Najbogatszy klub świata nie może kupować. Trener wolałby szybciej zamknąć okienko. "Tu nie ma takich piłkarzy"

Najbogatszy klub świata nie może kupować. Trener wolałby szybciej zamknąć okienko. "Tu nie ma takich piłkarzy"
Richard Callis / pressfocus
Kiedy jesteś klubem z potencjalnie najbogatszym właścicielem świata, to okno transferowe powinno być dla ciebie znakomitą okazją żeby osłabiać rywali i wzmacniać skład. Tymczasem trener Newcastle United, Eddie Howe, przyznał ostatnio, że gdyby dostał taką możliwość, to chętnie zamknąłby okno transferowe na kilka dni przed jego oficjalnym zakończeniem. Im dłużej ono trwa, tym większą szansa, że tylko pogorszy sytuację.
- Tak, gdybym dostał taką możliwość, to prawdopodobnie bym się na to zdecydował. Cały czas istnieje możliwość, że ktoś od nas odejdzie - odparł kilka dni temu Howe, właśnie na pytanie o możliwość wcześniejszego zamknięcia okna transferowego. Dopiero co pojawiła się też informacja z klubu, że tak naprawdę w Newcastle United nie ma zawodnika nie na sprzedaż. Każdy ma swoją cenę.
Dalsza część tekstu pod wideo

Problemy kadrowe

To wszystko ma miejsce w momencie, w którym kadra pierwszego zespołu przetrzebiona jest kontuzjami. Co chwilę z gry wypada Callum Wilson, do końca sezonu nie zagra Joelinton, kontuzjowany jest też Nick Pope, a różnie bywa ze zdrowiem Alexandra Isaka. Wzmocnienia zatem bardzo by się przydały, ale problem w tym, że nie ma ich za co dokonać.
Za kłopotami stoi Financial Fair Play. W ostatnich czterech oknach transferowych Newcastle United wydało blisko 400 milionów funtów. Zasady FFP stanowią natomiast, że w trzyletnim okresie strata klubu może wynieść maksymalnie 105 milionów funtów. Zespół z północy Anglii jest już na granicy - w ostatnich dwóch latach wykazywał stratę - 73 i 72 miliony funtów.
Dlatego też w tym oknie transferowym niespecjalnie myśli o tym, kogo kupić, a bardziej kogo sprzedać. Wydawać by się mogło, że ktoś tak ważny sportowo jak Kieran Trippier jest nie do ruszenia, ale poważnie rozważano propozycje Bayernu Monachium (na siedem i trzynaście milionów funtów). Ostatecznie uznano, że za takie pieniądze lepiej Trippiera mieć jednak w drużynie, ale sam fakt, że rozważano sprzedaż kluczowego gracza mówi sama za siebie.
Kieran Trippier w meczu Newcastle - Nottingham
Mark Cosgrove / pressfocus

Kluczowe różnice

Problemem są nie tylko spore transferowe wydatki, ale też znacznie mniejsze przychody niż w przypadku kilku innych czołowych klubów. Do niedawna Newcastle United było jeszcze klubem, który zamiast o europejskich pucharach myśli głównie o tym, żeby się w lidze utrzymać. Kontrakty sponsorskie odpowiadały zatem miejscu w ligowej hierarchii, były znacznie mniej atrakcyjne niż w przypadku drużyn z czołówki. Dopiero w najbliższym czasie powinno się to wszystko wyrównać.
To jednak tylko jeden z kilku finansowych wątków mało korzystnych dla drużyny Howe’a. To, co najbardziej "lubi", czym najbardziej można "nakarmić" FFP, to sprzedaże wychowanków. Wówczas cala kwota wliczana jest na czysto jako przychód klubu. Problem w tym, że Newcastle United nie bardzo ma kogo sprzedać. I nie chodzi tu o kogoś pokroju Lewisa Mileya, który z przytupem wszedł do Premier League, on dopiero co podpisał nową umowę i ma się w Newcastle rozwijać, ale całej rzeszy zawodników, którzy nie mają szans na grę w pierwszej drużynie, ale można ich za niezłe pieniądze sprzedać do słabszych klubów.
Mistrzem w tym jest Manchester City, który w ostatnich latach sprzedał wychowanków za dziesiątki milionów funtów. Lukas Nmecha, Angelino, Jack Harrison, Pedro Porro - oni wszyscy jako młodzi piłkarze grali dla Manchesteru City, miejsca w pierwszej drużynie nie wywalczyli, ale odeszli za naprawdę przyzwoite kwoty. Podobną listę, być może nawet jeszcze bardziej imponującą, można by stworzyć w przypadku Chelsea.
Sprzedaż wychowanków jest najbardziej opłacalna, ale warto mieć też w składzie innych piłkarzy, których da się sprzedaż za spore kwoty. Znów można się powołać na City, które w ostatnich latach sprzedało takich zawodników jak: Leroy Sane, Gabriel Jesus, Ferran Torres i Raheem Sterling. W tych przypadkach kwoty szły już w dziesiątki milionów funtów. To wszystko daje dodatkowe możliwości na rynku transferowym.
W Newcastle United za bardzo takich piłkarzy nie ma. Trzeba by sprzedać najważniejsze ogniwa, takich zawodników jak Isak bądź Bruno Guimaraes, ale wtedy też strata czysto sportowa będzie ogromna. Drużyna Howe’a ma jedną ze średnio najstarszych XI w lidze, co przekłada się na to, że trudno zarobić na takich graczach jak Fabian Schaer, Wilson, Joelinton, Dan Burn i. Pope. Zresztą oferty za Trippiera były tego najlepszym przykładem. Dlatego też tak chętnie chciano sprzedać Miguela Almirona, za którego Al-Shabab rzekomo oferowało 30 milionów funtów. Wynikało to jednak z przepłacania przez Saudyjczyków, nikt w Europie takich pieniądze za Paragwajczyka w życiu by nie zaoferował.
almiron
Mark Cosgrove/News Images/SIPA USA/PressFocus

Oczekiwanie na lato

Jak bardzo w tym momencie Newcastle United musi uważać na finanse świadczy też przykład Lewisa Halla. Latem wypożyczono go z Chelsea z klauzulą wykupu za ponad blisko 30 milionów funtów, która prawdopodobnie wchodzi w życie przy rozegraniu odpowiedniej liczby minut. Hall gra bardzo mało, nawet w momentach, kiedy przydałaby się jego obecność na lewej obronie i nikt może tego oficjalnie nie powie, ale być może chodzi o to, żeby nie trzeba było za niego obowiązkowo latem płacić, co już pomniejszałaby inne transferowe możliwości.
Wszystkim w Newcastle pozostaje zatem czekać. Na przychody z europejskich pucharów, które zostaną wliczone po tym sezonie, na większe kontrakty sponsorskie, które będą zawierane w najbliższym czasie i na kolejny okres rozliczeniowy w FFP, który równie uwolni nowe środki. Zimowe okno było w ich przypadku trochę na przeczekanie, ale już latem sytuacja powinna wyglądać wyraźnie lepiej. Teraz jednak realia są takie, że teoretycznie można mieć najbogatszego właściciela na świecie, ale realnie na nic dobrego się to nie przekłada.
newcastle united w meczu z manchesterem city styczeń 2024
Mark Cosgrove/News Images / pressfocus

Przeczytaj również