Największa bolączka Liverpoolu. Tym "The Reds" mogą już na starcie przegrać sezon

Największa bolączka Liverpoolu. Tym "The Reds" mogą już na starcie przegrać sezon
Han Yan / Press Focus
Liverpool jest drużyną, której na papierze do szczęścia potrzeba jeszcze tylko jednego zawodnika. Transfer klasowego pomocnika sprawiłby, że “The Reds” mogliby znów walczyć o trofea na wszystkich frontach. Jego brak powoduje, że kapela z Anfield może już na starcie rozgrywek przegrać sezon.
Podopieczni Juergena Kloppa rozpoczęli ligowe zmagania od dwóch remisów, co jest wynikiem więcej niż niezadowalającym. Przeciwko Fulham i Crystal Palace jednym z głównych problemów wicemistrza Anglii był niewystarczająco dobry środek pola, na co uwagę zwracali sami pomocnicy z Jamesem Milnerem na czele. Piłkarze widzą, że źle się dzieje w drugiej linii, a pomoc praktycznie w ogóle nie przychodzi drużynie z kołem ratunkowym. Sęk w tym, że zapaść dostrzegają wszyscy poza osobami decyzyjnymi na Anfield.
Dalsza część tekstu pod wideo

Niezrozumiała opieszałość

Już w poprzednim sezonie można było odnieść wrażenie, że Liverpoolowi przydałby się jeszcze jeden pomocnik z wysokiej półki. Patrząc na znakomicie obsadzoną defensywę i gwiazdorską linię ataku, to właśnie środek pola był jedynym sektorem, który powinien spędzać włodarzom “The Reds” sen z powiek. Oczywiście, odejście Sadio Mane spowodowało, że ewentualne plany uległy drobnej korekcie i klub musiał sięgnąć głębiej do kieszeni po Darwina Nuneza. Z niewiadomych jednak przyczyn ekipa z miasta Beatlesów zakończyła pracę na rynku po transferze urugwajskiego snajpera. Samo sprowadzenie Nuneza, pomijając konieczność wzmocnienia pomocy, kwalifikuje się do wygrania nagrody Darwina.
- Jeśli środkowy pomocnik, którego chciałby Liverpool nie jest dostępny, nie weźmiesz go. Oczywiście, gdyby zawodnik do środka pola o odpowiednich umiejętnościach był na rynku, chciałbym, żeby trafił na Anfield. Ale nie panikujmy - uspokajał Jamie Carragher na antenie “Sky Sports”.
Naprawdę trudno przyjąć do wiadomości narrację, że “The Reds” nie kupili żadnego pomocnika, bo nikt nie był dostępny na rynku. Media łączyły klub choćby z Matheusem Nunesem, który w najbliższych dniach ma podpisać kontrakt z Wolverhampton. Wcześniej barwy zmienili Vitinha, Ryan Gravenberch czy nawet Georginio Wijnaldum, który w PSG zanotował spory regres, ale pod okiem Juergena Kloppa był jednym z filarów LFC. Do przeprowadzki szykuje się też Youri Tielemans. Belg ma roczny kontrakt, Leicester tonie w kryzysie, więc ewentualny transfer byłby raczej w zasięgu wicemistrzów Anglii. A nie będzie przesadą stwierdzenie, że zawodnik “Lisów” z miejsca podniósłby jakość kapeli z Anfield.
Rynek pomocników obfitował w odpowiednie nazwiska, ale problemem okazała się kompletna opieszałość Liverpoolu i niezrozumiała niechęć do wzmocnienia środka pola. W minionych latach włodarze z Anfield swoim perfekcyjnym zarządzaniem wypracowali sobie spory kredyt zaufania. Nie można jednak bronić każdej decyzji dyrekcji sportowej, jeśli już na pierwszy oka widać, że nie jest ona trafna. Szczególnie, że konkretne decyzje negatywnie wpływają na funkcjonowanie drużyny.

Jest na Anfield lekarz?

Za nami dopiero dwie kolejki ligowe, a Liverpool już jest zdziesiątkowany w środku pola. Tylko przed ostatnim meczem z Crystal Palace Juergen Klopp musiał szyć dziury w pomocy, nie dysponując odpowiednim materiałem. Ktoś mógłby powiedzieć, że wszelkiego rodzaju urazy wynikają z pecha i niesprzyjającej fortuny. Obsada drugiej linii w Anfield składa się jednak z tego typu zawodników, że większym zdziwieniem byłoby ich stalowe zdrowie niż kolejne urazy.
Spośród pomocników Liverpoolu w ostatnim czasie na L4 udali się Naby Keita, Alex Oxlade-Chamberlain czy Thiago Alcantara. I ciężko mówić tu o gigantycznej niespodziance, bowiem medyczna kartoteka każdego z nich jest niestety wypchana po brzegi mniejszymi bądź większymi kontuzjami. Już w minionych latach ich nieobecność, ze szczególnym uwzględnieniem zjawiskowego Thiago, często destabilizowała funkcjonowanie środka pola. A transferów jak nie było, tak nie ma.
- Tu nie chodzi o transfer pomocnika, ale o transfer dobrego pomocnika. W klubie odbyło się sporo rozmów na ten temat i nie wygląda na to, żeby coś się wydarzyło. Mamy pomocników, ale niektórzy są kontuzjowani, to tyle. Oczywiście, że ta sytuacja mi się nie podoba, ale nie będziemy panikować - mówił Klopp jeszcze przed meczem z Crystal Palace.
Klub tuszuje rzeczywistość, podkreślając, że nie będzie w pośpiechu szukał nowego pomocnika. Dlaczego jednak już w poprzednich miesiącach nie zarzucono sieci na nową gwiazdę drugiej linii? Problemy zdrowotne Keity, Oxlade’a-Chamberlaina czy Thiago nie zaczęły się wczoraj i nie skończą pojutrze. Ich łamliwość powinna być sygnałem alarmowym na początku okienka, a nie w połowie sierpnia, kiedy “The Reds” bronią swoją decyzję tym, że paniczny zakup pomocnika nie ma sensu.
Oczywiście, można czekać na to aż Thiago wróci na boisko i zapewne znów będzie jedną z wiodących postaci Liverpoolu. Hiszpan jest jednak zawodnikiem, który średnio rozgrywa pięć doskonałych spotkań, żeby przez kolejne trzy pauzować. Nie można budować siły tak ważnej formacji jak pomoc na piłkarzu, który praktycznie przez całą karierę był niemal równie często niedostępny, co gotowy do gry.

