Co to był za finał! Moskwa'08: analityk od karnych, ulewny deszcz, poślizg Terry'ego i płacz Cristiano Ronaldo

Co to był za finał! Moskwa 2008: analityk od karnych, ulewny deszcz, poślizg Terry'ego i płacz Ronaldo
Mitch Gunn/shutterstock.com
Zbliża się dwunasta rocznica finału Ligi Mistrzów w 2008 roku, który był prawdziwym świętem angielskiego futbolu. Dumni synowie Albionu w końcu wspięli się na piłkarski szczyt po latach dominacji Hiszpanów. Rywalizacja pomiędzy faworyzowanym Manchesterem United i Chelsea rozstrzygnęła się dopiero w rzutach karnych, które przegrała ekipa, teoretycznie, pod względem analitycznym, lepiej do nich przygotowana.
Występ w wielkim finale, który został rozegrany w Moskwie, był niezwykle istotny dla obu drużyn. United obchodzili 50-tą rocznicę katastrofy w Monachium i 40-tą pierwszej wygranej w Pucharze Europy. Z kolei zawodnicy “The Blues” chcieli sięgnąć po tytuł w ojczyźnie ich właściciela, Romana Abramowicza. Miejsce rozgrywania finału okazało się zresztą kluczowe i to z dwóch powodów.
Dalsza część tekstu pod wideo
Po pierwsze, w wyniku różnicy czasu pomiędzy centralną a wschodnią Europą, spotkanie finałowe rozpoczęło się dopiero o 22:45 lokalnego czasu, a skończyło o 1:30. Ważniejsze okazało się jednak to, że przed meczem nad Moskwą przeszła potężna ulewa sprawiając, że starcie odbyło się w fatalnych warunkach, które wpłynęły również na serię rzutów karnych.

120 minut bez rozstrzygnięcia

Faworytem finału był Manchester United. “Czerwone Diabły” właśnie zdobyły tytuł mistrza Anglii, choć Chelsea ostatecznie zgromadziła w tych rozgrywkach zaledwie dwa punkty mniej. We wrześniu 2007 roku z londyńskiego klubu odszedł Jose Mourinho, a stery po nim przejął mało znany Izraelczyk, Avram Grant, co później miało istotny wpływ na konkurs jedenastek w Moskwie. Powszechnie jednak spodziewano się, że to podopieczni Sir Alexa Fergusona, napędzani przez wspaniałe trio Ronaldo - Rooney - Tevez, sięgną po najcenniejsze europejskie trofeum.
Początek spotkania zdawał się potwierdzać przypuszczenia ekspertów. Znakomitym ruchem taktycznym Fergusona okazało się przestawienie grającego zwykle w ataku Ronaldo na lewą flankę, gdzie Portugalczyk miał rywalizować z Michaelem Essienem. Efekty przyniosło to już w 26. Minucie. Wówczas Cristiano, będąc krytym właśnie przez Ghańczyka, wybił się ponad niego i wykorzystał dośrodkowanie Wesa Browna, wyprowadzając drużynę na prowadzenie. “The Blues” jednak niespodziewanie odpowiedzieli w końcówce pierwszej połowy. Po szczęśliwym strzale wyrównał Frank Lampard.
Szkocki menedżer w drugiej połowie przeprowadził zmianę taktyczną, rezygnując z ustawienia 4-4-2 z Rooneyem i Tevezem cofającymi się do pomocy, a stawiając na 4-5-1, każąc angielskiemu napastnikowi grać na prawej stronie i przesuwając Owena Hargeavesa na pozycję trzeciego defensywnego pomocnika, obok Scholesa i Carricka.”Czerwone Diabły” odzyskały inicjatywę, przejęły niemal kompletnie posiadanie piłki, ale na niewiele się to zdało, bo nie potrafiły wykorzystać dogodnych sytuacji bramkowych.
Przez kolejne 45 minut nie padł żaden gol, w dogrywce również piłka nie zatrzepotała ani razu w siatce, a więc finał musiał się rozstrzygnąć w serii rzutów karnych. Sztaby obu angielskich ekip, mając w głowie ostatnie regularne klęski swojej drużyny narodowej właśnie w takich okolicznościach, tym razem bardzo solidnie przygotowały się na taką ewentualność. O ile wcześniej wiele mówiono o “szczęściu” czy też “loterii”, o tyle teraz kopnięcia z jedenastu metrów były przedmiotem wielu analiz. Lekką przewagę zdawali się jednak mieć w tym zakresie sztabowcy Chelsea.

