Piszczek na szczycie, kadra w potrzebie. Czy Łukasz zmieni swoją decyzję i wróci do reprezentacji?

Piszczek na szczycie, kadra w potrzebie. Czy Łukasz zmieni swoją decyzję i wróci do reprezentacji?
CosminIftode / shutterstock.com
Jeszcze w czerwcu wydawało się, że nadszedł moment, w którym Łukasz Piszczek musi już na poważnie zacząć myśleć o zakończeniu kariery i przenosinach do rodzinnych Goczałkowic. Fatalny mundial został skwitowany decyzją o zakończeniu reprezentacyjnej kariery, a na domiar złego do klubu sprowadzono utalentowanego Hakimiego, w którym upatrywano następcę Polaka. Nic jednak nie przeszkodziło 33-latkowi powrócić do wielkiej formy, która gwarantuje mu miejsce w gronie najlepszych prawych defensorów świata.
Piszczek powrócił do formy z najlepszych lat, pewnie zmierza z Borussią po tytuł mistrza Niemiec i z całą pewnością można rzec, że jest najlepszym polskim prawym obrońcą. Pozostaje mieć nadzieję, że będzie miał okazję zaprezentować swój ogromny wachlarz umiejętności jeszcze kilka razy w narodowych barwach.
Dalsza część tekstu pod wideo

Nie do wygryzienia

Minęło ponad pół roku i obecnie takie stwierdzenie jest czymś absolutnie prawdziwym, chociaż zapewne po nieudanym turnieju w Rosji wielu już postawiło krzyżyk na Piszczku. Jedyną rzeczą, którą przed sezonem przewidywano i która ma odzwierciedlenie w rzeczywistości jest rozkwit talentu Achrafa Hakimiego.
20-latek wypożyczony z Realu Madryt znakomicie odnalazł się na Signal Iduna Park, ale wbrew założeniom nie jest on w żadnym stopniu następcą Łukasza, ale jego partnerem po przeciwnej stronie boiska.
Pierwsze miesiące w żółto-czarnych barwach Marokańczyk spędził na ławce, uważnie przyglądając się boiskowym popisom Piszczka. Dopiero odważna decyzja Favre’a o postawieniu Hakimiego na lewej stronie sprawiła, że wychowanek „Królewskich” mógł zademonstrować swój ogromny potencjał.
Mimo tak znakomitych liczb Achrafa, szwajcarski szkoleniowiec ani myśli o posadzeniu Piszczka na ławce rezerwowych. Jest to absolutnie zrozumiałe, ponieważ to właśnie Polak stanowi zdecydowanie najjaśniejszy punkt dortmundzkiej defensywy.

Gwarant swobody

Borussia dosyć niespodziewanie zmierza po tytuł mając obecnie 6 punktów przewagi nad obrońcą tytułu – Bayernem Monachium. Czytając tylko pobieżnie informacje ze świata Bundesligi można by pomyśleć, że jest to niemal tylko i wyłącznie zasługa ofensywy.
Reus i Alcacer zgromadzili już po 12 goli na swoich kontach, Jadon Sancho bryluje w większości spotkań, a swoje cegiełki dokładają również Götze oraz Pulisić. I oczywiście jest to prawda, ale nie można zapominać, że ogromną swobodę zawodników ofensywnych gwarantują pewni obrońcy z Łukaszem Piszczkiem na czele.
Polak stanowi fundament stosunkowo młodej defensywy złożonej również z 22-letniego Diallo, 19-letniego Zagadou, 23-letniego Akanjiego i wspomnianego już Hakimiego, który może prezentować swoje inklinacje ofensywne dzięki zabezpieczeniu z tyłu w postaci Piszczka.
To samo tyczy się również skrzydłowych Borussii, mogących w pełni skupić się na ofensywie. Nie zachwycalibyśmy się wyczynami prawego skrzydłowego BVB – Jadona Sancho, gdyby Anglik nie miał za swoimi plecami Piszczka.
Dzięki obecności 33-latka wychowanek Manchesteru City może w pełni skupić się na zadaniach ofensywnych. Z Achrafem za plecami Sancho musiałby o wiele częściej zabezpieczać pozycję wahadłowego oraz istniałoby również ryzyko dublowania się obu młodych piłkarzy. Dzięki Piszczkowi Favre nie musi głowić się nad rozwiązaniem takiego problemu.

