Na tej skoczni oglądaliśmy najgorsze upadki i tragedie. Stoch i spółka w Finlandii, sezon zagrożony? [WIDEO]

Na tej skoczni oglądaliśmy najgorsze upadki i tragedie. Stoch i spółka w Finlandii, sezon zagrożony? [WIDEO]
Marcin Bulanda / PressFocus
Po inauguracji Pucharu Świata w skokach narciarskich w Wiśle, rywalizacja przenosi się do mroźnej Ruki (Kuusamo) na północy Finlandii. W przeszłości obiekt Rukatunturi był bezlitosny dla najlepszych. To tutaj koszmarne upadki notowali najwięksi skoczkowie. Teraz problemy zawodników leżą jednak gdzie indziej. Czy koronawirus pozwoli w ogóle rozegrać ten sezon?
To, czego wszyscy w środowisku skoków chcieli uniknąć, nastąpiło szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał. Koronawirus wyeliminował z zawodów w Finlandii podstawowe ekipy Austrii i Rosji. Po konkursach w Wiśle okazało się, że zakażeni są członkowie kadry i sztabu pierwszej z drużyn. W ich ślady poszedł też Rosjanin Michaił Maksimoczkin. Można powiedzieć, że ruszyła lawina, którą niezwykle trudno będzie zatrzymać. Nikt nie powinien się dziwić, jeśli nastąpi efekt domina, a po weekendzie w Skandynawii zaczniemy odhaczać kolejne nazwiska chorych skoczków.
Dalsza część tekstu pod wideo

Plan B?

W takim wypadku warto zapytać - czy rozgrywanie tego sezonu w normalnym trybie w ogóle ma sens? Czy FIS nie popełnił błędu, nie przygotowując planu B? Dałoby radę przecież zorganizować kalendarz w bardziej przemyślany sposób, ograniczając lokalizację zawodów do mniejszej liczby krajów czy regionów. Tak, by miało to ręce i nogi. Oczywiście, trudno byłoby skoszarować skoczków w jednym miejscu wzorem choćby NBA. Ale już zamknąć na dwa tygodnie w Norwegii lub Niemczech i zwiększyć w tym czasie liczbę konkursów? Niewykluczone, że to mogłoby zadziałać. Całkowitego ryzyka by to jednak nie zniwelowało, na co zwraca uwagę Emil Bogumił, prowadzący portal “skijumper.pl”.
- Nie wiem, czy kumulowanie zawodów w formule dwa tygodnie w Finlandii, dwa tygodnie w Niemczech, dwa tygodnie w Polsce etc. by coś zmieniło. Zawodnicy i tak mieliby kontakt z innymi osobami oraz musieliby się przemieszczać między miastami, np. Lahti-Kuopio, Wisła-Zakopane itp. A praktyka pokazuje, że stuprocentowe ograniczenie mobilności nie jest możliwe - podkreśla nasz rozmówca.
Dodatkowo, takie rozwiązanie wiązałoby się ze sporym obciążeniem psychicznym dla wszystkich reprezentacji. Choć ich członkowie i tak muszą mierzyć się z nową, nietypową rzeczywistością. Kamil Stoch, Dawid Kubacki i spółka właśnie są po podróży z Polski do Ruki trwającej ponad 30 godzin. Najpierw pojechali samochodem w okolice niemieckiej Lubeki, stamtąd popłynęli promem do Helsinek, a na “deser” ruszyli autami w głąb Finlandii. Większość ekip leciała jednak czarterem z Monachium bezpośrednio do Kuusamo. Zobaczymy, kto wyjdzie na tym lepiej.

Co dalej?

