Największy wygrany kadencji Sousy? Tak Hellas stworzył Dawidowicza dla kadry. "Złoty chłopiec, gladiator"

Największy wygrany kadencji Sousy? Tak Hellas stworzył Dawidowicza dla kadry. "Złoty chłopiec, gladiator"
Pawel Andrachiewicz / PressFocus
W życiu piłkarza, poza talentem, zdrowiem czy pracowitością, kluczowe do zrobienia kariery bywa często trafienie na odpowiedniego trenera. I wszystko wskazuje na to, że Pawłowi Dawidowiczowi to szczęście w ostatnich latach dopisało. Stał się ważnym elementem Hellasu Werona, a teraz wysoką dyspozycję przekłada na kadrę.
Umówmy się, patrząc przez pryzmat poszczególnych zawodników, Hellas Werona nie jest we Włoszech drużyną przesadnie mocną, nie jest nawet ligowym średniakiem. Ot, zbiór ligowego dżemiku, znanych nazwisk, które z różnych powodów zaliczyły dołek w karierze i młodych graczy na dorobku. Zresztą nie zawsze młodych, taki na przykład Nicolo Casale mimo 23 lat na karku dopiero w obecnych rozgrywkach zadebiutował w Serie A i mimo tego jest podstawowym zawodnikiem “Gialloblu”.
Dalsza część tekstu pod wideo
Poprzedni szkoleniowiec Hellasu, Ivan Jurić, regularnie narzekał na to, że drużyna nie jest odpowiednio wzmacniania, choć zarabia na swoich piłkarzach i non stop muszą grać ci sami zawodnicy, ponieważ zmiennicy nie mają odpowiedniej jakości. - Jeśli powiem, co naprawdę sądzę o mercato, to jutro wyrzucą mnie z klubu - narzekał na jednej z konferencji prasowych.
A jednak drużyna z Werony pod jego wodzą osiągała jak na swoje warunki znakomite wyniki. Najpierw zajęła dziewiąte miejsce w lidze, a rok później dziesiąte. Co więcej, poszczególni gracze notowali w Hellasie taki progres, że stawali się na rynku transferowym kuszącymi celami. Sofyan Amrabat przeszedł do Fiorentiny, Amir Rrahmani do Napoli, Marash Kumbulla do Romy, a Matteo Pessina nie tylko wrócił do Atalanty Bergamo i wywalczył sobie miejsce w składzie, ale wystąpił także na mistrzostwach Europy w reprezentacji Włoch.

Przyjemne zaskoczenie

Ogromny progres pod okiem chorwackiego trenera zaliczył także Paweł Dawidowicz. “La Gazzetta dello Sport” pisała, że dzięki niemu wszedł na wyższy poziom
- Z Juriciem stał się piłkarzem. To złoty chłopiec, gotowy, by rzucić się w ogień dla swojej drużyny. Być może nie jest najlepszy technicznie, za to doskonale odzwierciedla walecznego ducha swojego trenera - pisał włoski dziennik.
Zresztą sam Polak potwierdza, że wiele nauczył się od Chorwata.
- Dużo pracowałem z Juriciem, zwłaszcza nad koncentracją jaką trzeba mieć na boisku, ale też nad kwestiami taktycznymi. Wiele mnie nauczył. Jeśli na moment się zagubisz, to tracisz jeden metr, a to dużo, może stanowić różnicę między straceniem gola i uniknięciem straty - podkreślał na łamach “La Gazzetty” polski obrońca.
Podczas drugiego sezonu w Serie A Paweł Dawidowicz stał się podstawowym graczem drużyny z Werony i w dużej mierze to na nim opierała się defensywa “Gialloblu”. Przed startem obecnych rozgrywek Ivan Jurić odszedł do Torino, ale o Polaku nie zapomniał - Dawidowicz był jednym z piłkarzy, których Chorwat chciał wziąć ze sobą, jednak kluby nie były nawet blisko tego, by się dogadać.
Nowym szkoleniowcem Hellasu został Eusebio Di Francesco, jednak jego przygoda potrwała zaledwie trzy kolejki, po czym zastąpił go Igor Tudor. Ponownie Chorwat i ponownie trener, któremu polski obrońca przypadł do gustu.
- Paweł to przyjemne zaskoczenie. Jest inteligentnym, zaangażowanym, skoncentrowanym chłopakiem - zachwalał Dawidowicza na konferencji przed meczem z Milanem.
I na tym nie przestawał
- Mam nadzieję, że będzie trzymał taki poziom, poniewaz największą jakością obrońcy jest zawsze bycie w odpowiednim miejscu i niepopełnianie błędów. W jednym, dwóch meczach każdy może sobie dobrze poradzić, ale wielką wartość ma dopiero regularność - stwierdził Igor Tudor. - Często obrońca jest oceniany przez pryzmat szybkości, techniki, ale moim zdaniem powinien być oceniany na podstawie tego, ile popełnił błędów przy straconych golach - podkreślił Chorwat.

