"Nikt by po nich nie płakał". Klub, który nie strzela goli. Wydali 100 mln funtów, a są w strefie spadkowej

"Nikt by po nich nie płakał". Klub, który nie strzela goli. Wydali 100 mln funtów, a są w strefie spadkowej
PressFocus
Zaledwie trzy strzelone gole w dziewięciu meczach. miejsce w strefie spadkowej i brak nowego trenera - Wolverhampton to jeden z najwiekszych przegranych początku sezonu w Premier League. Szczególnie, że ambicje klubu, który latem wydal ponad sto milionów funtów, są znacznie większe.
Lato w Wolverhampton to był czas wielu zmian. Ówczesny trener, Bruno Lage, po pierwszym sezonie pracy uznał, że nadszedł odpowiedni moment żeby poukładać zespół już tak w stduprocentach po swojemu. Poprzednie rozgrywki drużyna zakończyła na dziesiątym miejscu, co w miarę odpowiadało potencjałowi. Problem jednak w tym, że nie został rozwiązany podstawowy problem, z którym wcześniej musiał się też zmagać Nuno Espirito Santo, czyli nieudolność w ofensywie. W 38 kolejkach strzelili zaledwie 38 goli, mniej miały jedynie zespoły, które spadły do Championship. Z jednej strony tym bardziej trzeba docenić, że przy tak małej liczbie bramek zespół potrafił zająć miejsce w środku tabeli, ale z drugiej to właśnie grę w ataku miał rozwinąć Lage.
Dalsza część tekstu pod wideo

Nieudane letnie zmiany

Z takim zadaniem zmieniał latem 2021 roku Nuno, którym w klubie byli już trochę zmęczeni. Co prawda wyniki za jego kadencji były lepsze niż można było się spodziewać, dwa razy Wolverhampton biło się o udział w europejskich pucharach, zaszło też do ćwierćfinału Ligi Europy, ale styl gry był mało atrakcyjny, męczący dla kibiców. Lage miał to zmienić, nadać ofensywie więcej polotu, nieprzeidyzwdalnosci, natomiast nic takiego się nie wydarzyło. 10. miejsce na koniec sezonu w sporej mierze było też zasługą Jose Sa, bramkarza sprowadzonego w miejsce Rui Patricio, który zaliczył świetne wejście do Premier League, uchronił zespół od utraty dziewięciu goli więcej niż teoretycznie powinien, bazując na modelu xGC.
Lage postanowił zatem, że w okresie przygotowawczym zmieni system z trójki środkowych obrońców na czwórkę w linii, co było odejściem od głównego systemu stosowanego też jeszcze za Nuno. Wiązało się to nie tylko z roszadami taktycznymi, ale też zmianami personalnymi. Głównym przegranym został Conor Coady, czyli kapitan zespołu, człowiek, który w ostatnich latach kiedy tylko był zdrowy, to nie opuszczał żadnego meczu. Lider nie tylko na boisku, ale też w szatni. Na inaugurację usiadł na ławce rezerwowych, a że cały czas może myśleć o wyjeździe na mundial z reprezentacją Anglii, to szybko zaczął szukać nowego klubu. Zgłosił się Everton, do którego Coady został wypożyczony i gdzie okazało się, że całkiem nieźle może sobie radzić też w duecie stoperów, co udowadnia z Jamesem Tarkowskim.
Oprócz Coady’ego z klubu odeszli też Willy Boly, Marcal, Romain Saiss i Leander Dendoncker. Transakcje te postrzegano jako chęć odcięcia się od czasów Nuno, bo wielu z tych zawodników mocno było związanych właśnie z poprzednikiem Lage’a. On sam miał budować Wolverhampton w pełni po swojemu, ale efekty były mizerne. Nie było nie tylko punktów, ale też przede wszystkim goli. Średnia jednego gola na mecz, na którą w poprzednim sezonie narzekano, teraz wydaje się całkiem atrakcyjną perspektywą.

