Piłkarz widmo w Chelsea. Pochettino rozkłada ręce. "Niedługo zamieszka u fizjoterapeutów"
Mauricio Pochettino dostał piłkarzy za miliard funtów, ale na koniec to Conor Gallagher, czyli wychowanek, przedłużył jego marzenia o Pucharze Anglii. Chelsea znowu błądziła w meczu z Leeds (3:2). Momentami wyglądało to tak jakby ktoś wyjął im wtyczkę, a całość w roli widza oglądał Christopher Nkunku - człowiek, który doznał czwartej kontuzji w sezonie i nikt nawet nie wie w jakich okolicznościach.
Przyklepali ten transfer tak dawno, że od tego czasu ponad 30 trenerów przewinęło się przez Premier League. Nkunku stał w poczekalni już zimą 2022 roku. Jeszcze jako zawodnik Lipska mógł przyglądać się wstrząsom w Chelsea i zacierać ręce, że gdy w końcu wkroczy na scenę, pomoże drużynie złapać pion. Czas w piłce pędzi nieubłaganie, więc szybko znaleźliśmy się przy wiośnie 2024, gdzie przez półtora roku niewiele się zmieniło. Chelsea dalej boksuje w środku tabeli. Nadal szuka tożsamości. A najlepsze jest to, że liderami okazali się ludzie z drugiego planu, niekoniecznie ci, na których wyłożono walizkę z forsą.
Juergen Klopp po finale Carabao Cup mógł uśmiechać się do chwil, gdy zabiegał o wartego ponad 100 mln funtów Moisesa Caicedo. Wziął w jego miejsce sześć razy tańszego Wataru Endo i nie wyszedł na tym najgorzej. Arsenal też nie płacze, że przegrał negocjacje, bo pewnie dziś nie miałby Declana Rice’a. Porażka przy transferze Mudryka docelowo dała mu Trossarda i Jorginho. Triumfuje też Brighton, bo na Caicedo i Cucurelli zarobiło 200 milionów i tylko Chelsea wygląda w tej zabawie blado, bo paląc pieniędzmi w piecu, ogrzała wszystkich, tylko nie siebie.
Graciarnia piłkarzy
Przykład Christophera Nkunku jest jak zjawisko paranormalne. Wydawało się, że kto jak kto, ale on musi odpalić i żadne problemy Chelsea nie zahamują jego potencjału. Oczywiście, Francuz jest innym przykładem niż choćby chybotliwy Mychajło Mudryk. Trudno go za coś ganić skoro w ogóle nie widzimy go na boisku. Symbolicznie wygląda moment, gdy Pochettino z bezradną miną tłumaczy, że tym razem nie wie, w jakich okolicznościach piłkarz Chelsea doznał kontuzji. Na razie rozegrał on 319 minut w Premier League, co stanowi siedem procent możliwego czasu gry. Strzelił dwa gole w przegranych spotkaniach z Wolves i Liverpoolem. Ani razu nie wyglądał jak zawodnik z Lipska, który gdy startował do piłki, to paliła się ziemia.
Nkunku jeszcze dwa lata temu był jednym z najbardziej łakomych kąsków na rynku. Chelsea w chwili negocjacji też kręciła się w innym miejscu jako triumfator Ligi Mistrzów z 2021 roku i na tamten moment klubowy mistrz świata. Mówiono, że Todd Boehly zrobił majstersztyk, przyklepując transfer gwiazdy Bundesligi za raptem 53 mln funtów. To miał być początek świetnej współpracy: młoda gwiazda plus wielki klub z ambicjami. Zaraz potem “The Blues” wykręcili statystykę, w której nie strzelili gola w ponad jednej trzeciej meczów Premier League. Najlepszy strzelec w sezonie Kai Havertz uzbierał marne siedem goli. Zaczęły się zmiany, powstały teksty i dyskusje o graciarni piłkarzy, a karuzela kręciła się tak mocno, że Nkunku latem 2023 przyszedł do zupełnie innego klubu niż ten, z którym zimą 2022 podpisał kontrakt.
