Niechlubny poprzednik Tonaliego. Mógł być mistrzem, został bankrutem. "Straciłem roczną pensję w jeden dzień"

Niechlubny poprzednik Tonaliego. Mógł być mistrzem, został bankrutem. "Straciłem roczną pensję w jeden dzień"
SPP/Pressfocus
Sandro Tonali uzależniony od zakładów bukmacherskich i zaraz prawdopodobnie zawieszony na wiele miesięcy. Włoski pomocnik Newcastle nie jest jednak pierwszym piłkarzem w historii tego klubu, któremu hazard może zniszczyć karierę.
Byłemu graczowi Milanu za nielegalne obstawianie meczów grozi kara od roku do trzech lat zawieszenia. Być może uda się ten okres zmniejszyć, ale i tak kariera utalentowanego piłkarza znalazła się na zakręcie. Tło całej afery jest jednak o wiele głębsze, aniżeli tylko ewentualne zawieszenie. W przeszłości o druzgocących skutkach uzależnień przekonywało się już wielu zawodników. Jednych niszczył alkohol, innych narkotyki, a niektórzy “popłynęli” przez hazard. W samym Newcastle tę historię mogą pamiętać dość dobrze za sprawą Keitha Gillespiego, który z powodu nałogu został bankrutem.
Dalsza część tekstu pod wideo

Jedna bramka

Gdy Twój zespół wysoko ogrywa rywala, zazwyczaj trudno jest opanować radość, ale Keith Gillespie musiał tłumić w sobie zupełnie inne emocje. 25 października 1995 roku Newcastle grało wyjazdowy mecz ze Stoke City w trzeciej rundzie Pucharu Ligi. “Sroki” wygrały to spotkanie 4:0. Za wysoko.
- Wszyscy w drużynie byli uradowani. Oprócz mnie. Wlokłem się na naszą połowę myśląc o straconych pieniądzach. Powinienem wyciągnąć z tego zdarzenia lekcję - wspominał po latach Gillespie.
Już do przerwy Newcastle prowadziło 2:0, a pomocnik żałował, że w szatni nie powiedział kolegom w swoim zakładzie. Nie mógł jednak zabronić im zdobywania kolejnych goli. Zostały mu próby utrzymywania piłki na własnej połowie po trafieniu Lesa Ferdinanda z 53. minuty. Nie mógł jednak nic zrobić, kiedy Darren Peacock ustalił wynik spotkania i tym samym zaprzepaścił jego szanse na wygraną u bukmachera. Nie była to pierwsza, ani nawet nie najwyższa przegrana w życiu wielokrotnego reprezentanta Irlandii Północnej. Najdobitniej pokazuje jednak, jak uzależnienie wyssało z niego radość do futbolu.

Na wylocie

Keith Gillespie w młodym wieku trafił do Manchesteru United, gdzie był całkiem obiecującym zawodnikiem. Do dorosłego zespołu wchodził mniej więcej w tym samym czasie, co gracze z legendarnej już “szóstki wspaniałych”. Jednak w przeciwieństwie do Davida Beckhama, Paula Scholesa, Nickiego Butta, Ryana Giggsa i braci Neville’ów, jego kariera na Old Trafford nie trwała zbyt długo. W pierwszym zespole “Czerwonych Diabłów” skrzydłowy wystąpił zaledwie 14-krotnie, aby w styczniu 1995 roku trafić do Newcastle. Jego transfer za milion funtów był elementem większego biznesu. W drugą stronę powędrował bowiem Andy Cole, który w barwach “Srok” sięgał po koronę króla strzelców Premier League.
Już wtedy Gillespie miał za sobą pierwsze wizyty na wyścigach konnych, a także w zakładach bukmacherskich. Nie był przy tym jedynym zawodnikiem United, który korzystał z tego typu aktywności. Jednak gdy inni traktowali to jako formę rozrywki i stawiali zakłady za jednego funta, on coraz bardziej wciągał się w hazard.
Po transferze do Newcastle problem jeszcze się pogłębił, a pomógł w tym wydatnie… rozwój technologiczny. Gillespie, reprezentując barwy klubu z St. James’s Park, czuł się samotny i znudzony. W mieście nie miał zbyt wielu znajomych, mieszkał w hotelu. Postanowił zatem zwiedzać okolicznych bukmacherów, a gdy ci zaczęli przyjmować zakłady telefonicznie i przez internet, przepadł całkowicie. Telefonistki poznawały jego głos, a piłkarz stawiał coraz większe pieniądze na niemal wszystko co tylko się dało. Choć wówczas pensje w piłce nie były jeszcze tak ogromne jak obecnie, to i tak graczy Premier League można było śmiało nazwać ludźmi zamożnymi. Mimo to, Gillespie nie potrafił zaoszczędzić ani funta. Co więcej, zaczął się zadłużać.

