Największa sensacja w historii futbolu. Cztery lata temu Leicester City dokonało niemożliwego

Największa sensacja w historii futbolu. Cztery lata temu "Lisy" dokonały niemożliwego
taro911 Photographer/shutterstock.com
Krajobraz futbolu po powrocie do życia z pewnością ulegnie mniejszym bądź większym zmianom. Forma wielu drużyn pozostaje niewiadomą, jednak chyba nikt nie spodziewa się, że w najbliższym czasie np. Mallorca mogłaby zdetronizować Barcelonę, Paderborn zakończyć hegemonię Bayernu czy Lecce utrzeć nosa “Starej Damie”. Aż trudno wyobrazić sobie sensację tej skali, ponieważ dochodzi do niej maksymalnie kilka razy w dziejach. Limit sensacji na najbliższe lata wykorzystało fenomenalne Leicester, które wbrew wszystkim zdobyło mistrzostwo Anglii. Mija właśnie czwarty rok od tych niesamowitych wydarzeń.
Chociaż znakomite “Lisy” prowadzone przez Claudio Ranieriego niemal od pierwszej kolejki utrzymywały się w czołówce Premier League, można było uważać, że to tylko chwilowy wyskok i zaraz wszystko wróci do normy. Nie wróciło. Mistrzostwo nie trafiło w ręce oczywistych faworytów. Zasilany setkami milionów Manchester City musiał obejść się smakiem, Pochettino nie sięgnął po swój pierwszy puchar, a Arsenal i Manchester United nie nawiązały do swoich najlepszych lat. Najbardziej pożądany tytuł na Wyspach powędrował na King Power Stadium.
Dalsza część tekstu pod wideo

O włos od katastrofy

Mistrzowski marsz Leicester zadziwił dosłownie wszystkich, ale warto mieć na uwadze, że heroizm działań zakończonych zdobyciem pucharu rozpoczął się jeszcze w sezonie 2014/15. Wówczas “Lisy” uznawano za murowanego kandydata do spadku, a widmo relegacji zaglądało im w oczy niemal do ostatniej kolejki.
Rządy Nigela Pearsona “zaowocowały” tym, że od listopada do kwietnia Leicester szurało po dnie Premier League bez jakichkolwiek nadziei na utrzymanie. W trakcie kampanii poprzedzającej mistrzostwo, ekipa z King Power Stadium odniosła ledwie dwa zwycięstwa na przestrzeni dwudziestu pięciu kolejek.. Po trzydziestej serii gier na ich koncie widniało 19 oczek, ale wtedy “Lisy” postanowiły uciec przeznaczeniu, notując najlepszą możliwą końcówkę rozgrywek.
Drużyna, która przez niemal cały sezon była typowym dostarczycielem punktów, nagle uwierzyła w swoje możliwości. Nigel Pearson wydobył ze swoich podopiecznych nieznane dotąd pokłady potencjału, co zaowocowało serią siedmiu zwycięstw w ostatnich tygodniach ligi. Tak znakomita dyspozycja sprawiła, że “Lisy” urwały się ze stryczka, unikając relegacji.
Mimo spektakularnego finiszu, doszło do roszad na ławce szkoleniowej. Pearson, wyznający nieco siermiężną i archaiczną filozofię futbolu, został zastąpiony przez znacznie bardziej doświadczonego Claudio Ranieriego. Co ciekawe, Włoch nigdy dotąd nie sięgnął po mistrzostwo na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Któż by przypuszczał 13 lipca 2015 r., w dzień podpisania kontraktu, że już za rok to się zmieni.

“Dilly ding dilly dong”

- Musimy marzyć. A potem musimy przekuć marzenia w rzeczywistość - tak na pytania o ewentualne mistrzostwo miał w zwyczaju odpowiadać Claudio Ranieri. Mimo, że jego Leicester imponowało formą już od pierwszych kolejek, 69-latek zdawał sobie sprawę ze swojej pozycji “underdoga”.
Włoch nieustannie podkreślał, że dla takiego klubu sukcesem już jest pewny udział w Lidze Mistrzów czy miejsce na podium. Dopóki istniały matematyczne szanse na utratę pozycji lidera, Ranieri nawet nie zająknął się na temat tytułu. Chociaż jego konferencje prasowe i tak nadawały całej lidze niespotykanego kolorytu.
Ranieri pozostawał skromny i uśmiechnięty, choć w międzyczasie dokonywał czegoś historycznego. Proszę sobie wyobrazić, że w trakcie mistrzowskiej kampanii “Lisy” spędziły na czele tabeli aż 149 dni. Dla porównania, przed startem sezonu 2015/16 Leicester w całej swojej historii gościło na fotelu lidera przez...13 dni. Niemożliwe stało się możliwe.

