Nie trzeba być świetnym piłkarzem, by zostać wybitnym trenerem. Przekonujemy się o tym zbyt często

Recepta na bycie wybitnym trenerem? Na pewno nie trzeba świetnie grać w piłkę
Christian Bertrand / shutterstock.com
Na rynku szkoleniowym mamy wielu świetnych fachowców, którzy nigdy nie byli dobrymi piłkarzami lub, co więcej, w życiu nawet w piłkę nie grali. Mamy również wielu uznanych, którzy w latach młodości byli gwiazdami futbolu oraz takich, którzy mimo wspaniałej kariery piłkarskiej, nie potrafili przenieść tego na trenerską ławkę. Czy wybitny menedżer musi mieć przeszłość zawodniczą, aby później umiejętnie kierować własną drużyną? Na to pytanie... nie da się jednoznacznie odpowiedzieć.
Znakomitymi przykładami trenerów, którzy nigdy nie byli dobrymi piłkarzami są oczywiście Jürgen Klopp oraz José Mourinho. Niemiec błąkał się po niższych rodzimych ligach, aby wkrótce osiąść w drugoligowym Mainz i do końca kariery grać na zapleczach Bundesligi. Już trzy dni po zakończeniu kariery zawodniczej został szkoleniowcem „Zero-Piątek”.
Dalsza część tekstu pod wideo
Z kolei Portugalczyk swoją karierę piłkarską zakończył już w wieku 24 lat, reprezentując po drodze barwy słabiutkich Rio Ave i Belenenses. Wirtuzoem gry nigdy nie był i odkąd zaczął pracować jako asystent w wielu klubach, minęło 10 lat zanim samodzielnie objął stery swego pierwszego zespołu – Benfiki Lizbona. Później w piłce klubowej wygrał wszystko.
Obu panów łączy jedno – zaznaczyli swoją obecność w annałach piłki nożnej bardzo mocno, stając się jednymi z najlepszych szkoleniowców w nowożytnym futbolu. Choć passa Mourinho ostatnio nie jest zbyt dobra, to Jürgen Klopp należy dziś do geniuszy, którzy potrafią wykrzesać z piłkarzy to, co najlepsze. Oprócz doświadczenia boiskowego trzeba mieć bowiem „to coś”.

Dwie lewe nogi

Obecny trener Chelsea – Maurizio Sarri nigdy profesjonalnie nie kopnął piłki. Ba, nawet nie otarł się o półprofesjonalizm, grając amatorsko w toskańskich lokalnych drużynach i szybko koncentrując się na pracy szkoleniowej. Nie przeszkodziło mu to w ogóle w zgłębieniu tajników futbolu do tego stopnia, że stworzył obecną siłę Napoli, a teraz pracuje w jednej z najlepszych organizacji w Premier League.
Podobnie było z Carlosem Alberto Parreirą, który zdobył z reprezentacją Brazylii mistrzostwo świata oraz wygrał z nią Copa America. Nigdy bowiem nie grał w piłkę nawet w amatorskich klubikach, a futbolem zainteresował się dopiero w wieku 24 lat, kiedy wyjechał do Ghany propagować sport. W kadrze brazylijskiej swoją karierę rozpoczął jako... fizjoterapeuta.
Z kolei Arsène Wenger to człowiek-legenda, który aż 26 lat dowodził Arsenalem i przeszedł do historii jako jeden z najlepszych w swoim fachu. Nie jest jednak tajemnicą, że zawodnikiem był kiepskim. Reprezentując barwy przeciętnego Strasbourga, w 3 sezony „uzbierał” zaledwie 11 spotkań, więc szybko zaczął zastanawiać się nad nieco inną profesją.
Podobnie było z Luisem Felipe Scolarim, który wygrał Puchar Świata z „Canarinhos” oraz został wicemistrzem Europy z Portugalią. Jeden z najbardziej utytułowanych szkoleniowców ostatnich lat, jako zawodnik grywał po brazylijskich trzecich ligach, a najstarsi fani tamtejszego futbolu jego występów nie nawet pamiętają. Talent piłkarski to nie wszystko.