Tajemniczy analityk

Autorzy książki “Futbonomia”, Simon Kuper i Stefan Szymański, ujawnili, że na strategię rzutów karnych w zespole “The Blues” decydujący wpływ miały analizy baskijskiego ekonomisty, Ignacio Palaciosa-Huerty. Hiszpan zajął się rejestrowaniem schematów wykonywania jedenastek w ostatnich trzynastu latach. Dysponował największą bazą danych, jeśli chodzi o ten aspekt piłkarskiego rzemiosła.
Skąd wziął się pomysł użycia właśnie jego zasobów? Avram Grant przyjaźnił się z kolegą Palaciosa-Huerty z wydziału, a ten prawdopodobnie skontaktował obu panów. Hiszpan przesłał Grantowi raport na temat tego, jak piłkarze United wykonują rzuty karne. Analiza dotyczyła jednak także konkursów w ogóle i zawierała niezwykle cenną informację: około 60% turniejów jedenastek kończy się zwycięstwem drużyny, która je zaczyna.
Tymczasem pierwszą bitwę wielkiej wojny na nerwy wygrali zawodnicy Fergusona. I to podwójnie, bo w obu losowaniach, o wybór części boiska oraz prawo rozpoczęcia serii jedenastek, triumfował kapitan “Czerwonych Diabłów”, Rio Ferdinand. Obrońca United czekał na sugestię ze strony sztabu, z decyzją o tym, kto zacznie strzelać, co próbował wykorzystać John Terry - miał pociągnąć reprezentacyjnego kolegę za koszulkę i zasugerować, że powinni być to gracze Chelsea. Ostatecznie jednak do piłki pierwsi podchodzili zawodnicy MU.
Z analiz Palaciosa-Huerty wynikały dwie ważne rzeczy. Po pierwsze: bramkarz United Edwin van der Sar spodziewał się, że strzelcy będą kierować piłkę w róg przeciwległy do nogi, którą uderzają. Holender zwykle rzucał się w prawo gdy strzelali prawonożni, a w lewo jeśli strzelec był lewonożny. Sensowne zatem wydawało się strzelanie na odwrót.
Druga sprawa dotyczyła gracza, który z całą pewnością zostanie wyznaczony do strzelania jedenastek, czyli Cristiano Ronaldo. Portugalczyk miał przed oddaniem strzału nawyk przerywania rozbiegu, licząc na to, że bramkarz wybierze jeden z rogów, a on skieruje piłkę w drugi. Ponadto w 85% swoich prób wybierał uderzenie w lewo. To mogła się okazać kluczowa wiadomość dla przebiegu finału, bo Petr Cech, który z kolei miał dość kiepskie statystyki obronionych rzutów karnych, sparował kopnięcie lidera przeciwników.
Tymczasem pierwsi trzej zawodnicy Chelsea: Michael Ballack, Juliano Belletti i Frank Lampard zdawali się doskonale wypełniać zalecenia Palaciosa-Huerty, niemal kompletnie myląc van der Sara. Z zaleceń wyłamał się tylko lewy obrońca Ashley Cole i o mało co nie zniweczył trudu analityków. Lewonożny defensor uderzył w przeciwległy do nogi kierunek, a holenderski bramkarz był bliski obrony. Mokra od wyjątkowo mocno padającego tego dnia deszczu piłka wyślizgnęła mu się jednak z rąk i Chelsea nadal była na prowadzeniu.

