Podbił Rosję, czas na szturm na Stary Kontynent. Kozak puka do bram największych europejskich firm

Podbił Rosję, czas na szturm na Stary Kontynent. Kozak puka do bram największych europejskich firm
Alizada Studios / shutterstock.com
W rosyjskiej Premier League byliśmy świadkami walki o bezpośredni awans do Ligi Mistrzów właściwie do przedostatniej kolejki. Batalię o drugie miejsce w tabeli wygrał Lokomotiw Moskwa, a do bram raju wprowadził ich Aleksiej Miranczuk, który zdobył obie bramki w derbach z CSKA. I prawdopodobnie tym samym pożegnał się z kibicami “Loko”. Rosjanin jest na prostej drodze do zasłużonego, wielkiego transferu.
Miranczuk przyszedł na świat w Sławiańsku nad Kubaniem w południowej Rosji. Aleksiej, wraz z bratem Antonem, postawili pierwsze kroki w futbolu, zapisując się do lokalnej akademii piłkarskiej Olimp w Krasnodarze. To wymagało poświęcenia. Obiekty treningowe były położone około półtorej godziny drogi od miejsca ich zamieszkania. Po kilku latach talent Miranczuków dostrzegli skauci Spartaka Moskwa. Klubu z najsłynniejszą szkółką piłki nożnej w kraju.
Dalsza część tekstu pod wideo
Bliźniacy dostali szansę na zaprezentowanie umiejętności, ale po krótkich testach trenerzy nie zdecydowali się zostawić ich na stałe. Jako powód decyzji podali kiepskie warunki fizyczne chłopców. Pomimo tego, że Spartak ich odrzucił, nikt nie miał wątpliwości, że Aleksiej i Anton dysponowali ponadprzeciętnym potencjałem. Przeprowadzka juniorów do Moskwy była nieunikniona.
Gdy bliźniacy ukończyli piętnaście lat, dołączyli do rywala Spartaka, Lokomotiwu, którego trenerzy wróżyli dwóm pomocnikom świetlaną przyszłość. Bracia natychmiast wypracowali niesamowite boiskowe porozumienie ze wszystkimi kolegami z drużyny, co zaowocowało trzema juniorskimi trofeami z rzędu. Osiągane sukcesy udowodniły, że fachowcy Spartaka się mylili, a każda bramka zdobyta przez Miranczuków stanowiła wendettę na klubie, który ich odtrącił.

Plejada szkoleniowców

Pierwszym mentorem Aleksieja był trener Siergiej Polstjanow, który najpierw pracował w akademii Spartaka, a następnie prowadził bliźniaków w młodzieżowym zespole Lokomotiwu. Z kolei pod koniec sezonu 2012/13 “Lesha”, jak jest nazywany zdolny pomocnik, stał się oczkiem w głowie Slavena Bilicia, który po prostu uwielbiał znakomicie ułożoną lewą stopę osiemnastoletniego pomocnika i chętnie wystawiał go do gry.
Niestety, jego następca Leonid Kuczuk zawsze wolał doświadczenie od młodości, uniemożliwiając tym samym Miranczukowi kontynuację imponującego rozwoju sportowego. Do ławki Aleksieja przyspawał też następny szkoleniowiec, Miodrag Bozović. Dopiero Igor Czerewczenko przekonał się do zdolności “Leshy”, gwarantując mu regularne występy. Od razu uwierzył w młodego gracza, który spłacił wobec niego kredyt zaufania golem wyjątkowej urody w finale Pucharu Rosji przeciwko Kubaniowi Krasnodar, gdzie pracował wówczas - o, ironio! - wspomniany Kuczuk. Zemsta jest słodka. W późniejszych latach takich bramek oglądaliśmy zresztą więcej.
Współpraca z Czerewczenką układa się wzorowo, ale Miranczuk często nie spełniał pokładanych w nim nadziei, zmuszając trenera do rotowania składem. Dwa gole i dwie asysty w sezonie 2015/16 nie powalały na kolana. Wszyscy oczekiwali więcej od zawodnika urodzonego w Słowiańsku. Sytuacja się zmieniła po kolejnej zmianie szkoleniowca. Jurij Semin zdecydowanie postawił na Aleksieja, który zagrał w każdym spotkaniu ligowym i odwdzięczył się bilansem 3+9. Verdan Corluka, kapitan Lokomotiwu, podsumował obiecującego pomocnika następującymi słowami: „Tylko Miranczuk może zapobiec nieuchronnemu zostaniu najlepszym piłkarzem drużyny”.

Kozackie zdolności

Mało kto wie, że „Lesha” wywodzi się z rodu Kozaków, których tradycje przekazywane są z pokolenia na pokolenie. To czyni zawodnika Lokomotiwu nieustępliwym, zawsze oddającym serce na boisku i strzegącym własnych korzeni niezależności poza murawą. Niczym carski dowódca wschodnich wojsk. Znajduje to również przełożenie w zmaganiach meczowych. Już na mundialu w Rosji był wiodącą postacią kadry Stanisława Czerczesowa.
Aleksiej Miranczuk posiada wspaniały przegląd pola, rewelacyjnie panuje nad futbolówką, potrafi posłać partnerom podanie wyliczone co do milimetra, jest znakomicie usposobiony technicznie, co pozwala mu z dziecinną łatwością dryblować oponentów. Ponadto fenomenalnie uderza z rzutów wolnych i zza szesnastki rywali. To przede wszystkim piłkarz uniwersalny, który doskonale zdaje sobie sprawę ze swojej wartości. A że czasem brakuje mu konkretów w walce w powietrzu? W tym wypadku zalety tuszują wady. Umie też błysnąć zagraniem nie z tej planety.

Europa czeka

Fantastyczna forma „Leshy” w rosyjskiej Premier League oraz gole strzelane przeciwko Juventusowi w Lidze Mistrzów sprawiły, że gwiazdor Lokomotiwu stał się łakomym kąskiem na giełdzie transferowej. Wśród medialnych spekulacji włoskich i hiszpańskich dzienników przewijają się nazwy klubów, które robią piorunujące wrażenie.
Jeszcze do niedawna mówiło się o zainteresowaniu ze strony FC Barcelony, Juventusu, Atalanty Bergamo oraz AS Romy. W minionych tygodniach najpoważniejszym kandydatem do pozyskania Rosjanina stał się zaś AC Milan. Jak donosi „Transfer20.com”, włodarze „Rossonerich” są gotowi zapłacić za usługi Aleksieja około 15 milionów euro. Wydaje się, że do sfinalizowania transakcji potrzebna jest jednak wyższa oferta.
W każdym razie, Miranczuk to zawodnik gotowy do gry w najlepszych europejskich drużynach. Działacze klubu z San Siro mają na niego chrapkę i bez dwóch zdań nie odpuszczą negocjacji z Lokomotiwem. Niemniej, muszą jak najprędzej przejść do konkretów, bo idąc tropem słów Franco Scaglii: „Kto marnuje czas, dotknięty jest swego rodzaju szaleństwem. Gdyż marnuje coś, co jest bezcenne”.
Zwłaszcza, gdy ustalona cena za piłkarza to groszowe kwestie.

Przeczytaj również