Pomoc na pomoc

- Thiago jest dobry, ale jego kontuzja nie jest dobra. Z tego co wiem, będzie pauzował od czterech do sześciu tygodni. Mam nadzieję, że będą to cztery - powiedział zafrasowany Klopp, komentując ostatni uraz Alcantary.
Nikogo nie powinno zdziwić, że nieobecność wychowanka Barcelony odbiła się czkawką przy pierwszej możliwej okazji. Już w minionym sezonie widać było, że Liverpool z Thiago i bez niego to praktycznie dwie zupełnie różne drużyny. Hiszpan w składzie jest gwarantem prawidłowego funkcjonowania centralnej strefy, maszyną do kreowania sytuacji i tworzenia przewagi. Bez niego zespół może mieć poważne problemy, aby pokonać z pozoru tak trywialnego rywala, jak Crystal Palace.
W poniedziałkowym meczu z ekipą Patricka Vieiry Liverpool wyszedł od pierwszej minuty z trójką Fabinho - James Milner - Harvey Elliott w pomocy. Z całym szacunkiem do każdego z tych piłkarzy, ale nie są to na tyle ekskluzywne nazwiska, by toczyć równą walkę o mistrzostwo Anglii, które przecież musi być jednym z celów Kloppa. Dość powiedzieć, że z Crystal Palace wszyscy pomocnicy “The Reds” zanotowali tyle samo kluczowych podań, co sam jeden Trent Alexander-Arnold. Naturalnie, gra LFC od dawna opiera się na atakach skrzydłami, jednak z odpowiednio klasowymi pomocnikami zespół nie musiałby być w aż tak ogromnym stopniu uzależniony od postawy zawodników z bocznych sektorów.
Liverpool posiada świetnych obrońców, pewnego bramkarza, topowych napastników, ale obsada linii pomocy po prostu woła o pomstę do nieba. Kiedy na Anfield w pierwszym składzie dumnie wychodzą Milner z Elliottem, na Etihad Stadium lepsi zawodnicy pokroju Bernardo Silvy czy Kalvina Phillipsa siedzą na ławce rezerwowych.

Czas ucieka

Za nami dopiero dwie kolejki Premier League, więc teoretycznie do wszelkiego rodzaju rozstrzygnięć w tabeli jeszcze bardzo daleka droga. Strata czterech punktów do City już na tym etapie sezonu stanowi jednak dla Liverpoolu poważne ostrzeżenie i sygnał, że należałoby wprowadzić poprawki do swojego planu. Zwłaszcza, że jednym z jego głównych punktów było dotąd unikanie jak ognia transferu pomocnika.
Klopp może podkreślać, że nikt na Anfield nie będzie w panice szukał nowego gracza, ale może tym razem pośpiech okaże się jednak dobrym doradcą. Na pewno sprowadzenie kolejnego zawodnika przy tylu absencjach jawi się jako lepsze rozwiązanie niż dalsze udawanie, że wszystko jest dobrze i z obecnym zestawieniem środka pola da się walczyć o mistrzostwo.
Dość powiedzieć, że za tydzień “The Reds” mierzą się z Manchesterem United i ewentualna porażka, choć mało prawdopodobna, spowodowałaby spadek w tabeli za ekipę “Czerwonych Diabłów”. Na Old Trafford włodarze na razie wychodzą z podobnego założenia w kwestii pomijania palących problemów w postaci potrzeby sprowadzenia klasowego pomocnika. Aczkolwiek Liverpool raczej nie powinien czerpać wzorców akurat z tego klubu. Nie ta półka, nie te ambicje i nie ten poziom oczekiwań.
Do końca okienka transferowego pozostały dwa tygodnie, więc Liverpool nadal ma czas, aby naprawić swój grzech zaniechania. Dalsza wiara w obecny skład i stalowe zdrowie Thiago czy Keity po powrocie do gry może w dłuższej perspektywie okazać się kluczem do porażki w wyścigu o mistrzostwo. “The Reds” potrzebują pomocnej dłoni w osobie nowego pomocnika. “Help, I need somebody” - mógłby zaintonować Juergen Klopp, patrząc na dostępnych zawodników do środka pola w czerwonej części miasta Beatlesów.

Przeczytaj również