Nie spocznie, póki nie zdobędzie Ligi Mistrzów. Zlatan Ibrahimović w takiej formie jest nie do zatrzymania

Nie spocznie, póki nie zdobędzie Ligi Mistrzów. Zlatan w takiej formie jest nie do zatrzymania
Cheng Tingting / PressFocus
Poza w portalach społecznościowych to nieprawdziwy obraz Zlatana. Za tym wszystkim kryje się morderczy trening, motywacja siebie i kolegów oraz ciągłe stawianie sobie nowych celów. W wieku 39 lat Szwed nadal jest bohaterem na boisku, a napędzany przez niego Milan osiąga dawno niewidziane, doskonałe wyniki.
Wszyscy pytają, tylko on wie. - Jestem głodny - odpowiada Zlatan. Odpowiada tym, którzy dociekają, jak można tak grać, strzelać i wygrywać, mając 39 lat i ponad dwie dekady zawodowego kopania, stawiając czoła przeciwnikom, którzy mogliby być jego dziećmi. Ibrahimović nie kłamie, znaczenie jego paktu z diabłem sprowadza się do prostego słowa: głód oznacza mentalność, przywództwo, trening, odżywianie, równowagę, dojrzałość i dumę. To nie slogany, to zasady życia według Zlatana. Na boisku oraz poza nim.
Dalsza część tekstu pod wideo
Derby Mediolanu oraz ostatnie starcie z Romą pokazały jeszcze raz: dla niego wiek to szczegół, formalność. Kilka cyferek w dowodzie osobistym. Jeszcze mniej oznaczało zakażenie koronawirusem. Powrót zajął mu dwa tygodnie. Z miejsca rzucił wyzwanie Interowi, któremu wpakował dwa gole. “Doppiettę” zaliczył również przeciwko “Giallorossim”. Odpowiedział we właściwym czasie i we właściwej formie. Kolejne na rozkładzie jest Udinese.

Pracoholik

Włoskie media donosiły, że Ibrahimović, który nie miał objawów choroby, trenował w domu przez cały okres kwarantanny. Trenował? Podobno harował jak opętany. To druga strona aroganckiego Szweda: maksymalna treningowa pracowitość, maksymalna dyscyplina w połączeniu z wciąż wyjątkowym talentem. Oto sekret sukcesu Zlatana, aby być w najwyższej formie nawet po tylu latach spędzonych w profesjonalnej piłce. Dziennikarze, którzy codziennie odwiedzają Milanello, ośrodek treningowy “Rossonerich”, zapewniają, że Szwed pojawia się tam jako jeden z pierwszych i wyjeżdża ostatni. Wolny czas przeznacza na indywidualne sesje na siłowni: przysiady, ciężary, ćwiczenia na masę ciała oraz, tradycyjnie, kilkanaście minut uderzania nogami ze swoim trenerem taekwondo. To nigdy nie boli i zawsze sprawia fun.
Rezultaty? Prawie nieistniejący tkanka tłuszczowa, jego 85 kilogramów to tylko kości i mięśnie. Nie przestrzega określonych diet, polega na powierzonym mu przez klub dietetyku, jednak on zna swój organizm najlepiej. Z tego powodu bardzo rzadko stołuje się na mieście, ogranicza wieczorne wyjścia, a już na pewno nie za daleko od jego wspaniałego penthouse’u w Porta Nuova. Ma przyjaciela, który jest również jego kierowcą, bardzo istotna sprawa, ponieważ unika stresu podczas przebijania się przez zatłoczone mediolańskie ulice. Ferrari i inne luksusowe auta na wynajem? Owszem, ale poza sezonem, na wakacjach. Hobby? Tak naprawdę brakuje na to czasu. Kiedy może, wybiera naturę do relaksowania się. Łowi ryby albo jeździ konno.