Stopniowy zjazd

W drugiej połowie lat 90. minionego wieku Newcastle było jedną z czołowych ekip w Anglii. Pod wodzą Kevina Keegana mogło nawet sięgnąć po mistrzostwo kraju. W sezonie 1995/96 niemal do końca sezonu “Sroki” walczyły o tytuł z Manchesterem United. Ostatecznie górą była drużyna dowodzona przez sir Alexa Fergusona, która wyprzedziła Newcastle - prowadzone już przez Kenny’ego Dalglisha - także w następnej kampanii.
Gillespie w obu tych sezonach był jednym z wiodących zawodników. Co więcej, widząc jego rozwój w Newcastle, o ponowne sprowadzenie skrzydłowego zabiegał sam Ferguson. Szczególnie początek rozgrywek 1995/96 był dla piłkarza bardzo udany. W pierwszych dziesięciu kolejkach zanotował cztery gole i cztery asysty w lidze. Później nieco spuścił z tonu, a w rundzie wiosennej musiał opuścić kilka spotkań z powodu kontuzji. Jednak nie tylko z tego powodu, a także końcowego niepowodzenia w grze o tytuł, był to dla niego trudny okres.
- Nigdy wcześniej za tyle nie grałem. Nagle zacząłem grać za duże stawki, a na koniec dnia dowiedziałem się ile straciłem - wspominał w rozmowie z “The Sun” dzień, w którym stracił równowartość swojej rocznej pensji. Większość tej kwoty przegrał na zakładach.
W grudniu 1998 roku Gillespie za trzy miliony funtów trafił do Blackburn Rovers. Z zespołem byłych mistrzów Premier League spadł do Championship. W trakcie kariery grał jeszcze w Leicester, Wigan, Sheffield United, Charlton Athletic, Bradford i kilku mniejszych klubach. Nigdy nie był już bohaterem transferu gotówkowego. Odchodził z klubu do klubu za darmo, albo w ramach wypożyczenia. Do dziś skrzydłowy znajduje się w TOP10 reprezentantów Irlandii Północnej z największą liczbą meczów w narodowych barwach. Ostatni raz w drużynie narodowej wystąpił w 2008 roku. Wśród jego trofeów znajduje się młodzieżowy Puchar Anglii ze słynną “Class of ‘92” w barwach Manchesteru United, a także Puchar Ligi zdobyty w barwach Blackburn. Patrząc jednak na potencjał, ze swojej kariery mógł wycisnąć zdecydowanie więcej, gdyby tylko głowa potrafiła podążyć za umiejętnościami.

Głębszy problem

Keith Gillespie miał skłonność do uzależnień, z czego sam doskonale zdawał sobie sprawę. Nie był grzecznym chłopcem. Wdawał się w bójki, lubił imprezować i w swoim życiu wielokrotnie zaufał nieodpowiednim ludziom. Zgubiły go błędne inwestycje na rynkach nieruchomości, ale przede wszystkim hazard. Sam dziwił się, dlaczego ze swoimi skłonnościami nie wpadł w alkoholizm. Być może gdyby feralnego dnia, zamiast pójść po raz pierwszy na wyścigi skręcił do baru, dziś właśnie z takim problemem musiałby walczyć.
Urodzony w Larne piłkarz w trakcie kariery stracił wszystkie zarobione pieniądze i ostatecznie przed sądem w Belfaście został ogłoszony bankrutem. W sumie na zakładach przegrał blisko osiem milionów funtów, co przy obecnej wartości pieniądza byłoby równowartością prawie 40 milionów. Zamiast życia w dobrobycie po zakończeniu przygody z piłką, dziś mieszka skromnie i raz po raz wypowiada się jako ekspert dla brytyjskich mediów. Wydał także biografię “Jak nie zostać piłkarskim milionerem”.
Historia Gillespiego to jednak nie tylko opowieść o uzależnieniu od hazardu i nietrafionych inwestycjach. To przykład tego, jak bardzo młodzi piłkarze potrzebują wsparcia i opieki, gdy na ich drodze pojawiają się szybkie i łatwe pieniądze, a obok wyrastają wszelakie możliwości do ich trwonienia. Choć przez ostatnie 30 lat sporo zmieniło się w kwestii uświadamiania piłkarzy, jakie zagrożenia mogą na nich czyhać, to jak pokazują ostatnie przykłady - nie da się uchronić wszystkich. Keith Gillespie twierdził, że ze szkodliwymi uzależnieniami zmaga się przynajmniej trzech zawodników w każdej drużynie.

Przeczytaj również