Raj czeka na Edena. Hazard jeszcze zostanie królem Realu Madryt

Raj czeka na Edena. Hazard jeszcze zostanie królem Madrytu
Condon Press / PressFocus
Eden Hazard może świętować mistrzostwo Hiszpanii, ale Belg raczej nie będzie miło wspominał debiutanckiego sezonu w barwach Realu Madryt. Na razie były gwiazdor Chelsea zapracował sobie na miano transferowego niewypału. Tak wczesne skreślanie 29-latka byłoby jednak lekkomyślne. Skrzydłowy jeszcze udowodni, że jest wart minimum 100 milionów euro.
Jego statystyki nie pomagają w bronieniu tezy, że Real wcale nie wyrzucił majątku w błoto. Sezon zaraz się zakończy, a wychowanek Lille ma na koncie tylko jedną bramkę. Skuteczniejsi są m.in. Raphael Varane czy Casemiro. Tyle samo trafień w lidze uzbierał Mariano Diaz, który łącznie rozegrał zaledwie 40 minut. Krótko mówiąc, wygląda to bardzo, bardzo kiepsko. Ale z drugiej strony, Hazard nie jest w pełni odpowiedzialny za tak słaby bilans.
Dalsza część tekstu pod wideo

Pechowy sezon

Główny zarzut, który można mu postawić, dotyczy nieodpowiedniego przygotowania fizycznego. W lipcu, tuż po transferze, widać było, że Eden przyleciał do stolicy Hiszpanii z kilkoma kilogramami nadbagażu. W pierwszych meczach w trykocie “Królewskich” przypominał posturą leciwego oldboya, po ostatnim gwizdku udającego się na suto zakrapianego grilla. Gdyby nie nadwaga, być może kolejne miesiące ułożyłyby się nieco inaczej.
- Eden kocha hamburgery i pizzę. Widziałem go w pizzeriach wiele razy. W Chelsea nie było problemu, ale w Realu, zwłaszcza przy ostatnich kontuzjach, prawdopodobnie trochę przesadził - mówił Marcin Bułka na kanale “Foot Truck”. - Jeśli chcesz porażki konia wyścigowego, który waży pół tony, połóż na nim dwa dodatkowe kilogramy. To wystarczy. Podobnie jest z Edenem - wtórował Polakowi Arsene Wenger. Zbyt luźne podejście do diety rzeczywiście odbiło się na formie Belga, jednak trzeba też uczciwie przyznać, że miał on sporo pecha.
Z powodu różnorakich urazów opuścił ponad 25 spotkań w sezonie. To ogromna liczba, biorąc pod uwagę, że na Stamford Bridge uznawano go za prawdziwy okaz zdrowia. W ciągu siedmiu lat Hazard ani razu nie wypadł z gry z powodu poważniejszej kontuzji. Był odporny na wszystko, mimo że w wielu meczach rywale urządzali sobie polowanie na jego kości. Jose Mourinho wyznał kiedyś, że Belg poprosił o ochraniacze jak dla konia, aby chronić nogi przed brutalnymi faulami.
Limit szczęścia najwyraźniej został wyczerpany w Londynie. Nadwaga mogła nieco przeszkodzić mu w procesie rehabilitacji, ale postura Hazarda nie miała wpływu na doznane kontuzje. Najpoważniejsza wiązała się z bezmyślnym atakiem Thomasa Meuniera, jego kumpla z reprezentacji Belgii. Przeciwko Levante Eden też zszedł po “stemplu” od rywala. Ostatnio nie grał z powodu poważnego stłuczenia. Nie przesadzajmy - atakujący nie stał się nagle piłkarzem “ze szkła” pokroju Ousmane’a Dembele czy Garetha Bale’a. Po prostu nastąpiła kumulacja niefortunnych zdarzeń, napędzająca głosy krytyki. Głosy, które niedługo ucichną.

