Polacy do zmiany klubu. Tych transferów możemy się spodziewać. "Symbol złej polityki"

Polacy do zmiany klubu. Tych transferów możemy się spodziewać. "Symbol złej polityki"
Mikolaj Barbanell &Tomasz Bidermann/Shutterstock.com+Rafal Rusek/PressFocus
Nadchodzące styczniowe mercato to dla wielu polskich piłkarzy okazja na rychłą i potrzebną zmianę barw klubowych. U kogo możemy się spodziewać zimowego transferu?
1 stycznia otworzy się okienko transferowe. Tym samym dla wielu piłkarzy otwiera się okazja, by po mniej lub bardziej udanym początku sezonu podjąć decyzje dotyczące przyszłości. W tym gronie oczywiście są i Polacy, którzy powinni pomyśleć o dokończeniu rozgrywek w nowych barwach.
Dalsza część tekstu pod wideo
Warto zaznaczyć, że pierwsza połowa bieżącego sezonu była stosunkowo udana dla polskich piłkarzy za granicą. Ale nie wszystkich. O części z nich mogli zapomnieć już nawet kibice. Inni wysoką formą zapracowali na zainteresowanie klubów z innych lig. Jeszcze inni okazali się po prostu rozczarowaniami. Łączy ich jedno - odpowiedni czas na zmianę. Wybraliśmy siedmiu zawodników, którzy wysuwają się na pierwszy plan.

7. Łukasz Teodorczyk (Udinese)

Niektórzy mogli zapomnieć, że król strzelców ligi belgijskiej z sezonu 2016/17 wciąż gra we Włoszech. ”Teo” zupełnie zniknął z radarów. Nie zaliczył oficjalnego występu od kwietnia, kiedy skończyło się jego wypożyczenie do Charleroi. W Udinese nie ma dla niego miejsca i media z Półwyspu Apenińskiego są pewne, że Polak opuści Dacia Arena już zimą, choć jego umowa wygaśnie dopiero wraz z zakończeniem sezonu. Teodorczykiem mają interesować się zespoły z zaplecza Serie A, kluby belgijskie oraz drużyny z naszej ligi - tu było słychać o Jagiellonii.
Obecnie 30-latek to zawodnik zapomniany, choć świetny sezon w Anderlechcie na zawsze pozostanie w jego CV. Za to ostatnie lata nie dają żadnych argumentów. Od przenosin do Italii latem 2018 roku Teodorczyk strzelił łącznie… dwa gole.

6. Paweł Wszołek (Union Berlin)

Wielu z nas mogło dziwić, że skrzydłowy Legii Warszawa trafił do ekipy z Bundesligi po tym, jak w końcówce poprzedniego sezonu wypadł z łask Czesława Michniewicza. 29-latek nie przedłużył umowy z “Wojskowymi” i dostał z Unionu ofertę nie do odrzucenia. Wszak niewielu mieliśmy zawodników, którzy wrócili do Ekstraklasy po epizodzie w jednej z czołowych europejskich lig, a następnie zaliczyli jeszcze jeden taki wyjazd.
W przypadku 11-krotnego reprezentanta Polski nie mamy jednak do czynienia z piękną, romantyczną historią o spełnieniu marzeń. Wychowanek Wisły Tczew nie zdołał wywalczyć sobie miejsca w zespole Ursa Fischera. Tylko dwukrotnie zasiadł na ławce w meczach ligowych i raz wystąpił w oficjalnym meczu, przeciwko trzecioligowemu Waldhof Mannheim w Pucharze Niemiec.
Union podobno rozważa rozwiązanie umowy z Polakiem. Wszołek zapewne szykuje się do poszukiwania nowego klubu w styczniu. Perspektywy na grę są właściwie zerowe, więc nie ma nic do stracenia - oczywiście poza ewentualnymi względami finansowymi. Niemniej, powinien bez trudu znaleźć dla siebie miejsce na rodzimym podwórku. Tym bardziej, że jest jeszcze przed trzydziestką.

5. Jarosław Jach (Crystal Palace)

Tutaj mamy przypadek bliźniaczo podobny do Teodorczyka, chociaż u nas w kraju o środkowym obrońcy możemy wspominać trochę częściej niż o napastniku Udinese. Z kolei wielu kibiców jego klubu może po prostu nie pamiętać o jego istnieniu. Jach przeniósł się do Londynu już prawie cztery lata temu. Od tamtej pory zaliczył pięć wypożyczeń i… jeden mecz dla pierwszego zespołu.
Latem jego umowa wygasa, ale Crystal Palace podobno od dawna już próbuje się Polaka pozbyć. Po co w końcu trzymać zawodnika, który nie jest przydatny właściwie do niczego? Pozostanie na Selhurst Park, z perspektywy samego piłkarza, nie ma też praktycznie żadnego sensu. Obecnie defensor tylko marnuje swój czas.
Choć Jach liczy sobie tylko 27 wiosen, jego przyszłość może budzić duże wątpliwości. Rosły obrońca nie imponował na wypożyczeniach w Fortunie Sittard i Rakowie Częstochowa. Do tego od początku sezonu występował tylko w rezerwach Palace. W Ekstraklasie mogą się jednak znaleźć na niego chętni. Tym bardziej że Anglicy bez bólu puszczą go już w styczniu.

