W pogoni za perfekcją. Czego potrzeba, by Real Madryt stał się niepokonany?

W pogoni za perfekcją. Czego potrzeba, by Real Madryt stał się niepokonany?
Marcos Mesa Sam Wordley / Shutterstock.com
Droga na futbolowy szczyt jest długa i kręta, jednak zdecydowanie trudniejszym wyzwaniem jest utrzymanie się na nim. Zwycięstwo ligi czy pucharu jest oczywiście sporym osiągnięciem, ale prawdziwą klasę zespół potwierdza, gdy wygrywanie staje się rutyną, a nie jednorazowym wybrykiem.
Dla Realu Madryt wygrywanie stało się wręcz codziennością. Gabloty na Santiago Bernabeu uginają się pod ciężarem m.in. 12 Pucharów Europy, 33 trofeów za mistrzostwo oraz 19 Pucharów Hiszpanii.
Dalsza część tekstu pod wideo
Można powiedzieć, że Real ma zwycięstwo zapisane w genach. Klub powstał w 1902 roku, a już 6 lat później miał na koncie 4 triumfy w Pucharze krajowym. W 1955 roku powstał Piłkarski Puchar Europy Mistrzów Krajowych (odpowiednik Ligi Mistrzów). Pierwsze 5 edycji to 5 wygranych „Królewskich”.
Oczywiście wtedy Puchar Europy nie był tak prestiżowymi rozgrywkami jak dzisiaj, ponieważ brało w nim udział tylko 8 drużyn. Na przestrzeni lat liczba uczestników stale rosła. Od sezonu 94/95 wynosiła 16, 3 lata później została zwiększona do 24. Dopiero przed startem kampanii 1999/2000 ustalono, że w rozgrywkach będą brać udział 32 drużyny.
Wtedy wydawało się, że niemożliwym będzie powrót do sytuacji sprzed 50 lat, gdy Real Madryt rok w rok wygrywał owe trofeum. Jak się jednak okazało nikt nie jest w stanie zatrzymać „Los Blancos” przed zwyciężaniem.
Przez kilkanaście lat od powstania Ligi Mistrzów żaden ze zwycięzców nie umiał obronić trofeum w kolejnym sezonie. Zaczęto nazywać to „klątwą” i wydawało się, że nie ma drużyny, która będzie w stanie utrzymać się na szczycie przez dwa lata mimo ogromnej konkurencji. Nie dokonał tego Manchester Fergusona, „dream team” Guardioli ani „walec” Heynckessa”. Dokonał tego (a jakżeby inaczej) Real Madryt. „Królewscy” w 2017 roku przeszli do historii jako pierwszy klub, który obronił Ligę Mistrzów.

Bez hamulców

Po drugim z kolei triumfie w Lidze Mistrzów wydawało się, że w końcu ktoś musi znaleźć sposób na zespół Zidane’a. Rzeczywistość jednak znów okazała się brutalna dla wszystkich (poza Realem oczywiście).
„Los Blancos” już 26 maja w Kijowie staną przed szansą na trzeci z rzędu triumf w najbardziej prestiżowych rozgrywkach klubowych na świecie. Po drodze do finału Real wyeliminował PSG, Juventus Turyn oraz Bayern Monachium. Żadna z tych czołowych ekip nie potrafiła znaleźć sposobu na pokonanie europejskich hegemonów.
I wydawałoby się, że lepiej być nie może, ale mentalność Realu Madryt nie pozwala na stanie w miejscu. Ten klub mimo masowych sukcesów wciąż chce ulepszać skład, dążyć do perfekcji.
Po zwycięstwie w 2014 roku Real postanowił sprzedać jednego z architektów sukcesu – Angela di Marię. W zamian kupiono z Monaco Jamesa Rodrigueza. Spekulowano wówczas, że to może być istna katastrofa. Piłkarza z podstawowej jedenastki zastąpiono zawodnikiem, który w Europie nic dotychczas nie osiągnął, a jedyne przebłyski talentu pokazał na mundialu w Brazylii.
Tym czasem James podczas trzyletniego pobytu w stolicy Hiszpanii dwa razy wygrywał Ligę Mistrzów, a di Maria co roku wraz z PSG spektakularnie odpadał z rozgrywek. Wymiana w środku pola to nie jedyne roszady jakie nastąpiły w składzie „Królewskich” mimo osiągnięcia upragnionej „La Decimy”.
Jedną z największych legend hiszpańskiej piłki – Ikera Casillasa zastąpiono Keylorem Navasem, który dotychczas reprezentował barwy Levante, a jeszcze 5 lat wcześniej był o krok od transferu do…Wisły Kraków.
Kolejny ryzykowny ruch i kolejny, który zakończył się sukcesem. Kostarykanin okazał się kluczowy w wielu momentach, a prawdziwy popis swoich umiejętności zaprezentował podczas ostatniego meczu z Bayernem Monachium, kiedy wielokrotnie ratował awans Realu.

