Na takiego piłkarza czekała kadra. Probierz trafił, Zieliński wieszczy transfer. "Będzie miał dużo ofert"

Na takiego piłkarza czekała kadra. Probierz trafił, Zieliński wieszczy transfer. "Będzie miał dużo ofert"
Mateusz Porzucek / pressfocus
Mateusz - Hawrot
Mateusz Hawrot22 Mar · 06:50
Słabeuszy należy obijać i to właśnie zrobili biało-czerwoni. Na pierwszy plan wysuwa się nie tylko szalony mecz Nicoli Zalewskiego, ale i jakość “żołnierza”, którego odkrył dla reprezentacji Michał Probierz, a chwali Piotr Zieliński. I tylko tej biedy na trybunach żal.
Z PGE Narodowego, Mateusz Hawrot
Dalsza część tekstu pod wideo
Było pięć, mogło być osiem, może i dziesięć, gdyby w paru sytuacjach dopisało szczęście i lepsza skuteczność reprezentacji Polski. Estończycy nie pokazali w Warszawie właściwie nic, tym większa szkoda, że Polacy pozwolili im na honorowego gola. Wściekłość Wojciecha Szczęsnego od razu przykuła uwagę z trybun PGE Narodowego. Trudno się dziwić, niemniej, kibice niespecjalnie przejęli się straconym golem. Piknik na stadionie trwał w najlepsze. Do tego jednak jeszcze przejdziemy.
stadion narodowy polska estonia 21.03.24 przed meczem
Mateusz Porzucek / pressfocus

Lepsze wrażenie

Zacznijmy od pozytywów. Dokładnie w ten sposób należy obchodzić się z drużynami, które prezentują tak niski poziom, jak Estonia. Goście w tym wydaniu prawdopodobnie mieliby problem, by utrzymać się w polskiej Fortuna 1 Lidze, a przykładowy Chrobry Głogów, sympatyczny średniak patrzący w dół tabeli, w czwartkowy wieczór też odprawiłby ich z kwitkiem. Nawet jedenastu na jedenastu.
Mogliśmy się obawiać, czy z biało-czerwonych nie wyjdzie minimalizm i oszczędzanie sił na finał baraży. Na szczęście zobaczyliśmy dawno niewidzianą, głodną kolejnych bramek twarz kadry. Drugi gol, świeżo po przerwie, zamknął bowiem mecz na dobre, a reszta spotkania - poza jedną, przeklęta akcją na 5:1 - przypominała starcie gołej du*y z batem. Ale takim wynikiem pachniało już od pierwszych minut. Nicola Zalewski non stop robił szum, który w końcu zamienił (znowu w reprezentacji!) na konkrety. Piotr Zieliński nie dawał po sobie poznać, że ma problemy w klubie. Jakub Piotrowski był jak bulterier, był jak Tommy Lee Jones we wiadomo w jakim filmie. Błysnął Przemysław Frankowski, od początku kreowany przez selekcjonera na jednego z liderów kadry.
To wszystko było też widoczne przed ekranem. A jak oglądało się to spotkanie z trybun PGE Narodowego? Sympatycznie. Można odnieść wrażenie, że na żywo łatwiej docenić biało-czerwonych za ten występ (nie popadając w hurraoptymizm). Wśród pozytywów - co jasne - wyróżnili się Zalewski i Piotrowski. Dwa nieoczywiste, a broniące się w pełni wybory Probierza. Piłkarz Romy, mimo że w klubie gra albo przeciętnie, albo wcale, zaliczył trzeci udany mecz w barwach narodowych z rzędu.
Nicola Zalewski po golu na 4:0 w meczu Polska - Estonia
Mateusz Porzucek / pressfocus

