rewolucji!
Wielkie nazwisko na ławce może w tym pomóc. Fani klubu nie należą do cierpliwych. Szybko zapominają o sentymentach, jeśli nie dostają tego, czego chcą. A nie dostają tego od prawie dziesięciu lat!
Jedynym wyjątkiem od tej reguły mógłby być Mourinho. Człowiek, który zagwarantował kibicom najlepsze lata tego tysiąclecia. Dostanie kredyt zaufania niemal „za darmo”, a taka postać na ławce to dodatkowy impuls dla piłkarzy.

Idealne połączenie

Styl gry portugalskiego menedżera nie należy do najprzyjemniejszych dla oka. W końcu oparty jest na wyczekiwaniu rywala i bezlitosnym piętnowaniu jego błędów, a nie jego tłamszeniu.
Wydaje się jednak, że właśnie takie rozwiązanie może być dla Interu strzałem w dziesiątkę. Czemu? Bo póki co nie ma argumentów, aby grać inaczej. Mówimy o drużynie, która męczy się niemiłosiernie z rywalami pokroju Bologny, Empoli czy Spal.
Luciano Spaletti jest zwolennikiem gry ukierunkowanej na posiadanie futbolówki. Chociaż jego filozofia daje przyzwoite, jak na ostatnie lata, wyniki (4. miejsce w zeszłym sezonie, aktualnie 3. lokata), to wciąż daleko mu do spełnienia ambicji klubu.
Umowa trenera wygasa w 2021 roku. Zwolnienie wiązałoby się z koniecznością wypłaty odszkodowania. Efekty nie są tragiczne, ale po prostu nie zachwycają. Tak naprawdę „spallettiball” nie okazało się lekarstwem na problemy „Nerazzurrich”.
Może takim byłby minimalistyczny futbol Mourinho? Nikt w końcu nie opanował gry z kontry w taki sposób, jak Portugalczyk. Jego drużyny potrafią być wręcz zabójcze, oczywiście jeśli trafi na odpowiednich wykonawców, którzy nie zaczną oponować.
Jako bardzo silna, wręcz despotyczna osobowość, „Mou” to ogromne ryzyko. Łatwo u niego o spory czy wręcz bunt w szatni. Jeśli jednak przemówi do zawodników, to jego „terapia szokowa” może dać pożądane efekty.
Solidne fundamenty do skonstruowania charakterystycznej, niezawodnej linii obrony już są. Samir Handanović w bramce, a także Milan Skriniar i Joao Miranda to naprawdę dobra baza. Latem najprawdopodobniej dołączy jeszcze Diego Godin. Przydałby się jeszcze defensywny pomocnik, który byłby w stanie zdominować środek pola.
W ofensywie kluczowe będzie przede wszystkim odpowiednie wykorzystanie Mauro Icardiego. Argentyńczyk to napastnik ze ścisłej światowej czołówki. Gość, który nieraz potrzebuje zaledwie pół sytuacji do strzelenia bramki. I właśnie przy grze opartej na atakach „zza gardy” takich potrzeba.
Sprowadzenie człowieka o statusie Mourinho może się również okazać magnesem. Nie tylko dla nowych piłkarzy, ale i tych, którzy są już w klubie. Wciąż mówi się przecież o tym, że z klubu miałby odejść Ivan Perisić.
Czy jednak warto byłoby przepuścić okazję do gry u człowieka z CV takim, jak urodzony w Setubal menedżer? Taka szansa może przydarzyć się raz w życiu, więc może warto byłoby ją wykorzystać?
Czy Spalletti zasłużył na zwolnienie? Trudno to jednoznacznie stwierdzić. Gra jego drużyny jednak nie zagwarantowała mu nietykalności, a zatrudnienie w jego miejsce tak utytułowanego następcy byłoby po prostu tzw. „no brainerem”. Możliwość zatrudnienia „Mou” to naprawdę ogromna szansa dla Interu.
Taki specjalista, jak Mourinho, to niesamowita marka. Warto zaryzykować i na niego postawić. Lepszej okazji na nawiązanie do ostatnich sukcesów nie będzie. W końcu to właśnie jego odejście rozpoczęło prowadzącą w dół spiralę „Nerazzurrich”. Być może okaże się, że jego przybycie w końcu ją zatrzyma.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również