Oto wygrani meczu z San Marino. Paulo Sousa dostał kilka sygnałów od reprezentantów Polski

Oto wygrani meczu z San Marino. Paulo Sousa dostał kilka sygnałów od reprezentantów Polski
Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Bardzo trudno ocenia się piłkarza patrząc na mecz z takim rywalem jak San Marino. Nie jest to wymierne, bo przecież doskonale wiemy, że masa innych reprezentacji jest nieporównywalnie groźniejsza. Próbujemy wyciągnąć wnioski, z tym, że nie są one daleko idące, i wybieramy wygranych spotkania na Stadionie Narodowym. Co ważne - niekoniecznie ze względu na poziom ich występu.
Reprezentanci Polski mieli duże pole manewru, ale może to niewiele znaczyć w kontekście przyszłych spotkań. Zdecydowanie gorzej, gdy danego piłkarza weryfikuje taki mecz. Przegranym pierwszego spotkania był oczywiście Kamil Piątkowski do pary z Michałem Helikiem. W Serravalle ta dwójka się nie popisała. Także Łukasz Skorupski może sobie pluć w brodę, ze przez błąd kolegów puścił gola z San Marino. Dziś skupimy się natomiast na wygranych wczorajszego spotkania. Każdego wskażemy z innego powodu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Karol Świderski

Rozpycha się łokciami w reprezentacji Polski. Naprawdę bryluje, niezależnie od rywala. Czy to z Anglią, Hiszpanią czy właśnie z San Marino - jest aktywny, wyróżnia się pracą na boisku. I tym, że jego praca jest sensowna. To on tworzył wczoraj najwięcej zagrożenia pod polem karnym zespołu Franco Varrelli.
Karol długo był postrzegany jako piłkarz, który nie sprosta wymaganiom w reprezentacji Polski. Półka wyżej od Ekstraklasy, ale półka niżej od drużyny narodowej. PAOK Saloniki nie robił na nas wielkiego wrażenia, nawet przy wyczynach Świderskiego. A w ciągu półtora roku w Grecji strzelił tam aż 20 goli.
Ostatecznie przy często kontuzjowanych Arku Miliku i Krzysztofie Piątku przebił on się do świadomości selekcjonera i kibiców. W tym roku zagrał aż w 11 meczach w reprezentacji i strzelił w nich 4 gole, dołożył do tego asystę. I ma tę przewagę, że nie jest jednowymiarowym napadziorem. Świetnie odnajduje się w taktyce z dwójką, a nawet trójką napastników. Ma tę pozytywną cechę, że jakoś zawsze potrafi znaleźć dla siebie miejsce.

Krzysztof Piątek

Wrócił do gry i to jest najważniejsze. Momentami Krzysztof Piątek był talizmanem dla Jerzego Brzęczka. Jego obecność na murawie kojarzyła się z załadowaniem gola, dlatego tym bardziej cieszy, że wchodząc na drugą połowę z San Marino napastnik Herthy zapakował bramkę.
Podważano powoływanie Piątka, który jeszcze na dobre nie wrócił do gry w Bundeslidze, ale może to właśnie mu pomoże odpowiednio wkomponować się w skład także w klubie. Ściskamy kciuki, by tak było. Mimo że zagęściło się w ataku reprezentacji Polski, bo kadrowiczami pełną gębą stali się Karol Świderski i Adam Buksa, to ’’Il Pistolero” będzie przydatny.
Co ciekawe, Krzysztof Piątek podczas rozgrzewki przy linii bocznej ćwiczył… oczy. Wystawiał rękę do przodu z wyciągniętym kciukiem i kręcił się w kółko patrząc na niego. Podczas przechodzenia rehabilitacji wziął się między innymi za trening oczu, żeby polepszyć szybkość reakcji. Szanujemy, że chciał działać i w czasie kontuzji nie marnował czasu, a próbował się udoskonalać jak mógł.

Radosław Majecki

Kto by pomyślał, że to on dostąpi zaszczytu zastąpienia Łukasza Fabiańskiego między słupkami reprezentacji Polski w jego pożegnalnym meczu. Radek Majecki od dawna jest w kręgu zainteresowań Paulo Sousy. Był on nawet powołany na zgrupowanie przed Mistrzostwami Europy i jako jedyny był on jedynie zawodnikiem stricte treningowym.
Majecki od ponad roku gra dla AS Monaco i nie zdołał wywalczyć sobie miejsca w składzie. Aleksander Nubel, który przyszedł z Bayernu Monachium to pewna jedynka. W poprzednim sezonie bronił zaś Benjamin Lecomte, dziś piłkarz Atletico Madryt. Generalnie… Majecki nie jest traktowany jako młody diamencik, który Niko Kovac chce oszlifować. Zagrał tylko jeden mecz, przegrany 0:1 z Szachtarem w eliminacjach do Ligi Mistrzów.
Dlaczego więc wskazujemy Majeckiego jako wygranego meczu z San Marino? Bo dostał w prezencie debiut w reprezentacji przy wypełnionym Stadionie Narodowym. Wiele roboty nie miał, raz nie dał się zaskoczyć przy strzale z połowy boiska i byłoby tego na tyle. Paulo Sousa mówił, że miał w planach powołać Kamila Grabarę świetnie radzącego sobie w Kopenhadze. Jednak rówieśnik Majeckiego złapał palec i dlatego padło na kolejne powołanie dla stałego bywalca listy rezerwowej, czyli byłego bramkarza Legii. Ciekawostką w tym wszystkim pozostaje to, że Majecki i Grabara nie pałają do siebie sympatią.

Kacper Kozłowski

W ostatnim czasie było o nim głośno przez szumny cytat na temat transferu do Liverpoolu i ewentualnej współpracy z Jurgenem Kloppem. Mimo sprostowania, bo jego wypowiedź była przekopiowana niedokładnie, to będzie się za nim ciągnąć jakiś czas. Natomiast Kacper zbytnio się tą aferką nie przejął i zagrał bardzo dobre zawody.
Ma ten chłopak boiskowy polot i fantazję. Kręcił zawodnikami z San Marino dokładnie tak, jak kręcić powinien. Zaczęło się od bramki samobójczej, którą po zagraniu Kozłowskiego zdobył Cristian Brolli. Później doszła asysta przy bramce Krzysztofa Piątka.
To też ciekawe, że zawodnik (jeszcze) Pogoni Szczecin nie zwykł grać pełnych spotkań. W Ekstraklasie jest regularnie zdejmowany w drugiej połowie. A wczoraj dał radę i asystę zaliczył już w doliczonym czasie gry.

Przeczytaj również