4. Michał Karbownik (Olympiakos/Brighton)

Zdecydowanie więcej obiecywaliśmy sobie po wypożyczeniu utalentowanego wychowanka Legii do Grecji. Olympiakos to klub o niemałej renomie w całej Europie i świetne miejsce, by się wypromować, lecz Karbownik napotkał tam spore problemy z regularną grą. Na start wystąpił w pięciu spotkaniach z rzędu, lecz od tamtej pory, czyli od końcówki września… ani razu nie pojawił się na murawie.
Nie możemy oczywiście zapomnieć, że w międzyczasie przyplątał mu się uraz, ale miało to już miejsce po tym, jak stracił miejsce w składzie. Niedawno Karbownik powrócił do zdrowia i trener Pedro Martins mógłby korzystać z jego usług, lecz wygląda na to, że na razie nie zamierza tego robić. Na lewej stronie defensywy stawia na Olega Reabciuka, na prawej preferuje Kenny’ego Lalę lub Athanasiosa Androutsosa.
Klub z Pireusu najprawdopodobniej nie będzie zainteresowany wykupem Karbownika za zawartą w umowie wypożyczenia kwotę ośmiu milionów euro. To dla nich zbyt wysoka cena za zawodnika, który nie potrafi wygrać rywalizacji o miejsce w składzie. Skoro perspektywy pozostania na dłużej w Olympiakosie oraz szanse na regularną grę są małe, to odpowiednim wyborem mogłaby okazać się zmiana otoczenia już zimą. Oczywiście, o ile taką wolę wyrazi również klub macierzysty Polaka, czyli Brighton. Niemniej, zmiana kierunku wypożyczenia nie wygląda na głupi pomysł i jeżeli jest możliwa, z pewnością warto ją rozważyć.

3. Adam Buksa (New England Revolution)

17 goli w zakończonym niedawno sezonie MLS to wynik godny uwagi. Do tego można dodać pięć goli w pięciu meczach reprezentacji Polski. Rok 2021 był dla Adama Buksy szalenie udany. I niewykluczone, że będzie dla niego trampoliną do przełomowego transferu. 25-letni napastnik zaraz może powędrować drogą Przemysława Frankowskiego i zamienić USA na jedną z najmocniejszych lig Europy.
Słyszeliśmy już plotki o Leicester City, Olympique’u Lyon i AS Monaco, a ekspert telewizji “ESPN” Janusz Michallik na łamach “Kanału Sportowego” stwierdził, że nasz rodak na pewno opuści Stany już w styczniu. Podobne informacje przekazywał agent Buksy, słynny Pini Zahavi.
Rosła, bramkostrzelna dziewiątka to interesująca opcja dla wielu klubów. Zwłaszcza że na zawodników z MLS nie trzeba wydawać wielkich kwot. Buksa może stanowić jedną z ciekawszych budżetowych opcji w zimowym okienku transferowym. Jeżeli ma szukać okazji do zaistnienia na największej piłkarskiej scenie, to właśnie nadchodzi idealny moment. Za Oceanem Atlantyckim grają systemem wiosna-zima, więc opuściłby klub nie w trakcie rozgrywek, a podczas przerwy między sezonami.

2. Sebastian Szymański (Dynamo Moskwa)

Szymański to kolejny gracz, który ostatnimi udanymi miesiącami może otworzyć sobie drogę do zmiany otoczenia. Ostatnio wyrósł na jedną z największych gwiazd ligi rosyjskiej. Dodatkowo rozwinął się piłkarsko w nowej roli, powierzoną mu przez trenera Sandro Schwarza. Polak występuje na pozycji “numer osiem”, wkładając ogrom pracy w pressing i destrukcję. Brzmi jak książkowy przykład nowoczesnego pomocnika? I dobrze, bo ma tak brzmieć.
Wychowanek Legii Warszawa zbiera w Rosji świetne opinie i nieuchronnym wydaje się, że w końcu ktoś postanowi sprowadzić go do mocnej, europejskiej ligi. I to za niemałe pieniądze. Agent piłkarza Dynama Mariusz Piekarski, wyjawił, że latem na stole leżała konkretna oferta z Premier League. Wtedy było jednak zbyt mało czasu na podjęcie decyzji. Ale teraz nie ma dyskusji - Szymański udowodnił, że jest gotowy na nowe wyzwania. Liga rosyjska powoli staje się dla niego za mała. Transfer może dodatkowo ułatwić mu wywalczenie miejsca w reprezentacji Polski. Nadchodzi pora, by rozważyć odważny krok.

1. Krzysztof Piątek (Hertha)

Gdzie się podział ten piłkarz, który zachwycał Włochy na początku swej przygody na San Siro? To pytanie mogą zadawać sobie wszyscy, łącznie z przedstawicielami Herthy. Gdy kupowali wychowanka Lechii Dzierżoniów z Milanu, liczyli na odbudowanie go po obniżce formy. Nie wyszło. Od przenosin do stolicy Niemiec Piątek strzelił tylko 12 goli w 57 ligowych meczach. Można uznać go wręcz za personifikację nieprzemyślanej polityki transferowej klubu. Berlińczycy dysponują wysokim, jak na standardy Bundesligi, budżetem, ale po przybyciu naszego rodaka ani razu nie zakończyli sezonu w górnej połowie tabeli.
Niemieckie media sugerują, że Hercie skończyła się cierpliwość do 26-latka. Wyżej w hierarchii napastników plasują się Ishak Belfodil, Stevan Jovetić oraz Davie Selke. A pensja Piątka jest zbyt wysoka na zawodnika czwartego wyboru. Problematyczne może być znalezienie nabywcy, ale wygląda na to, że transfer leży w interesie zarówno pracodawcy, jak i samego zawodnika. Tureckie źródła donoszą, że w grę wchodzi wypożyczenie reprezentanta Polski do Galatasaray. Z opcją wykupu. Ale czy nie lepszy dla Piątka byłby powrót do Włoch?

Przeczytaj również