Muniek Staszczyk o Legii Warszawa: Mioduski nie czuje tego wszystkiego. Tracimy masę pieniędzy [NASZ WYWIAD]

Muniek Staszczyk o Legii: Mioduski nie czuje tego wszystkiego. Tracimy masę pieniędzy [NASZ WYWIAD]
Jacek Poremba, Agora SA
Od wielu lat śledzi i analizuje poczynania Legii Warszawa. Kciuki ściska też za Raków ze swej rodzinnej Częstochowy. I tak się nieoczekiwanie złożyło, że oba te kluby w bieżącym sezonie rywalizują o mistrzostwo Polski. O nasyceniu i niepewnej przyszłości Legii, o głodzie i świeżości Rakowa oraz tęsknocie za europejskimi pucharami opowiedział nam Zygmunt Staszczyk, znany powszechnie jako Muniek, lider kultowego zespołu T.Love.
KUBA MAJEWSKI: Gdy widzieliśmy się ostatnio, byłeś całkowicie zdruzgotany Legią.
Dalsza część tekstu pod wideo
MUNIEK STASZCZYK: Pamiętam. Byliśmy w mojej Częstochowie, a Legia przegrała w Pucharze Polski z pierwszoligowym jeszcze Rakowem 1:2. I choć byłem wtedy rozdarty, bo rywalizowały ze sobą jedyne kluby, które mam w sercu, to zarówno sposób gry "Wojskowych", różnica w budżetach, jak i wszystko to, co działo się za rządów Sa Pinto, sprawiło, że byłem totalnie rozbity.
Od zawsze bardzo emocjonalnie reagujesz na grę Legii.
Obrażałem się na nią już z milion razy. Ostatnio po tej klęsce z Karabachem. To moja ogromna miłość, ale kocham Legię miłością nastolatka i miewam okropne fochy. Postawa Legii w eliminacjach przygniotła mnie, długo nie mogłem się otrząsnąć.
Ale w końcu się udało, znów zacząłeś oglądać mecze.
Paradoksalnie pomógł mi w tym Raków. Z dużą przyjemnością patrzyłem na ich występy. To drużyna grająca ofensywnie, mająca swój pomysł na grę i styl. Wiadomo, że nasza Ekstraklasa jest słaba, lecz taki mecz Lech - Raków, to w mojej ocenie był na wysokim poziomie. Może nie Premiership, ale osiągnął już średnie stany Bundesligi. Otarł mi łzy po Karabachu.
Raków jest takim powiewem świeżości w lidze?
Znam ludzi nim zarządzających, są fajni i mądrzy. Zbudowali klub od podstaw, wszystko zrobili po swojemu, zgodnie z pewnym planem, wizją. Jest też znakomity trener, który ma zapewnioną ciągłość pracy i cieszy się zaufaniem prezesów. Papszuna poznałem, zbiliśmy piątki i uważam, że to bardzo równy gość, ale jednocześnie taki, który nie daje sobie wchodzić na głowę. Rządzi wszystkim twardą ręką. Świetnie działa też skauting. Do drużyny trafiają niedrodzy, a bardzo dobrzy zawodnicy z Polski, Czech i Słowacji. A ściągnięcie Ivi Lopeza to prawdziwy majstersztyk. Nie mam pojęcia jak go zbajerowali, ale najważniejsze, że się udało, bo to kawał zawodnika.
Częstochowianie dość niespodziewanie wyrośli na największego rywala Legii w lidze.
Jest to pewne zaskoczenie, a jednocześnie duża nowość dla mnie. Raków to klub z mojego osiedla, bardzo mi bliski. Zawsze mu kibicowałem, ale nigdy nie stał na równi z Legią pod względem sportowym. No nie był to godny rywal. Teraz się to zmieniło i jeśli ktoś może przeszkodzić Legii w obronie tytułu, to właśnie Raków. Lech ma za dużą stratę po jesieni, Piast podobnie, a w inne kluby nie wierzę.
Utrzymają poziom?
Nie wiem, wiele rzeczy może się wiosną wydarzyć. Legia jest zdecydowanym faworytem, ma dużo szerszą kadrę. Ale musi wygrać, to jej obowiązek. Raków gra bez presji, nic nie musi więc mogą osiągnąć wiele.
Nie ma jednak co się oszukiwać. Tytuł to w obecnej sytuacji obowiązek dla ekipy Michniewicza.