Pięta achillesowa

Gdy w piątej kolejce rodak Ronaldo, Nani, wpakował piłkę do siatki, wiadomo było, że o zwycięstwie jednej z drużyn zadecyduje kolejny strzał. Zanim jednak o tym, kto do niego podszedł, trzeba wspomnieć o jednym zdarzeniu, które celowo pominęliśmy. Pięć minut przed końcem dogrywki, za uderzenie Nemanji Vidicia, z boiska wyrzucony został Didier Drogba. Iworyjczyk był jednym z absolutnych pewniaków do wykonywania jedenastek. Cztery lata później zapewnił zresztą swemu klubowi trofeum w podobnym konkursie, w finale z Bayernem.
Nie mając na boisku swego napastnika, sztab Chelsea powierzył wykonywanie ostatniego rzutu karnego kapitanowi, Johnowi Terry’emu. Gdy obrońca szedł do decydującego uderzenia, na jego twarzy było widać dużą pewność siebie, a w dodatku wybrał on właściwy róg, jak widać także mając na uwadze analizy Palaciosa-Huerty. Piłkarz poślizgnął się jednak na fatalnej tego dnia murawie i tym samym konkurs niejako zaczął się od początku.
W następnej turze swoje uderzenia na bramki zamieniali Anderson i Kalou, ale po skutecznej jedenastce Ryana Giggsa, “The Blues” znów stanęli pod ścianą. Ich los zależał od następnego strzału, autorstwa Nicolasa Anelki. Ten poprzedziła jednak mała gra psychologiczna, która ostatecznie zadecydowała o triumfie United.
Do tej pory sztab “Czerwonych Diabłów” zorientował się w taktyce wykonywania rzutów karnych przez piłkarzy Chelsea. Jedyny z założeń wyłamał się Ashley Cole i to właśnie obrony tego strzału był najbliżej van der Sar. Przed uderzeniem Francuza golkiper postanowił więc zaryzykować i wskazał róg, w który wedle wcześniejszego wzorca będzie uderzał napastnik. To chyba zmyliło Anelkę, bo kopnął wbrew ustaleniom, a Holender obronił jedenastkę. Dzięki temu to Manchester United triumfował w moskiewskim finale.

Frank wszystko przewidział

Po spotkaniu media tradycyjnie analizowały co się właściwie stało i kto był odpowiedzialny za porażkę w serii rzutów karnych, do których Chelsea - co widzieliśmy już w trakcie konkursu - bardzo dobrze się przygotowała. Sporo krytyki spadło na Didiera Drogbę, który nie wytrzymał napięcia i w głupi sposób osłabił drużynę. Oczywiście złą prasę miał również Nicolas Anelka, ponieważ uderzył źle, a może przede wszystkim dał się oszukać van der Sarowi. Najmniej obwiniano Terry’ego, bo według powszechnej w tym czasie narracji nie popełnił błędu, a zwyczajnie się poślizgnął. Czy jednak na pewno?
Dwa lata przed finałem w Moskwie na rynku księgarskim pojawiła się biografia Franka Lamparda pt. “Totally Frank”. Jednym z niedostrzeganych na początku szczegółów w niej zawartych była sugestia, jakoby John Terry miał skłonność do poślizgiwania się w trakcie wykonywania rzutów karnych.
Pomocnik Chelsea w książce wspomina serię jedenastek w trakcie Euro 2004, gdzie Anglicy grali przeciwko Portugalii. I “Lamps”, i Terry w trakcie tego konkursu wykonywali rzut karny i obaj byli skuteczni. O strzale swego kolegi obecny menedżer Chelsea miał jednak sporo do powiedzenia. - Nie wydawał się specjalnie przejęty (...), ale potem się poślizgnął i przez ułamek sekundy wydawało się, że straciliśmy szansę na zwycięstwo - padła jednak bramka. W Chelsea John od czasu do czasu odtwarza to kopnięcie, razem z poślizgiem. Czasami piłka wpada, czasami nie.
Co ciekawe, sam Michael Cox, który w swej książce “Premier League. Historia taktyki w najlepszej piłkarskiej lidze świata” pisze o tych wydarzeniach, wspomina, że na powtórkach rzeczonej jedenastki z serii przeciwko Portugalii, wcale nie widać tego poślizgnięcia. Tylko Frank Lampard to zauważył i pewnie był też jednym z nielicznych, którzy po feralnej dla Chelsea serii wcale nie mówili o braku szczęścia.
Historia ta, wbrew pozorom, wcale nie pokazuje, że piłkarska analityka nie ma sensu, bo w decydujących momentach i tak decyduje szczęście lub jego brak. Jest dokładnie na odwrót. Analiza wydaje się zbyt skąpa, ogranicza tylko do podstawowych elementów i gdyby była bogatsza, być może John Terry wykorzystałby feralny rzut karny, a kibice United do dziś obwinialiby za przegraną złą pogodę lub Cristiano Ronaldo.
Dawid Ilnicki

Przeczytaj również