Materiał na lidera

- Hazard próbuje, ale w futbolu wszystko sprowadza się do liczby goli, których na razie mu brakuje. Ale wszyscy wiemy, że to jeden z pięciu najlepszych piłkarzy świata. To normalne, że potrzebuje czasu na adaptację - bronił kolegi Casemiro.
Trudno nie przyznać Brazylijczykowi racji, jeśli przypomnimy sobie poczynania Hazarda na Wyspach Brytyjskich. Ubiegły sezon zakończył z bilansem 16 bramek i 15 asyst. W pojedynkę odpowiadał za połowę ligowych bramek zdobytych przez Chelsea. Zawodnik tej klasy w ciągu roku nie zapomniał jak się gra poważnie w piłkę. Zresztą nawet w barwach “Los Blancos” potrafił przecież oczarować widzów.
Przedwcześnie zakończone spotkanie przeciwko PSG było jego najlepszym rozegranym na Santiago Bernabeu. Udowodnił, że jest gotowy wcielić się w rolę boiskowego lidera. Grał efektownie, z polotem, bez trudu wygrywał kolejne pojedynki. Aż same nasuwały się migawki ze zjawiskowych występów dla “The Blues” czy reprezentacji Belgii. Kontuzja wszystko przekreśliła, ale Eden jeszcze nie złożył broni. Przymusowa przerwa wywołana pandemią pomogła mu w powrocie do formy.
29-latek nie stracił zaufania “Zizou” i wyszedł w podstawowym składzie na mecze z Eibarem i Valencią. Oba spotkania zakończył z asystą na koncie. Belgowi brkauje liczb w rubryce bramek, jednak skrzydłowy nadal błyszczy w kreowaniu gry i udanych dryblingach. Gdy jest zdrowy, Zinedine Zidane momentalnie znajduje dla niego miejsce w taktycznej układance. Vinicius czy Rodrygo notują udany sezon, lecz przed oboma jeszcze daleka droga, by osiągnąć poziom starszego kolegi.
- Zachowajmy spokój i cierpliwość. Niebawem zobaczymy Edena w najlepszej wersji. On wie, że przybył do wielkiego klubu, gdzie oczekiwania zawsze są wysokie. Wiem, że ma odpowiednią jakość, aby sobie poradzić. Jego przyszłość w Realu będzie doskonała - zarzekał się “Zizou”. Francuz pod żadnym pozorem nie zamierza stawiać krzyżyka na swoim podopiecznym.

Pora na przełom

- Mój sezon jest słaby, ale to okres adaptacji. Można mnie sądzić w drugim sezonie. Mam jeszcze cztery lata kontraktu i mam nadzieję, że wrócę do wielkiej formy - mówił niedawno Hazard. Nikt w obozie “Królewskich” nie zamierza zakłamywać rzeczywistości. Na razie próżno szukać pozytywów, ale nie należy spisywać tego transferu na straty. To zbyt dobry zawodnik, by na stałe pogrążył się w przeciętności. Symptomy poprawy już są zresztą widoczne.
Przypomina się okres sprzed czterech lat, kiedy nie szło mu w Chelsea. Przez cały sezon uzbierał ledwie cztery gole. A rok później poprowadził “The Blues” do mistrzostwa. Jak widać, czasem cierpliwość popłaca. Łatwo krytykować napastnika z miernymi statystykami, ale chyba nikt nie sądzi, że Eden zatrzyma się na pojedynczym trafieniu. Jego czas jeszcze nadejdzie.
Zamiast świętować tytuł, 29-latek prawdopodobnie skupi się na prawidłowym przygotowaniu do meczu rewanżowego 1/8 finału Ligi Mistrzów z Manchesterem City. Hazard stanie przed szansą zerwania z łatką niewypału. Trudne spotkanie z “Obywatelami’ może być dla niego małym przetarciem przed następnym sezonem. Jeśli Eden doprowadzi Kyle’a Walkera lub Joao Cancelo do szewskiej pasji, kibice “Królewskich” mogą spać spokojnie.
Media niestety lubują się w napędzaniu krótkowzrocznych narracji. Zawodnik w paru meczach nie strzelił gola? Niewypał, kasa wyrzucona w błoto, kto w ogóle wpadł na pomysł takiego zakupu. Prawda jest taka, że nie każdy umie wejść do drużyny z przytupem godnym Erlinga Haalanda czy Bruno Fernandesa. Nie znaczy to jednak, że można go momentalnie skreślać. Wydanie 100 milionów na gwiazdora Chelsea nie było przejawem hazardu. To inwestycja, która niedługo przyniesie namacalne korzyści.

Przeczytaj również