Premier League odjechała konkurencji, Hiszpanie mogą zazdrościć. Oto trzy główne powody dominacji Anglików

Premier League odjechała konkurencji, Hiszpanie mogą zazdrościć. Oto trzy główne powody dominacji Anglików
Han Yan/Xinhua/PressFocus
Angielskie zespoły zdominowały w ostatnich latach europejskie puchary. Po znakomitym okresie hiszpańskich ekip przyszedł czas na rządy Jej Wysokości Premier League. Jak i dlaczego? Są trzy główne powody zmiany warty na szczycie.
Ten sezon dobitnie udowadnia, że świetny okres angielskich drużyn w europejskich rozgrywkach nie jest dziełem przypadku. W końcu w finale Ligi Mistrzów zobaczymy dwóch reprezentantów Premier League. Mało brakowało również, by doszło do podobnego pojedynku o zwycięstwo w Lidze Europy. Honor reszty kontynentu uratował Villarreal, eliminując ostatecznie ekipę Arsenalu.
Dalsza część tekstu pod wideo
I ten stan rzeczy utrzymuje się już od pewnego czasu. Spójrzcie na rozłożenie reprezentantów poszczególnych lig w finałach Ligi Mistrzów w kolejnych okresach.
grafika2 do tekstu premier league 21.05
własne
Można powiedzieć, że zatoczyliśmy koło, a dominacja angielskich drużyn znów stała się faktem. Skąd się wzięła? Na wyróżnienie zasługują trzy główne czynniki, które wzajemnie na siebie wpływają.

1. Przepaść finansowa

Różnica w wysokości pompowanych pieniędzy w piłkę nożną w poszczególnych krajach jest naprawdę duża. A najlepiej obrazuje ją przepaść, jaka dzieli Premier League od La Liga w kwestii funduszy wydawanych na kontrakty telewizyjne w ciągu jednego sezonu.
  • Premier League - 2,8 miliarda funtów
  • La Liga - 1,98 miliarda funtów
  • Bundesliga - 1,18 miliarda funtów
  • Serie A - 983 miliony funtów
  • Ligue 1 - 653 miliony funtów
To samo zauważymy w kwestii bilansu wydatków i przychodów z ruchów transferowych. Pod lupę weźmy okres między 2016 a 2021 rokiem. Różnica? Wręcz kolosalna.
  • Premier League - 3,8 miliarda funtów straty
  • Serie A - 776 milionów funtów straty
  • Bundesliga - 268 milionów funtów straty
  • La Liga - 198 milionów funtów straty
  • Ligue 1 - 377 milionów funtów zysku
Co jednak wynika z tych liczb? Choćby największe szanse na pozyskanie klasowych zawodników oraz menedżerów. Każdy w sporcie chce zarabiać. I jeśli ma do wyboru kilkukrotnie lepszą ofertę z Anglii, prawdopodobnie nie będzie się dwa razy zastanawiać.
Można kręcić nosem na pompowanie zbyt wielkiej ilości gotówki w piłkę. Nie można jednak nie doceniać jej wymiernego wpływu na rozwój danego klubu czy ligi. To swego rodzaju błędne koło. Pieniądze gwarantują najlepszych graczy, a za tymi z reguły przychodzą wyniki. Z wyników i sukcesów uzyskuje się przychody. Koło się zamyka, a dany zespół czy rozgrywki efektem kuli śnieżnej mogą brnąć do przodu pozostawiając w tyle konkurencję. I takie zjawisko obserwujemy od lat na angielskim podwórku. Środkami należy oczywiście w sensowny sposób dysponować. Jednak biorąc pod uwagę kolosalną różnicę finansową względem innych rozgrywek, Premier League już na starcie ma dosyć dużą przewagę.