Symbol ducha Hellasu

Tę regularność Polak pokazywał już w poprzednich rozgrywkach. Potrafił zupełnie wyłączać z gry Lorenzo Insigne, Duvana Zapatę, czy Hakana Calhanoglu, którego wręcz gnębił jako typowy boiskowy “plaster”, poruszający się za swoim celem krok w krok. Nie robiło mu nawet różnicy to, czy występował na środku obrony, jako prawy obrońca, czy w roli defensywnego pomocnika. Wszędzie prezentował się przynajmniej dobrze, nic więc dziwnego, że Hellas nie miał zamiaru go sprzedawać do Torino i zdecydował się przedłużyć z nim kontrakt. Na początku rundy rewanżowej “La Gazzetta” wskazała jego oraz Antonina Baraka jako symbole ducha, który w Hellas tchnął Ivan Jurić.
Pod wodzą nowego trenera 26-latek wskoczył na jeszcze wyższy poziom. Polak wystąpił we wszystkich spotkaniach poza Milanem, kiedy to z gry wykluczył go uraz, był to zresztą jedyny mecz przegrany przez Hellas Tudora. W pozostałych ośmiu “Gialloblu” schodzili z boiska niepokonani, a polski obrońca siedem z nich zagrał od pierwszej do ostatniej minuty. Tylko z Udinese wszedł na murawę od początku drugiej połowy.
Co ciekawe, najlepiej wyglądał przeciwko najtrudniejszym rywalom. W spotkaniu z Romą był wręcz znakomity, bezbłędnie powstrzymywał Eldora Szomurodowa i Stephana El Shaarawy’ego, a “La Gazzetta” nazwała go po tym meczu kolosem
- Prawdziwy potwór. Polak walczył o każdą piłkę i zawsze był gotowy, nie do przejścia - zachwycał się portal “Calciohellas”, a “Calciomercato” uznało go za gladiatora.
Po wygranym 4:1 meczu z Lazio “La Gazzetta” oceniła jego występ na notę “7”, podsumowując, że gra coraz pewniej, wręcz autorytarnie i pochwaliła za świetne powstrzymywanie Pedro oraz ścieranie się z Raulem Moro. Z kolei po zwycięstwie nad Juventusem portal “Hellas1903” podkreślał, że Dawidowicz być może nie jest najzgrabniejszym piłkarzem na boisku, którego ogląda się z wielką przyjemnością, za to jest obrońcą nie do przejścia.