Piłkarz widmo
Wchodził do szatni Chelsea z 36 golami i 17 asystami w dwóch ostatnich sezonach Bundesligi. Jawił się jako zbawca pokiereszowanej drużyny, która potrzebowała i dalej potrzebuje impulsu w ofensywie. Chelsea w ciągu czterech ostatnich sezonów kupiła ośmiu napastników za ok. 300 mln funtów. Sam Erling Haaland strzelił więcej goli niż ich cała ofensywa w poprzednim sezonie. Oczekiwania były więc wysokie - tym trudniej teraz zaakceptować to, że Nkunku pozostaje piłkarzem widmo. Rozsypał się latem podczas tournée w Stanach Zjednoczonych, gdy Pochettino testował go na różnych pozycjach. Kulejąc na Soldier Field w Chicago pewnie nie przypuszczał, że od tego czasu zanotuje trzy kolejne pauzy. A dzieje się to wszystko w sezonie, gdy na horyzoncie jest EURO 2024.
Chelsea w tym czasie grała raz lepiej, raz gorzej, ale zawsze potrafiła stwarzać sytuacje. Właściwie od początku sezonu zajmuje czołowe miejsce w rankingu zmarnowanych szans, choć trzeba zaznaczyć, iż ten sezon w ofensywie już teraz wygląda lepiej niż poprzedni. Po pierwsze: objawił się Cole Palmer, samozwańczy lider mimo 21 lat i gość od strzelania w ważnych meczach. Dorobek Havertza z poprzedniego sezonu przebił już w grudniu i aktualnie ma dziesięć goli w lidze. Raheem Sterling wyrównał statystykę z rozgrywek 22/23 (sześć goli), do tego ma więcej asyst (też sześć) i ogólnie wygląda na lepszego piłkarza. Jest jeszcze Nicolas Jackson, na którym skupia się krytyka, choć w meczu z Leeds odhaczył on dziesiątego gola w sezonie (we wszystkich rozgrywkach) i widać, że nie jest tak zły jak próbują nam wmówić social media.
Nierozwiązany problem
Każdy z tych graczy wydaje się na dobrej trajektorii, do tego nie torpedują ich urazy, a to jest podstawowa przewaga, gdy obok postawimy Nkunku. Francuz, gdy zimą wrócił po kontuzji kolana, narzekał na zaległości treningowe. Wrócił 24 grudnia, zapukał w Wigilię, pojawił się potem jeszcze w dwóch meczach, a potem znowu zniknął z powodu urazu biodra. Luty miał być jego, gdy wreszcie doszedł siebie, ale teraz znowu wypada, a Pochettino ocenia przerwę na 3-4 tygodnie i robi to z tak kwaśną miną, jakby sam w to nie wierzył. Na 35 meczów sezonu w tylko dwóch widzieliśmy Nkunku w podstawowym składzie. Gorszy przypadek w Premier League to chyba tylko Thiago Alcantara, który leczył się dziewięć miesięcy, wszedł na pięć minut w meczu z Arsenalem i znowu wrócił do pokoju medyków.
Chelsea latem będzie musiała wydać kolejne sumy na napastnika - wrócą pewnie tematy Ivana Toneya albo Victora Osimhena. Pochettino długo był naiwny, gdy na pytania o strzelców, rzucał nazwiskiem Armando Broi, choć ten też nie jest okazem zdrowia, a gdy dostawał szanse, po prostu ich nie wykorzystywał. Jeden gol w tym sezonie Premier League to dorobek jeszcze gorszy od Nkunku.
Stamford Bridge ciągle pozostaje nieprzyjaznym miejscem dla egzekutorów, wymieniając choćby Fernando Torresa, Radamela Falcao, Alvaro Moratę, Gonzalo Higuaina, czy Romelu Lukaku. Być może jest to rekord tej dyscypliny: wydać tak dużo środków na ofensywę i dodać w zamian tak mało. Presja na Nkunku, gdy kolejny raz wróci po urazie, będzie coraz większa. Jak tak dalej pójdzie, to Francuz niedługo zamieszka w pokoju fizjoterapeutów.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.