Na niego czekała kadra

Piotrowski to z kolei odkrycie selekcjonera dla tej drużyny. Zbudowane właściwie od zera. Nazwisko z drugiego czy trzeciego szeregu, z Łudogorca Razgrad, a jednak gwarantujące jakość. Powiedzmy sobie wprost: na takiego piłkarza w drugiej linii ta kadra czekała. Pomocnika, który poza tym, że skutecznie zasuwa w odbiorze i daje słynne “serducho”, jest konkretny w grze do przodu. Pach, inteligentna asysta do Frankowskiego. Pach, precyzyjny strzał i w efekcie gol zza pola karnego, tak jak należy to robić. Bardzo inteligentny piłkarz. Żadna “szóstka”, jak narzekali kibice z Transfermarktu czy Flashscore’a. Wielowymiarowy pomocnik. Nie dziwi, że Piotr Zieliński, zapytany w mixed zone o przyszłość Piotrowskiego, w kontekście np. transferu do Serie A, odpowiedział:
- Jest bardzo dobrym zawodnikiem. Myślę, że po takim sezonie, jaki gra, a wiadomo, może być jeszcze lepiej, to będzie miał dużo ofert.

Walia nie wybaczy

Zieliński chwalił, Probierz trafił. Zaś jeśli o coś selekcjoner ma się obawiać, to o trzy aspekty. Po pierwsze, kontuzje. Matty Cash raczej z meczu w Cardiff wypadł, Przemysław Frankowski to dziś znak zapytania. Selekcjoner, zapytany przez Meczyki.pl na konferencji prasowej o stan zdrowia “Franka”, przekazał, że jeszcze nie wiadomo, jak poważny jest jego uraz. Zmiana wahadłowego na Tymoteusza Puchacza czy innych zawodników to jednak znaczna obniżka jakości. Po drugie, niepewna obrona. Estonia była koszmarnie słaba, a i tak w defensywne poczynania biało-czerwonych wdały się nerwy, idealnie zobrazowane przy bramce przyjezdnych, kiedy to Slisz dał się łatwo ograć, a Jan Bednarek pasywnie oglądał, jak rywal strzela gola. Po trzecie, blokada napastników - w czwartek ani Robert Lewandowski, ani Karol Świderski nie mieli swojego dnia.

Wreszcie w górę

Niemniej, wynik 5:1 i rozjechanie Estonii walcem to dobry prognostyk przed Walią. Żeby było jasne: to żaden wyznacznik tego, że w Cardiff pójdzie nam z płatka, a rozbiciem fatalnych Estończyków kadra wyrzuciła do kosza serię kompromitacji z 2023 r. Nie w tym rzecz. Piłkarze dostali jednak pozytywnego kopa przed decydującą batalią o awans. Tej drużynie wreszcie coś się udało. O to chodziło. O zastrzyk energii, o morale w górę, o x ładnych akcji, o zwykłą radość. Po prostu porządnie wykonana robota. Dało się to wyczuć w pomeczowych rozmowach. Przy okazji warto podkreślić, że najważniejsi zawodnicy, jak Lewandowski czy Zieliński, długo i cierpliwie odpowiadali na pytania w strefie mieszanej. Ta ekipa zrobiła pół kroku we właściwym kierunku. Kwestia, czy we wtorek zrobi pięć następnych, czy cofnie się w przepaść.
polska estonia gol przemysław frankowski radość
Pawel Andrachiewicz / pressfocus

Piknikowy Narodowy

Na koniec nie sposób pominąć tego, jak wyglądał PGE Narodowy nie na boisku, a na trybunach. To może i zdarta płyta, ale warto co mecz podkreślać, że gdy na stadion przychodzi ponad 50 tys. ludzi, których potrafi przekrzyczeć garstka gości z Estonii, to coś jest nie tak. Spiker stawał na głowie, by zaktywizować kibiców, ci jednak byli nieugięci. Nazwanie tej atmosfery piknikową jest w sumie nie na miejscu. Gdyby nie wrażenie, jakie robi kolos Narodowy i jakość wielu reprezentantów Polski, moglibyśmy poczuć się jak na sparingu międzysezonowym drugoligowców. Bieda z nędzą.

Przeczytaj również