Po "niewolniku" nie ma już śladu. Lewandowski z przytupem wjechał w nowy sezon

Po "niewolniku" nie ma już śladu. Lewandowski z przytupem wjechał w nowy sezon
mr3002 / Shutterstock.com
Dla Roberta Lewandowskiego okres wakacji od wielu lat może wydawać się być bezustannie powtarzającą się monotonią. Gdy tylko sezon dobiega końca we wszystkich mediach rusza prawdziwa lawina plotek transferowych, których Polak, niezależnie od sytuacji na rynku, zawsze jest jednym z głównych bohaterów.
Genezy tego zjawiska praktycznie nie da się wytłumaczyć. Niektórzy mogliby powiedzieć, że zawodnicy takiego kalibru jak Robert skutecznie przyciągają czytelników, którzy łakną świeżej porcji doniesień o potencjalnej zmianie barw.
Dalsza część tekstu pod wideo
Problem w tym, że jeszcze za czasów gry w Lechu Poznań lub w czasach początków „Lewego” na Signal Iduna Park niejednokrotnie spekulowano o nowym pracodawcy polskiego napastnika.
Może wydawać się to nieco dziwne, ponieważ do momentu wywiadu w magazynie „Der Spiegel”, który ukazał się rok temu, Lewandowski w żadnej z rozmów nie skrytykował klubu, z którym obowiązywał go kontrakt, nie wyraził chęci odejścia, ale najwidoczniej nie przeszkadza to dziennikarzom co rusz upatrywać w polskim napastniku bohatera transferowej sagi.

Zastąpić Ronaldo, Moratę, Lukaku, kogokolwiek

Nie inaczej było w tym roku. Gdy tylko sezon dobiegł końca, a mundial zaczął zbliżać się wielkimi krokami w mediach rozgorzała wrzawa na temat rychłego transferu Lewandowskiego do…i tu pojawia się problem, ponieważ Polak był łączony z praktycznie wszystkimi wielkimi markami.
W Chelsea po odejściu Diego Costy zabrakło napastnika, gwarantującego jakość na przestrzeni całego sezonu, co ostatecznie przełożyło się na zajęcie zaledwie 5. miejsca w lidze, które wykreśliło „The Blues” z listy uczestników Ligi Mistrzów w nadchodzących miesiącach.
Na Old Trafford występują już tacy napastnicy jak Lukaku, Alexis, Rashford czy Martial, ale Manchester United jest zawsze klubem, z którym łączony jest właściwie każdy zawodnik.
Pojawiały się również pogłoski o zainteresowaniu usługami Roberta ze strony PSG, które ponoć bez żalu mogłoby pozwolić na powrót Cavaniego do Neapolu. Dysponując takim ofensywnym tercetem jak Neymar-Lewandowski-Mbappe paryżanie mogliby wreszcie spełnić swoje marzenia o sukcesie w Lidze Mistrzów.
I tu pojawia się ostatni, ale być może największy kandydat do sprowadzenia Polaka w swoje szeregi – Real Madryt. „Królewscy” w ostatnich latach są istnymi hegemonami na arenie europejskiej, co potwierdzają 4 Puchary Europy zdobyte w ciągu ostatnich 5 sezonów.
Lewandowski nigdy jeszcze nie zaznał smaku triumfu w najbardziej prestiżowych rozgrywkach klubowych, a do tego „Los Blancos” utracili Ronaldo na rzecz Juventusu więc wszystko składało się w jasną i klarowną całość.
„Lewy” potrzebował progresu sportowego, Real z kolei musiał ściągnąć w swoje szeregi nową gwiazdę. Nie trzeba niczego więcej, aby wręcz zasypać fanów futbolu masową ilością plotek na temat opuszczenia przez Polaka Allianz Areny.

Nie taki Bayern piękny jak go malują

I w tym momencie musimy wrócić do wspomnianego już głośnego wywiadu Roberta, w którym po raz pierwszy z jego ust mogliśmy usłyszeć jednoznaczną krytykę działań zarządu monachijczyków.
Lewandowski jasno kwestionował postawę Bayernu, który mimo wzięcia udziału w azjatyckim turnieju towarzyskim, gdzie zamiast rezerwowych trener posyłał do gry najlepszych piłkarzy (nietrudno zgadnąć, że organizatorzy na pewno docenili finansowo taki zabieg), nie wydał większej sumy na żadną gwiazdę.
Tak dobitna krytyka postawy zarządu „FC Hollywood” mogła być swego rodzaju ostatnią próbą wymuszenia zmiany sposobu myślenia Hoenessa i spółki lub po prostu oznaką rozgoryczenia Lewandowskiego, który mimo ogromnych ambicji od lat jedyne co zdobywa, to kolejne tytuły Bundesligi.
W Lidze Mistrzów Bawarczycy raz po raz są eliminowani przez hiszpańskie potęgi, a i w Pucharze Niemiec drużynie Lewandowskiego przydarzają się wpadki przeciwko BVB czy Eintrachtowi.
Nie przeszkadza to oczywiście najbardziej zainteresowanym tematem ludziom, czyli dyrekcji Bayernu. Dla Hoenessa i Rummenige najlepsza możliwa kadra składa się z ludzi, którzy już podpisali kontrakt z ich klubem. Cała reszta jest zbędna.

