Osiwiał przez Artura Boruca, kłócił się z sir Alexem Fergusonem. Dziennikarze nigdy się z nim nie nudzili

Osiwiał przez Artura Boruca, kłócił się z sir Alexem Fergusonem. Dziennikarze nigdy się z nim nie nudzili
MaciejGillert/shutterstock.com, Fabio Diena/shutterstock.com
Wchodzisz do sali konferencyjnej, zajmujesz wygodne miejsce, przygotowujesz dyktafon i czekasz na przybycie trenera, który charyzmą mógłby śmiało obdarować większość szkoleniowców młodego pokolenia. Jeśli przed spotkaniem skompletowałeś zestaw pytań, musisz całkowicie zapomnieć, że odpowiedzi będą schematyczne, natomiast sporo poruszanych zagadnień zostanie obrócone w dowcip, potraktowane ostrzem sarkazmu, stłamszone do pułapu bezużytecznych. Pojawia się on - Gordon Strachan.
Osobowość szkockiego menedżera zawsze przyciągała dziennikarzy na konferencje prasowe, gdzie zamiast zwyczajnego ględzenia na temat strategii drużyny, omawiania formy piłkarzy poszczególnych formacji, czy suchych analiz pomeczowych, Strachan serwował wyborne futbolowe przysmaki. Filigranowy człowiek o rdzawej barwie włosów nie odpuszczał okazji, żeby wskazać reporterom miejsce w szeregu, jakby chciał zakomunikować: „Kupiliście bilety na mój występ, scena należy do jednego aktora, a teraz delektujcie się spektaklem”.
Dalsza część tekstu pod wideo
Gordon ekspresyjnie reagował na boiskowe wydarzenia, rzadko można było dostrzec totalnie kamienny wyraz twarzy trenera. Motywował do działania, przedkładał dobro zespołu nad indywidualne popisy zawodników, choć czuł słabość do niektórych podopiecznych. Kiedy zachodziła taka potrzeba, brał w obronę swoich graczy. Przykładny mąż, wzorowy ojciec, znakomity piłkarz. Zapraszamy na przedstawienie w trzech aktach w reżyserii Gordona Strachana.

Akt I: Zmora Fergusona

Szkocki pomocnik pierwsze kroki w profesjonalnym futbolu stawiał w Dundee FC, skąd został wytransferowany do Aberdeen. To właśnie tam los skojarzył Strachana z Alexem Fergusonem, którego kunszt szkoleniowy podziwiał od samego początku. Rodak imponował Gordonowi szóstym zmysłem taktycznym, umiejętnością prognozowania następnych ruchów rywali, zanim połapią się, że ich poczynania zostały prześwietlone i są przewidywalnym celem. Zdaniem dwudziestolatka, „Furious Fergie” miał rentgen w oczach.
Na jednej z odpraw przed wyjazdową potyczką przeciwko FC Sion w ramach Pucharu Zdobywców Pucharów rozwścieczony Ferguson zauważył, że odpowiedzialny za sprzęt i stroje magazynier, Teddy Scott, zapakował wadliwą parę getrów.
- Kiedy wrócimy, przypomnijcie mi, żebym zwolnił tego drania Scotta! - grzmiał „Fergie”.
- Słusznie, szefie - odrzekł Strachan.
- Nie daruję mu tego! - kontynuował Alex.
- Tak, racja leży po pana stronie - odparł piłkarz, kiwając głową.
- Dziękuję.
- Tylko jeszcze jedna kwestia. Drobnostka. Gdzie, do ciężkiej cholery, znajdziemy dziesięciu ludzi, którzy wykonają jego robotę? - spuentował ironicznie Gordon.
Poza boiskiem relacje Strachana i Fergusona nie wyglądały różowo. Kiedy europejskie kluby zaczęły dopytywać się o świetnie prosperującego szkockiego pomocnika, menedżer Aberdeen stanowczo odrzucał wszelkie propozycje. Wówczas Gordon w tajemnicy przed trenerem zainicjował flirt towarzyski z działaczami FC Koeln, ale Ferguson skutecznie zablokował transfer. Wkrótce po tamtych zawirowaniach Strachan dołączył do Manchesteru United.
Dwa lata później legendarny menedżer zrezygnował z prowadzenia reprezentacji Szkocji, aby objąć posadę szkoleniowca „Czerwonych Diabłów”. Dowiedziawszy się o zatrudnieniu nowego trenera, reporterzy wręcz oblegali Gordona, dociekając co myśli na temat takiego posunięcia władz klubu. Strachan skomentował to następującymi słowami: „Serio? To dopiero niespodzianka. Nie sądziłem, że dorwie mnie nawet tak daleko na południu”.