Trzeba mieć powołanie

Dla kontrastu można stworzyć listę obecnych trenerów, którzy niegdyś czarowali na murawie, a teraz niezbyt radzą sobie jako menadżerowie. Świetnym przykładem może być choćby Gary Neville – etatowy obrońca reprezentacji Anglii, który po rozbracie z piłką zadziwiał wiedzą taktyczną jako ekspert w telewizyjnym studiu. Jednak kiedy objął Valencię, okazało się, że do tej pracy się raczej nie nadaje.
Podobnie było z Diego Armando Maradoną, którego dorobku piłkarskiego nie trzeba przedstawiać. Jednak kiedy już wymyślił siebie na nowo i postanowił nauczać młodych piłkarzy, doprowadzał później własne zespoły najczęściej do katastrofy. Najbardziej „oberwało” się reprezentacji Argentyny podczas zupełnie nieudanych Mistrzostw Świata w 2010 roku. Zresztą, w roli działacza też raczej ocierał się o śmieszność.
Zbigniew Boniek czy Lothar Matthäus także nie potrafili efektywnie prowadzić swoich drużyn, choć „grajkami” byli doskonałymi. Oprócz tego dysponowali także wyjątkową charyzmą, co teoretycznie jest ogromnym plusem w pracy szkoleniowej, ale niestety w ich przypadkach nie zdało to egzaminu. Obydwaj zwyczajnie nie mieli do tego predyspozycji.
Niedawno, od pracy w AS Monaco odsunięty został Thierry Henry – legenda Arsenalu i reprezentacji Francji. Teoretycznie objął zespół znajdujący się w gigantycznym dołku i z pewnością nie miał łatwego zadania, ale oprócz tego na jaw wyszło kilka jego niezrozumiałych zachowań wobec piłkarzy, a także wyjątkowa bufonada. Francuz kompletnie się pogubił i nie potrafił choćby zaskarbić sobie sympatii zawodników.

Umiejętności piłkarskie nie wystarczą

Widać z powyższych przykładów, że nie sposób znaleźć idealnego wzorca. Wydaje się, że nie ma znaczenia czy trener był niegdyś genialnym piłkarzem, czy kopał piłkę dla przyjemności, bo oprócz doświadczenia boiskowego trzeba mieć także konkretne walory charakterologiczne. Potrafić rozmawiać z piłkarzami oraz do nich dotrzeć, traktując każdego indywidualnie.
Znamy przecież wielu znakomitych graczy, którzy stali się bodajże jeszcze lepszymi menadżerami, jak Guardiola czy Zidane. Oni jednak połączyli to wszystko czego nauczyli się na boisku, ze swoimi niewątpliwymi atutami osobowościowymi, przekładając na swych podopiecznych całą swoją wiedzę oraz umiejętności interpersonalne.
Ciężko sobie wyobrazić trenerów, którzy nigdy nie doświadczyli piłki od środka, jak wspomniani Sarri i Perreira. Wydaje się przecież, że najlepsi mogą być tylko ci, którzy poznali szeroko rozumiany zapach szatni, całą piłkarską otoczkę oraz wszelkie aspekty tej dyscypliny „od kuchni”. Jak widać niekoniecznie. Ważna jest również obserwacja zawodników, a także ich odpowiednia motywacja.
Śp. Janusz Wójcik nigdy nie był wybitnym taktykiem, a jego teorie na temat piłki nożnej ocierały się często o folklor. Jednak to, jak potrafił nastawić swych zawodników przed meczem, jak mocno ich zmotywować, przeszło już do historii. Wystarczyło być dobrym psychologiem oraz odpowiednio dobrać zawodników - jak w przypadku Wójcika - na podstawie twardych i nieustępliwych charakterów.
Każdy coach ma swoją własną receptę na sukces, lecz my kibice tego jednego, wyjątkowego klucza prawdopodobnie nigdy nie poznamy. Na pewno wiemy jednak, że nie wystarczy być doskonałym piłkarzem, żeby być wartościowym trenerem. Nie trzeba być także gwiazdą futbolu, żeby potem łatwo dowodzić drużyną i doprowadzać ją do sukcesów.
Trzeba mieć cechy, które często wykraczają poza sferę tylko czysto piłkarską. Należy umieć łagodzić konflikty, być słownym i sprawiedliwym wobec piłkarzy, a także zarażać ich swoja pasją. Wypada umieć, obok stosowania konstruktywnej krytyki, także ich pochwalić i docenić starania.
Jak mawiał Arrigo Sacchi, kolejny utytułowany trener, który jako zawodnik nigdy nie wyskoczył ponad amatorskie kopanie z kolegami, a doprowadził Włochy do finału mundialu: „Nigdy nie wiedziałem, że najpierw trzeba być koniem, by potem zostać dżokejem”.
Paweł Chudy

Przeczytaj również