Napastników brak

Oczywiście sytuacja nie jest czarno-biała i Lage miał argumenty na swoją obronę, którymi przede wszystkim były kontuzje napastników. Raul Jimenez nie odzyskał skuteczności po powrocie do gry po poważnym urazie głowy. Sprowadzony latem Sasa Kalajdzic po kilkunastu rozegranych minutach doznał poważnej kontuzji kolana, która wykluczyła go z gry na wiele miesięcy, a sprowadzony rok temu za ogromne pieniądze młodziutki Fabio Silva na razie nie jest gotowy do rywalizacji na poziomie Premier League i został wypożyczony do Anderlechtu.
Lage już po zwolnieniu, które nastąpiło po czwartej z rzędu ligowej porażce, tłumaczył, że to właśnie brak napastnika był głównym problemem, że kiedy tylko mógł postawić na atakującego z prawdziwego zdarzenia, to rezultaty były zadowalające. Problem w tym, że słabe wyniki zahaczały jeszcze o poprzednie rozgrywki i łącznie z ostatnich piętnastu spotkań z nim na ławce Wolverhampton wygrało zaledwie jeden.
Na nic, przynajmniej krótkoterminowo, nie zdała się też misja ratunkowa z Diego Costą, którego po kontuzji Kalajdzicia pozyskano na zasadzie wolnego transferu. Niewykluczone, że ten wariant jeszcze okaże się skuteczny, kiedy Costa przepracuje kilka tygodni z drużyną, ale w tym momencie, po kilkunastu miesiącach bezrobocia, nie jest jeszcze gotowy żeby opierać na nim grę na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii.
Costa był jednak ostatnim transferem, mocno awaryjnym, ale wcześniej władzę klubu mocno się wykosztowały. Wydały ponad sto milionów funtów, a najdroższym zakupem był Matheus Nunes ze Sportingu CP. Sporo zapłacono też za Goncalo Guedesa z Valencii. Ten pierwszy miewa pojedyncze przebłyski, widać u niego spore możliwości, ale na razie musi się chyba przystosować do wymagań Premier League. Guedes natomiast zaliczył tragiczne 45 minut w ostatnim spotkaniu z Chelsea, nie ma żadnego gola, jedyne czym może się pochwalić, to że jest najczęściej faulowanym zawodnikiem drużyny.

Kierunek Portugalia

Nikogo nie powinna zdziwić natomiast narodowość tych zawodników. Kierunek portugalski w Wolverhampton obowiązuje od dawna i ma związek z bliskimi relacjami chińskiego właściciela klubu z Jorgem Mendesem, który na Molineux znalazł miejsce pracy dla wielu swoich klientów. Często korzyści były obupólne, szczególnie kiedy jeszcze za czasów Championship w Wolverhampton pojawili się tacy piłkarze jak Ruben Neves albo Joao Moutinho. Ma to jednak też cienie, kiedy do klubu trafia za blisko 40 milionów funtów choćby Fabio Silva, który wcześniej na poziomie seniorskim rozegrał kilka meczów.
Obecnie zespół tymczasowo prowadzą James Collins i Steve Davis. Cały czas trwają poszukiwania nowego szkoleniowca, z wyścigu wypisał się Julen Lapotegui, który Wolves odmówił już po raz drugi w ostatnich latach. Według angielskich mediów najpoważniejszym kandydatem stal się teraz Nuno. Jeśli zostałby zatrudniony, to klub wróciłby do punktu wyjścia, w którym był półtora roku temu. Nuno być może gwarantuje pewien poziom, za jego kadencji wyniki były więcej niż przyzwoite, ale też w lidze, w której pojawia się coraz więcej trenerów z ciekawymi i nowatorskimi pomysłami prochu raczej nie wymyśli. Pytanie, jaki pomysł ma na siebie cały klub. Władze muszą to sobie jak najszybciej ustalić, bo inaczej na poważnie mogą się zamieszać w grę o utrzymanie, a po takim Wolverhampton jak obecnie, to mało kto będzie w Premier League płakał.

Przeczytaj również