Ubezpieczenie na gole

61-letni szkoleniowiec nie musi się także prawie w ogóle martwić o stracone bramki. Borussia w 19 ligowych meczach straciła 19 goli (lepszą defensywą mogą się poszczycić tylko Borussia Mönchengladbach oraz RB Lipsk). Z kolei spośród 6 meczów fazy grupowej Ligi Mistrzów aż pięć dortmundczycy kończyli z czystym kontem.
Takie wyniki muszą imponować. Szczególnie jeśli porównamy linie defensywne Borussii z tego oraz ubiegłego sezonu. Rok temu BVB straciło 20 bramek po zaledwie 13 kolejkach. Za to w Lidze Mistrzów Roman Bürki nie zanotował czystego konta w żadnym meczu. Nawet Apoel Nikozja potrafił dwukrotnie znaleźć drogę do siatki Szwajcara.
Architektem dobrej postawy podopiecznych Favre’a w defensywie jest nie kto inny, ale właśnie Łukasz Piszczek. Wpływ Polaka na grę najlepiej widać, gdy brakuje go w składzie. Na przełomie września i października 33-latek zmagał się z drobną kontuzją, która wykluczyła go m.in. z meczów przeciwko Bayerowi i Augsburgowi. Rywale wykorzystali absencję Polaka zdobywając aż 5 bramek w dwóch meczach.

Znowu na topie

Za to gdy Piszczek już znajduje się na boisku, jest bezapelacyjnym liderem z krwi i kości. Potwierdzają to statystyki całej drużyny, samego zawodnika, status Polaka, który jest kluczowym elementem pierwszego składu oraz przede wszystkim docenienie ze strony ekspertów.
Chociażby w ostatniej kolejce Piszczek został wyróżniony za swoją znakomitą postawę czym nie mogli się pochwalić np. zdobywca dwóch asyst Sancho oraz strzelcy bramek: Witsel i Götze. 70 minut spędzonych przez Łukasza (warto zaznaczyć, że z 33-latkiem BVB mogła się pochwalić czystym kontem) na boisku wystarczyły, aby zostać najlepszym półprawym obrońcą kolejki.
Nie było to pierwsze takie wyróżnienie dla 33-letniego defensora. Już niejeden raz postawa Piszczka sprawiała, że to właśnie nazwisko Polaka, a nie Alcacera, Sancho czy Reusa było na ustach wszystkich ekspertów.
Piszczek na mundialu przeżywał być może jeden z najgorszych etapów w karierze, ale to już przeszłość. Obecna forma Łukasza sprawia, że Polaka znów bez żadnych oporów można umieszczać w gronie najlepszych prawych obrońców świata tak, jak miało to miejsce w latach 2011-2013.

Kadra w potrzebie

Z całą pewnością można teraz zaliczyć Piszczka do ścisłej czołówki czego bez wątpienia nie można powiedzieć o potencjalnych substytutach dotychczasowego filaru prawej defensywy reprezentacji Polski.
Stawianie Bereszyńskiego, Kędziory czy Olkowskiego w ścisłym topie na swojej pozycji pośród np. Walkera, Cancelo, Carvajala, Roberto i Kimmicha byłoby możliwe tylko 1 kwietnia. A Piszczek znajduje się właśnie w gronie zawodników takiego pokroju.
Polska znajduje się obecnie w takim położeniu, że pod żadnym pozorem nie można rezygnować z zawodnika, którego nazwisko jednym tchem wymienia się w gronie najlepszych na pozycji prawego obrońcy. Wbrew słowom Jerzego Brzęczka trzeba sobie jasno powiedzieć, że na tę chwilę żaden polski prawy obrońca nie może nawet równać się z Łukaszem Piszczkiem.
Wiara w np. Bereszyńskiego może zaowocować za kilka lat, ale z całą pewnością wpłynie na dyspozycję reprezentacji, która nie może sobie pozwolić na eksperymenty w eliminacjach EURO 2020. W meczach o stawkę trzeba stawiać na najlepszych, a najlepszym prawym obrońcą jest, z dużą przewagą nad innymi, Łukasz Piszczek.