Z niewolnika jest pracownik

W obliczu tak nieciekawej sytuacji Bayernu Monachium, chęć odejścia Lewandowskiego nie mogłaby nikogo zdziwić. Wychowanek Znicza Pruszków za kilka dni przekroczy „trzydziestkę”, a topowe kluby stosunkowo rzadko sięgają po zawodników w takim wieku.
Tylko, że tutaj pojawia się jeden, aczkolwiek bardzo istotny problem w postaci kontraktu, który wiąże Lewandowskiego z Bayernem aż do 2021 roku. Po raz kolejny w swojej karierze Robert będzie niejako zmuszony do gry, mimo ogromnych możliwości, które czekają tuż „za rogiem” w nowym klubie.
Podobna sytuacja miała miejsce przy okazji występów zarówno w Lechu Poznań, jak i w Borussii Dortmund. W 2009 roku „Kolejorz” znajdował się w dosyć nieciekawej sytuacji finansowej z powodu braku awansu do Ligi Europy.
Dodatkowo z klubu za zaledwie 300 tysięcy euro odszedł gwiazdor Hernan Rengifo. Wydawało się, że klub znajdujący się w takich opałach nie będzie utrudniał negocjacji w sprawie Lewandowskiego, na którym można było zarobić kilka milionów.
Jednak nic bardziej mylnego, ponieważ przez wiele dni toczyła się prawdziwa walka pomiędzy działaczami obu klubów oraz Cezarym Kucharskim, którzy początkowo nie mogli dojść do porozumienia w kwestii procentu od przyszłej sprzedaży Lewandowskiego.
Ostatecznie oczywiście znaleziono kompromis, a „Kolejorzowi” nie pozostało później nic innego jak tylko czekać na odejście Roberta z Borussii, które skutkowałoby napływem gotówki do poznańskiej kasy.
I tu przechodzimy do kolejnej sagi z udziałem Polaka, który mimo chęci odejścia z BVB nie był w stanie w żaden sposób przekonać działaczy dortmundczyków do sprzedaży. Prezes Borussii wolał pozwolić na darmowe przejście Lewandowskiego do Bayernu niż negocjować transfer z ligowym rywalem.

Profesjonalizm przez duże „P”

Mimo że żaden z klubów nigdy nie ułatwił Robertowi odejścia, ten ani przez chwilę nie myślał o próbie wymuszenia transferu poprzez np. strajk (casus Ousmane’a Dembele).
Gdy było już wiadome, że Lewandowski zasili szeregi Bayernu, kibice BVB nie wygwizdywali Polaka, nie traktowali go jak zdrajcę, ponieważ do ostatniego meczu w żółto-czarnych barwach Robert kompetentnie wykonywał swoje zadania, zostając przy okazji królem strzelców Bundesligi w ostatnim sezonie spędzonym na Signal Iduna Park.
Obecnie sytuacja się powtarza. Lewandowski może nie czuć się wystarczająco spełniony w Bayernie, ale nie okazuje tego na boisku, nie wywołuje jakichkolwiek skandali, które miałyby skłonić Rummenige do sprzedaży swojej gwiazdy.
Kiedy przychodzi czas meczu, wszystkie plotki, spekulacje oraz domysły na temat przyszłości polskiego snajpera schodzą na drugi plan, a dla Lewandowskiego liczy się tylko potwierdzenie swojej jakości na boisku, co mieliśmy okazję obserwować w trakcie meczu o Superpuchar Niemiec przeciwko Eintrachtowi Frankfurt.

Bez sentymentów

W świecie piłki, gdzie Coutinho przez prawie miesiąc symuluje kontuzję pleców (jednocześnie grając w kadrze narodowej), Ronaldo w chwili triumfu swojej drużyny skupia się na rozgrzaniu prasy doniesieniami o swojej przyszłości, a Courtois nie stawia się na treningach Chelsea, by wymusić upragniony transfer na Santiago Bernabeu, należy docenić postawę 29-latka.
Lewandowski zapewne zdaje sobie sprawę, że kilka lat temu mógł podjąć lepszą decyzję dla swojej kariery przy wyborze nowego klubu, ale w żaden sposób nie wpływa to na spadek jakości, prezentowanej przez Polaka z herbem Bayernu na piersi.
Być może klub z Monachium nie jest wymarzonym miejscem dla Lewandowskiego, ale kontrakt, który z nim podpisał jest wiążący i sprawia, że w najbliższej przyszłości o transferze Roberta będziemy mogli poczytać tylko w gazetach o wątpliwej wiarygodności.
Aby przenosiny Lewandowskiego na Bernabeu czy też inny stadion którejś z topowych ekip stały się faktem, Polak musi nadal zdobywać horrendalne ilości bramek w Bayernie oraz co równie ważne w spotkaniach reprezentacji.
Dla nas jako kibiców kadry Jerzego Brzęczka jest to niezwykle optymistyczna informacja, ponieważ jeśli „Lewy” nadal poważnie myśli o zmianie pracodawcy, to wciąż będzie musiał robić to co umie najlepiej, czyli zdobywać bramkę za bramką.
Tylko w taki sposób kluby jak Real Madryt czy Chelsea mimo zaawansowanego wieku Roberta, który w momencie wygaśnięcia umowy z Bayernem będzie miał na karku 33 lata, pomyślą o Polaku w kontekście wzmocnienia drużyny.
Na razie nie ma mowy o zmianie barw „Lewego”, który może czuć się tym faktem zawiedziony, biorąc pod uwagę wkład w sukcesy Bayernu. Może i mógł oczekiwać nieco wdzięczności, ale to wszystko dotyczy sfery poza boiskiem.
Gdy nadchodzi czas meczu wszelkie doniesienia o niekompetencji Hoenessa i głośnych transferach znikają, a jedyne czym zajmują się wszyscy dziennikarze sportowi są bramki zdobywane przez polskiego napastnika w hurtowych ilościach.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również