Zawsze fajnie zdobyć mistrzostwo, wstawić do gabloty puchar, ale po latach chciałoby się więcej. Pamiętasz, jak parę lat temu robiliśmy nasz pierwszy wywiad o Legii?
Tak, w restauracji na Ochocie.
Powtórzę to, co mówiłem wtedy. Tytuł to tylko krok do gry w pucharach, bo to one są wyznacznikiem, na takie mecze się czeka, one są zapamiętywane na lata. Gdy wtedy rozmawialiśmy, Legia była na początku drogi, na fali wznoszącej. Dziś jest z drugiej strony, lata sukcesów w europejskich pucharach ma za sobą. I nic nie wskazuje, by coś się w tej kwestii miało zmienić.
Koła się kręcą. Samochód nie jedzie.
Warszawa to duże europejskie miasto. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego nie możemy zbudować tu drużyny, która regularnie grałaby w Lidze Europy i od czasu do czasu nawet w Lidze Mistrzów. Zwłaszcza, że nie tak dawno temu można to było robić. Zdążyliśmy się nawet przyzwyczaić do rywalizacji na przyzwoitym poziomie. Owszem, czasem obrywało się mocno, ale jednak się grało ze znanymi markami. Tyle wspaniałych spotkań, a to z Holendrami, a to Ukraińcami, Belgami, Portugalczykami. Już nawet pomijając Ligę Mistrzów i zajęcie trzeciego miejsca w grupie z Realem, Borussią i Sportingiem, to przecież trochę wcześniej zajmowaliśmy pierwsze w fazie grupowej Ligi Europy. Dziś nie do pomyślenia, a pięć-sześć lat temu wydawało się to naturalną koleją rzeczy. Chodziłem sobie na te meczyki i byłem szczęśliwy. Brachu, szczęśliwy!
W tym roku minie właśnie pięć lat od awansu do Ligi Mistrzów.
No widzisz, a nie ma nawet specjalnych nadziei, że uda się zakwalifikować do Ligi Europy. Tak jak niedawno przyzwyczailiśmy się do codziennej rywalizacji w pucharach, tak dziś jest bardzo źle i normą stało się, że w nich nie gramy i ludzie nawet niespecjalnie spodziewają się, że coś się zmieni.
Ty też? Zawsze byłeś optymistą.
Wydawało mi się, że coś drgnęło, gdy rywalizowaliśmy z Rangers. Legia Vukovicia była najbliższa awansu od lat, a jednocześnie miała najbardziej wymagającego rywala. Europejską markę. Mecz ze Szkotami w Warszawie był w mojej ocenie najlepszym występem w pucharach od tego z Ajaksem. Sądziłem więc, że latem ubiegłego roku może być lepiej. Owszem męczyliśmy się z tym Linfield, ale to już jakby norma w tej fazie eliminacji. Potem jednak przyjechała Omonia i okazaliśmy się bezsilni. Najbardziej jednak frustrująca była klęska z tym Karabachem. Stary, k..., oni na naszym tle wyglądali jak Barcelona! A to żaden wielki zespół. Śledziłem potem ich wyniki w Lidze Europy. Zdobyli jeden punkt!
Vukovicia już wtedy nie było.
Moim zdaniem został zwolniony za szybko. Nie znam Dariusza Mioduskiego, rozmawialiśmy tylko raz, ale mam wrażenie, że decyzje podejmuje zbyt gwałtownie. I nie ma w tym żadnej wizji, zwłaszcza długofalowej. Raz mamy trenera, który chce grać tak, za chwilę jego zastępca ma już całkowicie odmienny pomysł. Widać to choćby teraz. Za Vukovicia na Legię patrzyło się z przyjemnością, zwłaszcza jesienią 2019 i na początku 2020 r. Potem było gorzej i choć przyszły potężne problemy związane z pandemią, to mistrzostwo odzyskał pewnie, z wyraźną przewagą nad resztą. Graliśmy ofensywnie, strzelaliśmy dużo bramek. Przypominały mi się czasy Okuki, taki bałkański styl i charakter. Ruch, wymiana krótkich podań. Michniewicza w ogóle nie znam, ale od lat uchodzi za trenera pragmatycznego i to teraz widać po grze legionistów. Starają się zabezpieczać tyły, nie tracić bramek, budują akcje od tyłu.
Jacek Bednarz zauważył, że niewiele z tego wynika, bo raz że zajmuje im to zbyt wiele czasu, a dwa że większość ataków i tak kończy się wrzutką na Pekharta.