Akt II: Holy Goalie

Gdy Strachan przeszedł na sportową emeryturę, postanowił zająć się trenowaniem, podążając tropem swojego mentora. Najpierw wziął na własne barki szkolenie zespołu Coventry, w którym kończył karierę, potem przez kilka sezonów dowodził ekipą Southampton, aż wreszcie trafił na stanowisko menedżera Celtiku. Jedną z jego pierwszych decyzji personalnych było bezzwłoczne ściągniecie do klubu położonego w katolickiej części Glasgow dwóch polskich zawodników: Macieja Żurawskiego oraz Artura Boruca.
Na konferencji prasowej po Old Firm Derby w 2008 roku Gordon pragnie uniknąć kłopotliwej polemiki dotyczącej zachowania Boruca, który otwarcie manifestował przed kibicami Rangersów swoje wyznanie, biegając w koszulce z prowokującym napisem: „Boże, błogosław papieża”. Niemniej, kiedy pada niezręczne pytanie, Strachan jest w stu procentach przygotowany i rozładowuje wrzącą atmosferę wokół polskiego golkipera.
- To wcale nie jest zły chłopak. Gdyby na koszulce widniał napis: „Boże pobłogosław Myrę Hindley”, wtedy mógłbym mieć z tym problem - zamknął dyskusję trener „The Bhoys”.
Nie stanowi żadnej tajemnicy, że „Holy Goalie” należał do grona ulubieńców szkockiego menedżera. Artur to człowiek charakterny, który kapitalnie wywiązywał się z powierzonych mu obowiązków, natomiast kiedy trzeba potrafił ochrzanić kolegów z linii defensywnej, sprowadzając na ziemię Lee Naylora, czy też prostując konflikty, gdy naparzał się regularnie z Aidenem McGeadym. Gordon Strachan nigdy się z Arturem Borucem nie nudził.
Rozstanie obu panów miało miejsce w 2009 roku, gdy Szkot postanowił odejść z Celtiku po nieudanej próbie wywalczenia czwartego mistrzostwa z rzędu. Jednak zanim nastąpił okres pożegnań, Strachan doskonale wiedział, że posiada w drużynie zawodnika wielkiego formatu.
- Artur będzie próbował odzyskać wolność, ale ja nie pozwolę mu uciec. On jest bohaterem granym przez Steve'a McQueena, a ja komendantem obozu z filmu pt. „Wielka ucieczka" - mówił barwnie po niesamowitych występach Polaka w Champions League.
Panowie przędą nierozerwalną nić porozumienia oraz sympatii do dziś i trudno się im dziwić.

Akt III: Prasówka

Znakiem rozpoznawczym szkockiego szkoleniowca zawsze był, jest i będzie słowny oręż. Reporterzy często podsuwają mikrofony pod nos Gordona tylko po to, żeby mieć co zacytować na łamach prasy. Zdają sobie sprawę z tego, że nawet z najbanalniejszego zagadnienia Szkot uczyni dzieło, które rozbawi fanów piłki nożnej na całym świecie. Poniżej prezentujemy kilka perełek wywiadowczych z galerii złotych myśli Strachana.
Dziennikarz: „Gordon, mogę prosić o słowo komentarza?”.
Strachan (odchodząc ze strefy dla mediów): „Prędkość”.
***
Dziennikarz: „Co z formą Agustina Delgado?”.
Strachan: „Mam istotniejsze sprawy na głowie niż Agustin Delgado. W lodówce czeka na mnie jogurt, któremu dziś upływa termin ważności”.
***
Dziennikarz: „Jak pan skomentuje powołanie Wayne’a Rooneya do reprezentacji Anglii?”.
Strachan: „Kiedy masz 17 lat, to prędzej spodziewasz się telefonu od Michaela Jacksona niż od Svena-Görana Erikssona”.
***
Dziennikarz: „Gordon, czy James Beattie zasługuje na miejsce w składzie kadry Anglii?”.
Strachan: „Nie interesuje mnie to, jestem Szkotem”.
***
Dziennikarz: „Musisz być zachwycony ostatecznym wynikiem?”.
Strachan: „Eureka! Trafiłeś w sedno! Czytasz mnie jak otwartą księgę!”.
***
Dziennikarz: „W jakich sektorach boiska drużyna Middlesbrough była od was lepsza?”
Strachan: „W jakich sektorach? Głównie w tym dużym zielonym między trybunami.”
***
Gordon na temat Alexa Fergusona: „W Aberdeen ciągle odtwarzał kasetę z mowami motywacyjnymi Billa Shankly’ego, a na domiar złego brał do autobusu taśmę z jakimiś piosenkami i nucił pod nosem. Nie wiem, kto był wykonawcą, ale tego szmelcu nie dało się słuchać. Chłopaki nienawidzili, gdy znowu odpalał muzykę. Pewnego razu, kiedy wracaliśmy z wyjazdu, Alex nie mógł znaleźć kaset. Jeśli nadal zastanawiasz się, kto wyrzucił je z pojazdu, to byłem ja”.
Strachan odnośnie własnych umiejętności kucharskich: „To trochę żenujące i nie jestem z tego dumny, ale nie potrafiłem przyrządzić sobie nic do jedzenia. Zadzwoniłem do żony, a ona mówi: „Zostawiłam ci pożywienie, wystarczy podgrzać w mikrofalówce”. Po upływie godziny zatelefonowałem ponownie i zapytałem: „Gdzie znajduje się mikrofalówka?”.
Autorytet, wyrocznia, mistrz. W dwóch słowach: Gordon Strachan.
Mateusz Połuszańczyk
Redakcja meczyki.pl
Mateusz Połuszańczyk , Mateusz Połuszańczyk
12 Jun 2020 · 16:30
Źródło: własne

Przeczytaj również