Oby Paulo Sousa nie był drugim Ricardo Sa Pinto. Ale tego wyboru nie można skreślać na starcie

Oby Paulo Sousa nie był drugim Ricardo Sa Pinto. Ale tego wyboru nie można skreślać na starcie
Pacific Press / Press Focus
Oby Paulo Sousa nie okazał się drugim Ricardo Sa Pinto. Na starcie na pewno łączą ich dwie rzeczy. Niezdarny w mediach społecznościowych agent i szybkie przeskakiwanie pomiędzy kolejnymi miejscami pracy. Niech rozdziela sprzedawanie obietnic bez pokrycia i wyniki - komentuje wybór Portugalczyka na stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski Tomasz Włodarczyk.
Po poniedziałkowym zwolnieniu Jerzego Brzęczka ruszyła giełda nazwisk. Zbigniew Boniek za punkt honoru postawił sobie utrzymanie w tajemnicy nazwiska nowego selekcjonera. Sekret udało się utrzymać niemal do „Godziny Zero”, czyli czwartkowej konferencji prasowej, ale na ostatniej prostej plan rozwalili piłkarscy agenci wybrańca. To było nawet zabawne, gdy Hugo Cajuda w popłochu usuwał instastory (znak czasów!) z wizyty w Warszawie, bo dostał opiernicz za rozwalenie tej skrzętnie zaplanowanej konspiracji.
Dalsza część tekstu pod wideo
Było za późno. Agent dał niezbitą wskazówkę prowadzącą do rozwikłania tajemnicy. Dziś po południu już na sto procent wiedzieliśmy, że Paulo Sousa poprowadzi kadrę w 2021 roku. Portugalczyk to bardzo dobry piłkarz, ale bardzo przeciętny trener. Trudno wyrobić sobie o nim jednoznaczne zdanie.
Oby nie okazał się drugim Ricardo Sa Pinto, z którym na starcie na pewno łączą go dwie rzeczy. Niezdarny w mediach społecznościowych agent i szybkie przeskakiwanie pomiędzy kolejnymi miejscami pracy. Niech rozdziela sprzedawanie obietnic bez pokrycia i wyniki.
Nie było wielkiego zaskoczenia. Po siedmiu latach z polskimi szkoleniowcami na scenę wchodzi obcokrajowiec. Podczas wirtualnej konferencji prasowej prezes PZPN powiedział właściwie wszystko o możliwościach zatrudnienia kogoś z trenerskiego topu: BEZ SZANS.
Wielcy szkoleniowcy w szczycie karier nie patrzą w kierunku reprezentacyjnych posad. Wolą czekać miesiącami na fuchy w wielkich klubach. Federacje coraz częściej wychowują sobie własnych selekcjonerów. Zaczynają od kadr młodzieżowych, aby z czasem awansować na najważniejsze stanowisko w kraju. Dziś z finalistów EURO 2021 aż 87 procent selekcjonerów pochodzi z kraju, których kadrę prowadzą.
Jeśli komuś marzył się Thomas Tuchel, Maurizio Sarri czy Arsene Wenger, dziś po piętnastej mógł otworzyć oczy w polskich realiach. Nie było żadnego zaskoczenia. Boniek wspaniale gubił tropy wpuszczając w maliny (coś o tym wiem) ludzi, którzy chcieli poznać konkretne nazwisko, ale ani trochę nie zszokował półką, z której sięgnął po nowego trenera.
Paulo Sousa to piłkarz z pięknym CV. Grał w wielkich klubach. Zdobywał najważniejsze trofea. Jak to się mówi - zna zapach dużej szatni. Jednak w trenerce niczego wielkiego nie osiągnął. Oczywiście bije na głowę naszych fachowców, bo wędrował przez poważne ligi i poważne kluby, ale szybko się z nimi żegnał lub znacznie częściej był żegnany. Generalnie to historie, które nie zajmą wiele miejsca w archiwach np. Girondins Bordeaux czy Leicester City.
Sousa jest skrojony dokładnie na naszą miarę. Nie za dobry i nie za drogi, ale mogący wzbudzać zaufanie na starcie. Nie można go od pierwszego dnia deprecjonować jak Brzęczka czy Nawałki. Trzeba dać kredyt zaufania większy niż poprzednikom, bo na papierze wygląda po prostu solidniej. Jednak pytając o niego w Portugalii, Francji czy na Węgrzech czar pryskał szybko. Bez pytania widać dlaczego po długości stażu w konkretnych miejscach pracy i średniej zdobywanych punktów.
Być może entuzjazmu i miejmy nadzieję umiejętności wystarczy dokładnie na tyle, na ile potrzeba. Kontrakt ma krótki, a efekt ma być szybki. Zadania do wypełnienia w ciągu dziesięciu miesięcy - awans do mistrzostw świata i wyjście z grupy podczas mistrzostw Europy.
Jak wspomniałem, to wybór, którego nie można skreślać na starcie. Jednocześnie nie dający wielkich gwarancji w postaci szkoleniowych osiągnięć. Pesymizm wzbudza szczególnie ostatnia przygoda we Francji, gdzie był krytykowany nie tylko za słabiutkie wyniki, ale już w przedbiegach - za próbę konstrukcji nielegalnego kontraktu, zablokowanego ostatecznie przez federację. Żeby nie siać jednak defetyzmu, na wstępną ocenę poczekajmy do pierwszych decyzji, spotkań i wyników związanych z pracą w naszym kraju.
Natomiast już teraz trzeba postawić fundamentalne pytania. Czy reprezentacja będzie grała lepiej niż za kadencji Jerzego Brzęczka? Czy pomysły Portugalczyka kupią nasze gwiazdy? Czy plan Sousy będzie na tyle dobry, że postawimy się silniejszym od siebie? Brak rozwoju i złapania za rogi reprezentacji pokroju Włoch, Holandii czy Portugalii były głównymi przyczynami dymisji Brzęczka. Jeśli nastąpiła zmiana, a Sousa będzie czarował jedynie słowami, fasada szybko runie. Jak plany poprzednika o przyjęciu odwrotnej strategii do Nawałki, na której szybko się sparzył.
Chcemy zobaczyć reprezentację, która robi postępy. Potrafi przechodzić płynnie między kilkoma systemami. Grać efektownie i efektywnie. Chcemy zobaczyć zespół, który dzięki taktyce wykorzystuje potencjał piłkarzy pokroju Roberta Lewandowskiego czy Piotra Zielińskiego. Ostatnie lata to ciągłe przepychanie wyników ze średniakami i lekcje futbolu od poważnych przeciwników. Doświadczenie, które zmęczyło wszystkich - od prezesa, przez piłkarzy, po kibiców.
Sousa nie mógł pojawić się osobiście w Warszawie. Nagrał więc miły filmik na przywitanie z Polską. Padły wszystkie słowa, które chcieliśmy usłyszeć. O potencjale i wielkich planach. Polski fan kocha reprezentację i z pewnością jest wdzięczny za tę kurtuazję. Jednocześnie coraz mniej daje się nabrać na zaloty, za którymi nie idą czyny. Dlatego czekamy na konkrety Boa sorte Mister. Powodzenia!

Przeczytaj również