(Nie)odwracalna decyzja

Jedynym problemem niestety pozostaje chęć, a raczej jej brak ze strony samego zawodnika do powrotu do gry w narodowych barwach. Ostatnie informacje sugerowały, że nawet Brzęczek doszedł do wniosku, że kadra potrzebuje Piszczka, ale próby przekonania zawodnika BVB do odwieszenia biało-czerwonych butów z kołka spełzły na niczym.
Z jednej strony nie można się dziwić Łukaszowi, ponieważ dobrze wiemy, że ewentualna słaba dyspozycja po powrocie przyczyniłaby się do nagonki ze strony naczelnych krytyków reprezentacji na piłkarza oraz trenera, który nie myśli o przyszłości i nieodpowiedzialnie stawia na wypalonych weteranów.
Z drugiej, pozostaje mieć nadzieję, że Piszczek jednak niejako zlituje się nad wszystkimi i zmieni poczynione w sierpniu postanowienie o odejściu z reprezentacji.

Załatać dziury

Ostateczna decyzja prawego obrońcy BVB może okazać się kluczowa dla losów reprezentacji w eliminacjach. Wielu „Biało-czerwonych” od kilku tygodni imponuje formą, dając nadzieję na sukces w nadchodzących spotkaniach, ale wciąż newralgicznymi pozycjami pozostają boki obrony.
Podatność na kontuzje Rybusa jak zwykle stawia ogromny znak zapytania wobec jego kandydatury, a ewentualna absencja 29-latka będzie musiała być łatana przez naturalnych prawych obrońców jak Bereszyński czy Kędziora.
Zresztą nawet brak problemów ze zmianą pozycji nominalnych prawych defensorów nie sprawia, że luka po Piszczku zostanie w minimalnym stopniu wypełniona.
Statystyki mogłyby przemawiać za Damianem Kądziorem (6 goli 9 asyst w bieżącym sezonie), ale Polak występuje tylko i wyłącznie na skrzydłach. Nawet w spotkaniach Ligi Narodów Brzęczek traktował 26-latka tylko jako zmiennika Grosickiego i Frankowskiego.
Paweł Olkowski, z całym szacunkiem, ale nie jest zawodnikiem, na którym można opierać przyszłość prawej flanki reprezentacji. 28-latek występuje w przedostatniej drużynie Championship, która traci średnio ponad 1,5 bramki na mecz.
Nawet w sparingach i spotkaniach Ligi Narodów Brzęczek nie zdecydował się na obdarowanie Olkowskiego jakimikolwiek minutami, więc trudno uwierzyć, aby zawodnik Boltonu nagle wskoczył do pierwszego składu w meczach eliminacyjnych.
Pozostałe opcje to prawy defensor wicelidera ligi ukraińskiej – Tomasz Kędziora oraz Bartosz Bereszyński, broniący barw Sampdorii. Mimo gry w zdecydowanie słabszych klubach żaden z nich również nie dorównuje Piszczkowi pod względem wpływu na drużynę oraz chociażby statystyk ofensywnych.
Łukasz, który gra dosyć nisko ze względu na ofensywne usposobienie partnerów zanotował w bieżącej kampanii już 5 asyst. Wątpliwe, aby Bereszyński czy Kędziora (obaj na razie zgromadzili po jednej asyście) uzbierali tyle ostatnich podań w ciągu całego sezonu.

To nie koniec

Do sfery science-fiction należy również włożyć nadzieje w rychłe zastąpienie przez kogokolwiek Łukasza Piszczka. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że obrońca BVB mimo 33 lat na karku jest najlepszym prawym defensorem i niezbędnym elementem kadry.
Zmiana pokoleniowa wymaga czasu i wiary w nowych zawodników, ale to wszystko potencjalni następcy Piszczka otrzymali jesienią podczas pierwszych meczów pod wodzą Jerzego Brzęczka.
Nadchodzą eliminacje, w których nie ma czasu na eksperymenty. Szczególnie, że polska reprezentacja, mimo posiadania w swoich szeregach wielu utalentowanych zawodników, po prostu nie może sobie pozwolić na rezygnację z piłkarza takiej klasy.
Mecz z Austrią inaugurujący eliminacje EURO 2020 odbędzie się dopiero w marcu, ale priorytetową kwestią dla selekcjonera powinno być przekonanie 33-latka, że mundial był tylko niechlubnym rozdziałem w bogatej karierze Piszczka. Karierze, która wręcz wymaga lepszego zakończenia niż występy z Senegalem i Kolumbią.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również