Pekhart dużo strzela i przypomina mi Stanko Svitlicę. Lubię go, zawsze fajnie, gdy mamy snajpera, ale mam wątpliwości, czy jest w stanie pomóc nam na poziomie wyższym niż Ekstraklasa. Sposób gry Legii był jesienią dość łatwy do rozszyfrowania, co najlepiej pokazał Karabach, gdy całkowicie odciął Czecha od podań i staliśmy się bezradni.
Dużo mówi się o potrzebie zmian taktycznych, poprawieniu jakości gry.
To niewątpliwie konieczność, ale zastanawiam się, czy mamy do tego odpowiednich piłkarzy. Potrzebujemy wzmocnień, zresztą jak co roku. Słyszałeś coś?
Nie. Podobno w kasie pusto.
Czytałem, że jesteśmy zadłużeni na 171 mln zł. To szokująca suma i nie mam pojęcia, jak się z tego wygrzebać. To znaczy wiem - potrzeba regularnie grać w pucharach. Tymczasem, by w nich grać, powinniśmy wzmocnić zespół w środku obrony, pomocy, na skrzydle i w ataku. Błędne koło.
Od czego zaczął się zjazd?
Nie ma co ukrywać, że Mioduski nie czuje tego wszystkiego. Polega na niesprawdzonych ludziach. Tracimy masę pieniędzy w wyniku złego zarządzania. Uważam przy tym, że podstawowym błędem było zwolnienie Jacka Magiery i mówię to nie dlatego, że Jacek jest moim krajanem i kolegą. Magiera to bardzo dobry trener - o czym świadczą choćby wyniki w Lidze Mistrzów i wyrównane boje w Lidze Europy z Ajaksem, który doszedł wtedy do finału tych rozgrywek - a przy tym skrupulatny i pracowity. Niczego nie pozostawiał przypadkowi, miał plan działania i realizował go precyzyjnie. Jednocześnie to nasz człowiek, znający klub i kochający go. Trudno wyobrazić sobie lepsze połączenie. Wierzyłem, że Mioduski widzi w nim szkoleniowca na lata, który będzie miał prawo potknąć się, popełnić błędy, ale też wyciągnąć z nich wnioski, by się poprawić. Niestety, przy pierwszym kryzysie prezes go zwolnił i zastąpił Jozakiem, który nigdy nie pracował jako trener, a potem szkoleniowcem od kobiet. Głupota.
Czego spodziewasz się więc w wykonaniu Legii w 2021 r.?
Nie mam pojęcia, tu nie ma niczego pewnego. To jak z pytaniem, kiedy zaczniemy znów grać koncerty. Nie chcę się już znęcać nad Mioduskim, ale jestem, jak ty, kibicem Legii i mam dość tego poniżania. Na pewno przed nami miesiące kluczowe nawet dla przyszłości klubu. Gra w pucharach to absolutna konieczność, kasa stamtąd jest nam potrzebna jak tlen. Już za parę tygodni startuje runda wiosenna i trzeba ją wykorzystać również pod kątem przygotowania się do eliminacji. Z roku na rok jest w nich trudniej, tracimy współczynnik, do tego dochodzi ogromna presja awansu w klubie, co odczuwają wszyscy pracownicy, ale przede wszystkim piłkarze i potem wychodzą na decydujące starcia ze spętanymi nogami.
A dostrzegasz jakieś powody do optymizmu?
U Vukovicia dobrze wyglądało wprowadzanie młodych do składu. Znalazł miejsce Karbownikowi, pojawił się Rosołek, dobrze odnalazł się Slisz, zaczęli pojawiać się Włodarczyk i Mosór. Mam nadzieję, że Michniewicz też nie będzie się bał dawać młodym szans. Ale na razie trudno spodziewać się, by któryś z juniorów miał zacząć odgrywać ważną rolę w drużynie.
Czyli co? Na wiosnę będziemy oglądać wyścig Legii z Rakowem?
Chciałbym. Dla Rakowa mistrzostwo to byłby total, nieopisany sukces na stulecie klubu. Sam awans do pucharów byłby historycznym wyczynem. Legia jest nażarta, Raków głodny, ale myślę jednak, że to ekipa Michniewicza będzie górą. Liczę jednak na zaciętą rywalizację, której z przyjemnością będę się przyglądał i która dobrze zrobi tej nudnej lidze. Kto by nie wygrał, to będę zadowolony.

Przeczytaj również