Niespodziewany comeback

Wiele osób kwestionowało apetyt “Ibry” na rywalizację, konkurowanie z najlepszymi, kiedy zamieniał Europę na Amerykę Północną i przenosił się z Manchesteru United do LA Galaxy dwa lata temu. Kiedy zawodnik mocno po trzydziestce rezygnuje z gry w topowej lidze na rzecz klubu z USA, Chin czy któregoś kraju z Bliskiego Wschodu, zakłada się, że szuka ostatnich możliwości na solidny zarobek przed oficjalnym ogłoszeniem emerytury. Tylko że za oceanem wcale nie zwolnił. Strzelił 52 gole w 56 meczach Major League Soccer, po czym kupił bilet powrotny do Włoch.
Powrót do Mediolanu wywołał mieszaną reakcję. Fani tłumnie witali człowieka, którego gole zapewniły ostatni tytuł w Serie A w sezonie 2010/11. Mieli już też dość przeciętnych graczy sprowadzanych hurtowo, nieogranych i niesprawdzonych w wielkich bojach napastników, takich jak Krzysztof Piątek. Eksperci wskazywali jednak na jego zaawansowany wiek, a dyrektorzy klubu starali się łagodzić oczekiwania. - Nie zapominajmy, że mówimy o 38-latku, który od października nie występował w ligowej grze - przyznał Paolo Maldini na kilka dni przed podpisaniem umowy ze Szwedem.
Minęło 10 miesięcy i dziś Maldini z pewnością nie podpisałby się pod swoimi słowami, w których dało się wyczuć powątpiewanie. Wpływ “Ibry” był natychmiastowy. Strzelił gola w pierwszym meczu, podniósł Milan z 10. miejsca, ze średnią bramek mniejszą niż 1 na mecz, na szóstą lokatę zapewniającą start w kwalifikacjach Ligi Europy i podkręcając średnią goli do ponad dwóch. Zmiana jak za pstryknięciem palcami.
To wydaje się niezaprzeczalne. Ibrahimović jest czołowym strzelcem swojej drużyny, która po raz pierwszy od ćwierćwiecza zebrała maksymalną liczbę punktów po pierwszych kolejkach. Ostatni raz zdarzyło się to za czasów Grande Milanu, gdy piłkarzami w połowie lat 90. przewodził słynny Fabio Capello. Od 2011 roku nie udało się też ekipie z San Siro ulokować samotnie na szczycie tabeli Serie A.

Przywódca stada

Zlatan to nie tylko gole. Wpływ Szweda wykracza poza dziurawienie obrony rywali i trafiania do siatki. Napastnik pobudził zespół, jego zawsze wysokie oczekiwania, ambicja i ciągła chęć samodoskonalenia pomogła wynieść grupę utalentowanych chłopaków, którą wcześniej oskarżano, że jest zbyt słaba na rywalizację na najwyższym poziomie. Jeśli niektórzy oceniają go na podstawie aroganckich wpisów, uważają za zuchwalca i egocentryka, trzeba wyprowadzić ich z błędu. To tylko medialna gra, nastawiona na lajki, instagramowe serduszka, retweety. W rzeczywistości to ktoś inny. Potwierdzają to jego koledzy.
- Odkąd do nas dołączył, zawsze daje mi wskazówki, mówiąc, że mogę coś zrobić lepiej, albo innym razem, że mam olbrzymi potencjał i powinienem być punktem odniesienia dla innych - mówi zadowolony ze współpracy Rafael Leao.
Również i inni powtarzają za każdym razem, że Ibrahimović pomaga wszystkim w rozwoju. Wiara w siebie zaraża resztę. Gdy reporterzy pytali go przed rozpoczęciem sezonu, czy Milan stać na zdobycie scudetto, mimo że od 2013 roku próżno było go szukać w czołowej czwórce, bez wahania odpowiedział: “Si, certo!”.
W nowym Milanie nie można oczywiście przecenić zasług innych. Palmę pierwszeństwa w tych zmianach dzierży Stefano Pioli, który miał tylko oczyścić przedpole dla trenera o dużym nazwisku. Działacze jednak poszli po rozum do głowy i uznali, że renesans jest na tyle zbawienny, że byłoby szkoda przerwać proces w połowie drogi. Zawrócili więc samolot ze zmierzającym do Mediolanu Ralfem Rangnickiem. W składzie rosną nowe postaci, jak Theo Hernandez, wspominany Leao i Alexis Saelemaekers. Z przeciętności dawno wygrzebał się Ante Rebić, swoją drugą młodość przeżywa Hakan Calhanoglu, 26-letni pomocnik, który wydawał się nie do odzyskania dla poważnego futbolu na wysokim poziomie. Wszystkie te lejce trzyma jednak nestor rodu milanistów, signore Zlatan.
Jego zasłużony 7-milionowy kontrakt wygasa w czerwcu, następnym krokiem ma być jego przedłużenie do 2022 roku. Mino Raiola już analizuje plan negocjacji, nawet jeśli decyzja zapadnie dopiero wiosną. Ci, którzy znają “Ibrę”, twierdzą, że w jego głowie ciągle majaczy obsesyjny cel zdobycia Ligi Mistrzów. Nie spocznie, dopóki tego nie zrobi.

Przeczytaj również