Romantyzm w świecie konsumpcji

Magii tym niebywałym osiągnięciom z pewnością dodaje fakt, że Ranieri poprowadził Leicester do tytułu bez finansowego wsparcia multimiliarderów. Kluby Premier League znane są z zamiłowania do wydawania astronomicznych sum, jednak “Lisy” odwróciły trend, pokazały, że o wyniku nie decyduje metka z ceną przy nazwisku piłkarzy.
Miano najdroższego zawodnika mistrzowskiego pierwszego składu przypadło Shinjiemu Okazakiemu. Japończyk trafił na King Power Stadium za...11 milionów euro. W jedenastce sezonu Premier League znaleźli się Jamie Vardy, Riyad Mahrez, N’golo Kante, Wes Morgan i Kasper Schmeichel, których kupiono za lekko ponad 10 mln. Jordan Ibe przeniósł się do Bournemouth za większą sumę. Liverpool zapłacił za Christiana Benteke dwukrotność całej układanki Ranieriego.
Leicester udowodniło, że pieniądze to nie wszystko. W tym momencie warto oddać hołd osobie odpowiedzialnej za skauting, którą był Steve Walsh. Anglik skupił się na śledzeniu wyróżniających się zawodnikach w cieniujących klubach z czołowych rozgrywek. Marca Albrightona pozyskano, gdy wygasł mu kontrakt z Aston Villą. Za Simpsona zapłacono QPR 2,5 mln euro. Kante wyciągnięto z Caen, a Mahreza wypatrzono na zapleczu Ligue 1.
Niedawno Walsh w tekście dla “The Athletic” opowiadał, że po uzgodnieniu warunków z Le Havre osobiście przybył, aby porozmawiać z Algierczykiem. Mahrez zapytał czy Leicester to na pewno drużyna piłkarska, ponieważ nazwa kojarzy mu się z… rugby. Trzy lata później Riyad odbierał nagrodę dla najlepszego zawodnika Premier League po spektakularnym sezonie w barwach “Lisów”.

Sezon jedyny w swoim rodzaju

Tytaniczna praca łowcy talentów w połączeniu z jasną wizją Ranieriego zaprowadziły Leicester na sam szczyt. Konsekwencja w ich działaniach była godna podziwu, ponieważ po kilku tygodniach już każdy wiedział, w jaki sposób konstruują akcje, a i tak nikt nie znalazł remedium.
Nie dało się zatrzymać kolejnego zejścia Mahreza na lewą nogą, nie sposób było dogonić szarżującego Vardy’ego, przedarcie się przez zasieki stawiane przez N’golo Kante graniczyło z cudem. Kasper Schmeichel udowodnił, że wdał się w ojca pod względem boiskowego poziomu.
Oczywiście, nie sposób nie wspomnieć, że ówczesna kampania różniła się od innych ze względu na nadzwyczajną słabość ekip z “Big Six”. Klopp dopiero stawiał pierwsze kroki na Anfield, Manchester United nadal błąkał się w nieładzie po odejściu Fergusona, City i Chelsea czekały na nowych szkoleniowców, a Arsenal z Tottenhamem tradycyjnie punktowały nieregularnie.
Jednak chwilowa zapaść hegemonów w żaden sposób nie może deprecjonować osiągnięć Ranieriego i spółki. Naturalnie, w każdym innym sezonie tego typu wyczyn byłby niemożliwy (Liverpool po 29 kolejkach bieżącej kampanii ma więcej punktów), ale to nie zmienia faktu, że w 2016 r. “Lisy” już na zawsze wywalczyły sobie miejsce w annałach. Na kartach historii Premier League po wsze czasy będzie widnieć napis wyryty złotymi zgłoskami:
Leicester City - mistrz Anglii z sezonu 2015/16.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również