Największy oszust w historii futbolu. FIFA nie miała litości. Zakończyła mu karierę. "Zrobiłem to z pasji"

Największy oszust w historii futbolu. FIFA nie miała litości. Zakończyła mu karierę. "Zrobiłem to z pasji"
YouTube screen
Był uznanym bramkarzem i wielokrotnym reprezentantem swojego kraju. Jedna intryga ostatecznie zakończyła jednak jego karierę. Roberto Rojas tak bardzo chciał pojechać na mundial, że przed meczem decydującym o awansie wymyślił oszustwo niemal doskonałe. Niemal, bo jego misterny plan zepsuł jeden z obecnych na stadionie fotografów.
Był rok 1989. W Ameryce Południowej trwały eliminacje do mistrzostw świata. Wtedy przedstawiciele tego kontynentu rywalizowali w grupach składających się z trzech drużyn, a najlepsza z nich mogła cieszyć się z awansu. Chile trafiło wówczas na Brazylię i Wenezuelę.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ostatnia z wymienionych reprezentacji była w tym przypadku dostarczycielem punktów. Szybko stało się jasne, że wszystko rozstrzygnie się między Chile oraz Brazylią. Pierwsze starcie tych ekip zakończyło się remisem 1:1.

Mecz o mundial

W końcu nadszedł 3 września 1989 roku. “Canarinhos” grali u siebie i potrzebowali przynajmniej remisu. Mieli bowiem lepszy bilans bramkowy niż Chilijczycy. Ci z kolei musieli zagrać o pełną pulę. Nie byle gdzie, bo na wypełnionej po brzegi Maracanie.
Do przerwy kibice nie zobaczyli bramek. Świetnie między słupkami spisywał się bramkarz gości i jednocześnie kapitan drużyny, Roberto Rojas. W 59. minucie musiał jednak skapitulować, bo sposób na jego pokonanie znalazł niezawodny Careca. Z każdą kolejną minutą Chile oddalało się od mundialu. W tamtym momencie do awansu potrzebowało dwóch goli.
W 67. minucie wydarzyło się jednak coś, co przeszło do historii futbolu jako “El Maracanazo”. Wyrzucona z trybun raca poleciała w kierunku Rojasa. Gdy po chwili bramkarz reprezentacji Chile wyłonił się z kłębów dymu, miał twarz zalaną krwią. Od razu zasugerował, że został trafiony. Lekarze popędzili mu z pomocą. Wybuchła wielka afera. Goście odmówili kontynuowania rywalizacji.

Nadzieja Brazylii w… zdjęciach

Sędzia przerwał mecz, a Chilijczycy już szykowali protest. Domagali się walkowera, który w efekcie dałby awans na mundial właśnie im, nie Brazylijczykom. Technologia nie była jeszcze wówczas rozwinięta tak jak dziś. Szybko okazało się, że kamery nie uchwyciły kluczowego zdarzenia. Nadzieją “Canarinhos” pozostali pracujący w trakcie meczu fotografowie. Było ich około 200.
Idealny moment uchwycił natomiast tylko jeden z nich. Ricardo Alfieri.
- Zrobiłem sekwencję 14 lub 15 zdjęć spadającej racy. Wylądowała na ziemi. Rojas upadł wśród dymu, a następne zdjęcie, które mam, przedstawia Rojasa całego we krwi. Miałem wrażenie, że flara go nie trafiła. To była sprzeczność. Nie trafiła go, ale facet krwawił. To nie miało sensu - opowiadał fotograf, który tamtego dnia pracował dla jednego z japońskich magazynów.
Informacja o zdjęciach Alfieriego szybko dotarła do przedstawicieli brazylijskiej federacji, którzy niemal w panice, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, poprosili fotografa o spotkanie. W tamtym czasach zdjęcia można było jednak wywołać jedynie w profesjonalnym studiu. Udało się dotrzeć do jednego z nich i wywołać fotografie mające być dowodem w sprawie.
Gdy prawda wyszła na jaw, Chile zostało ukarane walkowerem, a cała Brazylia odetchnęła z ulgą. “Canarinhos” mogli jechać na mundial, z którego ostatecznie odpadli w 1/8 finału po porażce z Argentyną.

FIFA bez litości

Afera, która została okrzyknięta “El Maracanazo”, miała jednak oczywiście swoje reperkusje. Chilijczycy zostali wykluczeni z rywalizacji w kolejnych eliminacjach do mistrzostw świata, a Rojasa, głównego sprawcę zamieszania, FIFA zawiesiła dożywotnio we wszystkich rozgrywkach. Kary nie uniknęli też trener reprezentacji (Orlando Aravena), lekarz (Daniel Rodriguez), wicekapitan (Fernando Astengo) i prezes chilijskiej federacji (Sergio Stoppel).
Sam Rojas, kiedy już zdał sobie sprawę z tego, że wszystko wyszło na jaw, przyznał, w jaki sposób na jego twarzy znalazła się krew. Chilijczyk w rękawicy bramkarskiej schował… brzytwę. W odpowiednim momencie, gdy po uderzeniu racy przykryła go chmura dymu, skaleczył się i sugerował trafienie flarą.
Mecz na Maracanie okazał się ostatnim spotkaniem w karierze doświadczonego golkipera, który grał m.in. dla chilijskiego Colo-Colo i brazylijskiego Sao Paulo, a w kadrze wystąpił 49 razy.
Co prawda w 2000 roku FIFA zniosła jego zawieszenie, ale on był już wtedy ponad 40-letnim mężczyzną. Nie wrócił do futbolu jako zawodnik. Pracował natomiast w roli trenera i eksperta w mediach.
- Zrobiłem to z pasji, aby Chile miało szansę, ponieważ było wtedy krzywdzone. Mieliśmy problemy w ostatnich eliminacjach. Ale kiedy ktoś popełnia taki błąd, chce mieć szansę na odkupienie. Ja takiej szansy nie dostałem - mówił później Rojas.
Co ciekawe, chociaż jego misterny plan uderzał w Brazylię, on zadomowił się w tym kraju. Przez lata pracował m.in. jako trener bramkarzy w Sao Paulo.

Rzuciła racą i… zrobiła karierę

Niespodziewaną karierę zrobiła też kobieta, która tamtego dnia rzuciła feralną racę na murawę. Rosenery Mello, wtedy 24-latka, szybko zyskała wielki rozgłos. Pozowała m.in. na okładce brazylijskiego Playboya. Miała swoje pięć minut, ale po latach skończyła… sprzedając fajerwerki. Historia niespodziewanie zatoczyła więc koło.

Przeczytaj również