Sezon wystartował, ale jego dalszy przebieg stoi pod wielkim znakiem zapytania. Wszyscy skoczkowie muszą być gotowi na to, że w pewnym momencie mogą zostać wykluczeni z rywalizacji w wyniku pozytywnego wyniku testu na koronawirusa. Dziś trafiło na Austriaków, jutro ucierpieć mogą Polacy, Niemcy i Norwegowie. Stąd typowanie kandydatów do Kryształowej Kuli czy mistrzostwa świata wydaje się pozbawione sensu.
- W dobie pandemii żaden dziennikarz czy ekspert nie wypowie się na tym etapie sezonu o możliwych scenariuszach najważniejszych rozstrzygnięć. Możliwe, że każda kadra zostanie wyeliminowana przez COVID-19 choćby na jeden weekend zawodów. Ważne jednak, aby rywalizacja trwała. Systematyczność i udział w zmaganiach są ważne przede wszystkim dla młodszych zawodników, chociaż to oni najmocniej ucierpią. Widać to po usuwaniu z kalendarza konkursów Pucharu Kontynentalnego, FIS Cup oraz PŚ kobiet - opisuje sytuację Emil Bogumił.
Ze światowej czołówki najbardziej pokrzywdzony obecnie może się czuć Stefan Kraft. Austriak, który w zeszłym sezonie w dobrym stylu wygrał klasyfikację generalną Pucharu Świata, będzie miał spory problem z obroną Kryształowej Kuli. W rozgrywanych w trudnych warunkach zawodach w Wiśle nie punktował, a w wyniku kwarantanny (on sam zakażony nie jest) opuści te w Ruce i zapewne kolejne, w rosyjskim Niżnym Tagile. Łącznie oznacza to minimum pięć konkursów bez zdobyczy punktowej.
Kto, jeśli nie Kraft? W dobrej dyspozycji są Niemcy - Markus Eisenbichler i Karl Geiger. Odnalazł ją też wreszcie Norweg Halvor Egner Granerud. Zagadką jest zaś forma naszych “Orłów”. Stoch i Kubacki zmagali się w Wiśle z problemami zdrowotnymi. Indywidualnie najlepiej wypadł nieprzewidywalny Piotr Żyła. Wydaje się jednak, że możemy być optymistami, co do przygotowania Polaków do tego sezonu. Co ciekawe, dla całej trójki Ruka to ostatni etap rywalizacji przed MŚ w Lotach w Planicy (10-13 grudnia). Do Niżnego Tagiłu poleci zaplecze reprezentacji, m.in. Maciej Kot.
Najbliższe miesiące bez dwóch zdań będą wyjątkowe. Okraszone wszechobecną niepewnością jutra i chaosem. Czy Puchar Świata jest więc zagrożony i grozi nam jego niedokończenie? To byłaby katastrofa, ale anulowanie sezonu nie wchodzi w grę. Karuzela już się kręci. I pomimo kolejnych przeszkód, powinna się kręcić aż do drugiej połowy marca.
- Sytuacja związana z zakażeniami w reprezentacji Austrii i Rosji pokazuje nam, że ten sezon będzie nietypowy. Wolałbym unikać określenia wyjątkowy, bo nie ma nic wyjątkowego w tym, że choroba utrudnia sportową rywalizację. Organizatorzy konkursów oraz FIS mieli dwa rozwiązania. Albo częste testy i wykluczanie zawodników zakażonych, poddanych izolacji, albo całkowite anulowanie sezonu. Z dwojga złego, lepiej dla kibiców i samych skoczków, by konkursy się jednak odbywały - podsumowuje Emil Bogumił.
I niech się odbywają. Z jak najmniejszymi stratami w stawce. Oraz oczywiście sukcesami Polaków.
***
Ruka przez lata gościła inaugurację Pucharu Świata. Fiński obiekt nie kojarzy się jednak najlepiej kibicom i części skoczków. Zawody w okolicy Kuusamo często upływały pod znakiem nierównych warunków - głównie szalejącego, porywistego wiatru. Skocznia Rukatunturi (HS 142) jest też znana z bezlitosnego obchodzenia się z zawodnikami. To tutaj groźne upadki notowali nawet najwybitniejsi specjaliści od latania, na czele z dwoma mistrzami olimpijskimi - Thomasem Morgensternem i Andreasem Wellingerem. Zobaczcie sami.

Thomas Morgenstern (2003)

O tej kraksie wiele mówi niesamowita reakcja komentującego tamten konkurs Włodzimierza Szaranowicza. Z kolei wtedy 17-letni “Morgi” miał szczęście w nieszczęściu. Choć jego upadek wyglądał koszmarnie, a sam Austriak gruchnął na kręgosłup, to nie odniósł bardzo poważnych obrażeń. Doznał “zaledwie” wstrząsu mózgu i złamania palca u ręki, a już kilka tygodni później wrócił do rywalizacji.

Andreas Kofler (2003)

Inny znakomity austriacki skoczek, Andreas Kofler, też nie wspomina miło ostatnich dni listopada 2003 roku. “Kofi”, wówczas także niezwykle dobrze rokujący talent, był bez szans w obliczu mocnego, bocznego podmuchu wiatru. Na własne szczęście spadł z niskiej wysokości i uderzył w zeskok z pewną kontrolą ciała. Dzięki temu jedynie się poobijał i był w stanie kontynuować skakanie kolejnego dnia. Bo w dniu jego upadku zawody anulowano.

Andreas Wellinger (2014)

Sytuacja podobna do Morgensterna, na co zresztą od razu zwrócił uwagę komentujący Sebastian Szczęsny. Wellinger ledwo co wybił się z progu i został zmieciony podmuchem wiatru. Narty wypięły mu się zanim z impetem huknął o podłoże. Adrenalina spowodowała, że po zjechaniu na dół potrafił wstać i pomachać kibicom, ale finalnie doznał poważnej kontuzji barku i miał dwa miesiące treningu z głowy.

Anze Lanisek (2014)

Dzień później fatalnie wyglądający upadek zaliczył Anze Lanisek. W jego przypadku problemem nie okazał się wiatr, a błąd techniczny. Zmierzającemu do lądowania Słoweńcowi nagle wypięła się narta. To był ułamek sekundy. Na pierwszy rzut oka pachniało poważnym urazem. Ostatecznie Lanisek mocno się potłukł i uszkodził kciuk, dzięki czemu wrócił do rywalizacji po kilkunastu dniach.

Markus Eisenbichler (2019)

Eisenbichler jako jedyny z opisywanego grona przewrócił się już po wylądowaniu. Takie kraksy wyglądają mniej groźnie od “efektownych” wypadków w powietrzu, ale wielu skoczków kończyło po podobnych zdarzeniach z fatalnymi kontuzjami. Niemiec miał kiepski zeszły sezon, a pech w Ruce stanowił zalążek jego kolejnych problemów. Teraz jednak Eisenbichler przyjeżdża do Finlandii jako lider Pucharu Świata. Wizytę z poprzedniego roku musi zatem wymazać z pamięci.
***
Program rywalizacji na Rukatunturi:
Piątek, 27.11: Kwalifikacje 16:45
Sobota, 28.11: Konkurs 16:30
Niedziela, 29.11: Konkurs 15:30

Przeczytaj również