2. Trenerzy robią różnicę

Kwestią dyskusyjną jest to, czy Premier League posiada w swoich szeregach najlepszych zawodników. W końcu w ostatnich latach, najwięcej indywidualnych nagród zdobywali gracze z La Liga, a następnie Bundesligi. Jeśli chodzi jednak o trenerów, najwyższa klasa rozgrywkowa w Anglii może poszczycić się największymi nazwiskami. Pep Guardiola oraz Juergen Klopp są tutaj najlepszymi przykładami. Do tej dwójki dobił oczywiście Thomas Tuchel, który wzniósł Chelsea na wyżyny i zameldował się w finale Ligi Mistrzów, eliminując po drodze Real Madryt.
Gdy dodamy do tego takich specjalistów jak Carlo Ancelotti czy wykonujący świetną pracę w Leicester City Brendan Rodgers, okaże się, że siła Premier League drzemie w dużej mierze właśnie w szkoleniowcach. To Pep Guardiola sprawił, że Manchester City operuje piłką w sposób, który jest obecnie ich znakiem firmowym. Przytłaczająca przewaga posiadania piłki nie wzięła się z niczego. Dały ją lata konsekwentnego wdrażania taktyki. To samo można powiedzieć o Juergenie Kloppie, który z rodzimego kraju zabrał ze sobą gegenpressing. Tacy trenerzy są prawdziwymi trendsetterami. Sprawiają, że piłka nożna ciągle ewoluuje. Właśnie oni nadają kierunek rozwojowi futbolu. I widać to bardzo dobrze na przykładzie Premier League.
Na bardzo ciekawą zależność zwrócił uwagę w studiu “Sky Sports” Gary Neville. Pamiętacie ilu finalistów Ligi Mistrzów miała Premier League w latach 2013-2017? Okrągłe zero. Anglik argumentuje ten stan rzeczy w następujący sposób:
- Manchester United stracił wtedy Sir Alexa Fergusona - podkreśla Neville. - Arsene Wenger przestał być wspierany w Arsenalu, a Liverpool ciągle był w rozsypce od zwolnienia Beniteza. Tottenham również nie był w stanie nic zrobić. I tu wkraczamy w następny okres (2018 rok). Zaczyna przynosić efekty kilkuletni rozwój klubów dzięki Juergenowi Kloppowi, Pepowi Guardioli czy Mauricio Pochettino. Teraz jest też oczywiście Thomas Tuchel.
- Największą różnicę robią menedżerowie. Mamy w tej lidze niewiarygodnie mocnych szkoleniowców. Pep Guardiola to geniusz. Juergen Klopp jest po prostu znakomity. Tuchel? Spójrzcie tylko co osiągnął w Chelsea w tak krótkim czasie. Pochettino tak samo, to co zrobił z Tottenhamem mówi samo za siebie. Być może nie zgarniał trofeów, ale z punktu widzenia trenerskiego, była to bardzo dobra robota. Jeśli zatrzymamy w tym kraju najlepszych trenerów, będziemy odnosić sukcesy.

3. Osławiona intensywność

W angielskim futbolu trzeba dawać z siebie 100%. Nie ma tu miejsca na moment przestoju. Opinia o Premier League jako najbardziej wymagającej fizycznie lidze świata utrzymuje się przecież od bardzo dawna. Pod koniec 2020 roku redakcja “Training Ground Guru” postanowiła sprawdzić czy ten pogląd ma podłoże w stanie faktycznym. Pomógł w tym systematycznie wdrażany system monitorowania piłkarzy, który sukcesywnie pojawia się na kolejnych boiskach klubów z najsilniejszych pięciu lig Europy.
grafika do tekstu premier league 21.05
trainingground.guru
Zmierzono szereg aktywności wykonywanych średnio na jedno spotkanie, takich jak ilość i długość sprintów, całkowity pokonany dystans czy czas, po którym zawodnik zmuszony jest wejść na “pełne obroty”. Wnioski okazały się pokrywać z rzeczywistością, choć wcale nie są tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać.
Okazuje się, że choć w Premier League wcale nie biega się najwięcej, trzeba wykonywać najwięcej zrywów i sprintów. Mimo tego, że większy średni dystans pokonują co mecz piłkarze w Hiszpanii i we Włoszech, to właśnie w Anglii trzeba być przygotowanym na największe obciążenie organizmu. Liczba oraz długość sprintów, które wykonują piłkarze na dworze Jej Wysokości jest znacznie wyższa niż w innych ligach. I potwierdzeniem tego stanu rzeczy są wypowiedzi piłkarzy, którzy przenoszą się na angielskie boiska.
- Intensywność jest tu o wiele większa niż we Francji. Gdy oglądałem mecze Premier League, zdawałem sobie z tego sprawę. Jednak, gdy sam w bierzesz w tym udział jest zupełnie inaczej - Edouard Mendy, Chelsea.
- W Premier League panuje ogromna intensywność, jest bardzo wymagająca fizycznie - Fabinho, Liverpool.
- Różnica jest nieprawdopodobna. W moich pierwszych 10 meczach czułem, że nie jestem w stanie zagrać więcej niż 70 minut. To wszystko przez niespotykaną intensywność - Felipe Anderson, West Ham United.
I takich wypowiedzi można znaleźć mnóstwo. To najlepsze potwierdzenie statystyk, które wskazują na to, że najwyższa klasa rozgrywkowa w Anglii jest najbardziej wymagająca pod względem fizycznym.

Panowanie Jej Wysokości

Zespoły z Premier League zdominowały w ostatnich europejskie puchary. Przewaga finansowa angielskich drużyn stała się motorem napędowym rozwoju tych rozgrywek. Środki, sukcesywnie inwestowane w pozyskiwanie światowej klasy piłkarzy i trenerów, pozwoliły odjechać reszcie stawki i pokazać wyższość w najważniejszych turniejach Starego Kontynentu. Gdy dodamy do tego aspekt szeroko pojętej intensywności, otrzymamy przepis na sukces. I wszystko wskazuje na to, że w kolejnych latach możemy spodziewać się kontynuacji tego trendu.

Przeczytaj również