Liczą się efekty

Jednak chyba największe słowa uznania czekały go po ostatnim meczu, w którym Hellas zdołał zremisować z Napoli.
- Mierzenie się z Lorenzo Insigne jest jednym z najtrudniejszych zadań. Dawidowicz nie tylko ograniczył rywala, ale powstrzymywał zagrożenie daleko od bramki, nie zważając na metody. Liczą się efekty, a Polak jest silny i dał temu wyraz. Jest coraz bardziej kluczowy w defensywie: mityczny - zachwycał się portal “Hellas1903”, dając Polakowi notę 7.5 i uznając go za najlepszego piłkarza na boisku.
Co było o tyle trudne, że jak sam przyznał w rozmowie z Szymonem Borczuchem z “TVP Sport”, najtrudniej gra mu się właśnie na niskich, zwinnych napastników, takich jak Paulo Dybala, czy właśnie Lorenzo Insigne, ponieważ nie może sobie przy nich pozwolić nawet na odrobinę nieuwagi i jeden zły krok.
Zresztą nawet jeśli spojrzymy na statystyki z tego sezonu, to widać, że nie są to opinie oderwane od rzeczywistości.
  • Trzecie miejsce w lidze pod względem prób odbiorów w ofensywnej tercji boiska, po Felipie Andersonie i Nicolasie Haasie, ex aequo z Nicolo Barellą
  • 11. miejsce w lidze pod względem skuteczności odbiorów przy próbie dryblingu rywala
  • 24. miejsce pod względem nakładanych pressingów w Serie A, z Hellasu wyżej jest tylko Antonin Barak
  • Siódme miejsce pod względem nakładanych pressingów w defensywnej tercji boiska
  • 12. miejsce pod względem fauli (20), ex aequo z Gelsonem Bremerem i Karolem Linettym, więcej fauli wśród obrońców mają tylko Gianluca Mancini (23), Nikola Milenković (22) oraz Samir (21)
  • 14. miejsce w lidze pod względem celności krótkich podań (94.7%), na poziomie Simona Kjaera oraz Andre Zambo Anguissy
Żeby jednak nie było tak różowo, zdarzają się polskiemu obrońcy słabsze chwile. Zaliczył średni występ z Salernitaną, a przeciwko Genoi był zamieszany w dwie bramki rywali. Najpierw odbił piłkę ręką w polu karnym i przeciwnicy dostali rzut karny, a pięć minut później po jego faulu Nicolo Rovella dośrodkował z rzutu wolnego na głowę Mattii Destro, który zdobył bramkę na 2:2.

Człowiek Paulo Sousy

Kolejnym wzmocnieniem reprezentacji Polski pochodzącym z Serie A miał być Sebastian Walukiewicz. Tymczasem, wbrew oczekiwaniom, to Paweł Dawidowicz stał się obrońcą, który zadomowił się w kadrze Paulo Sousy. W meczu przeciwko Anglii wyglądał znakomicie, był zawsze tam gdzie powinien, skoncentrowany, dobrze ustawiony. Zaliczył kluczowy egzamin, co mimo dobrej formy wcale nie było oczywiste - w klubie gra zupełnie inaczej, Hellas broni na całym boisku 1 na 1, a nie strefowo.
Choć rok temu mało kto by się tego spodziewał, wygląda na to, że Paweł Dawidowicz stał się ważnym ogniwem reprezentacji. Kolejnym piłkarzem, którego Paulo Sousa stworzył dla kadry, z wydatną pomocą Ivana Juricia, Igora Tudora, oraz...Nikoli Kalinicia.
- Sousa zadzwonił do mnie. Powiedziałem mu, że Paweł jest dobrym chłopakiem, który solidnie trenuje. To dzięki mnie dostał wezwanie - żartował na antenie “Sky Sports” Chorwat, były podopieczny portugalskiego selekcjonera.
Polak prawdopodobnie nie trafi nigdy do największych klubów Europy i nie będzie gwiazdą Serie A, wątpliwe też, by stał się legendą reprezentacji. Jednak z całą pewnością można napisać: dobrze, że po tylu latach w końcu się odnalazł. Solidnych, pewnych i ogranych na zachodzie reprezentantów nigdy za wiele.

Przeczytaj również