„Łyżka dziegciu”

Jednak nie wszystko w Madrycie jest idealne. O ile rozgrywki europejskie zostały absolutnie zdominowane, o tyle w Hiszpanii to Barcelona wiedzie prym, co potwierdziła zdobywając raz jeszcze krajowy dublet.
Obecny sezon Realu Madryt chociaż może być historycznym ze względu na kolejny już triumf w Lidze Mistrzów i tak nie będzie do końca udanym. „Królewscy” w lidze prawdopodobnie zajmą dopiero trzecie miejsca, do mistrza z Katalonii tracąc 15 punktów.
W Pucharze Króla z kolei podopieczni Zidane’a zostali sensacyjnie wyeliminowani przez Leganes, które zapewniło sobie awans w świątyni Realu – na Santiago Bernabeu, po zwycięstwie 2:1.

Brak powtarzalności

Ewidentnym problemem jest niezdolność do utrzymania formy i regularnego wygrywania. Real mobilizuje się na największe mecze w europejskich pucharach, ale gdy przychodzi mu zagrać w lidze czy pucharze z drużyną środka tabeli, widać kompletne rozprzężenie.
Kolejny problem to forma w meczach domowych. Bernabeu już nie jest twierdzą. Pod względem punktów zdobytych w lidze na własnym stadionie Real zajmuje dopiero czwarte miejsce. W Copa del Rey „Królewscy” zremisowali z trzecioligowymi Numancią czy Fuenlabradą i przegrali z Leganes.
Niewiele lepiej sytuacja wygląda w Lidze Mistrzów. Real dużo lepiej prezentował się w meczach wyjazdowych (3 zwycięstwa na 3 mecze w fazie pucharowej). Spotkania domowe to był istny koszmar i drżenie o awans (dwumecze z Juventusem i Bayernem), który został wypracowany w dużej mierze w „delegacji”.

Potrzeba naprawy

Jak już pisałem Real Madryt to klub, który wciąż dąży do osiągnięcia absolutnej perfekcji. W przyszłym sezonie nie może więc powtórzyć się sytuacja, gdy już w grudniu „Królewscy” wypisują się z walki o ligowe trofeum.
Real musi odzyskać regularność, a w tym celu kluczowe będzie wzmocnienie ławki rezerwowych. W sezonie 16/17 „Królewscy” wygrali Ligę Mistrzów, pokonując po drodze renomowanych rywali, a do tego dołożyli zwycięstwo w La Lidze.
W dużej mierze krajowy sukces „Los Blancos” mogli zawdzięczać postawie zmienników. Morata, James, Danilo czy Mariano perfekcyjnie wywiązywali się ze swoich obowiązków, gdy „pierwszy garnitur” Realu potrzebował odpoczynku.
W letnim okienku przed startem sezonu 17/18 wspomniani zawodnicy odeszli w poszukiwaniu minut. W zamian na Bernabeu ściągnięto wielu młodych zawodników, którzy mieli tak jak poprzednicy zapewniać jakość (i przede wszystkim punkty), gdy Ronaldo, Bale, Modrić czy Kroos będą potrzebowali odpoczynku.

Zmiennicy (nie) na medal

Tym razem plan Florentino Pereza i Zidane’a nie wypalił. Ceballos, Mayoral, Vallejo, Llorente i Theo Hernandez zawodzą praktycznie w każdym meczu. To przez fatalną postawę zmienników Real w pucharze doznał kompromitacji, a w lidze nie liczył się w walce o triumf od prawie pół roku.
Sytuacja z tego sezonu zupełnie nie przypomina tej z kampanii 16/17, kiedy Zidane mógł nawet nie powoływać największych gwiazd na mecze ze Sportingiem Gijon, Eibarem czy Deportivo, a komplet punktów i tak zapewniali James z Moratą.
Na ławce Realu brakuje zawodników, którzy byliby w stanie przesądzić o wyniku spotkania nawet z niżej notowanymi rywalami, podczas gdy doświadczone gwiazdy ładują akumulatory na najtrudniejsze mecze.
Jeśli klub ze stolicy chce w przyszłym sezonie potwierdzić klasę również na hiszpańskich boiskach będzie musiał wzmocnić ławkę piłkarzami, którzy z miejsca zapewnią drużynie jakość, przekładającą się na punkty.

Koniec BBC

Ławka rezerwowych to nie jedyny mankament Realu Madryt. Drużyna potrzebuje również odświeżenia w ataku. Obecnie cały ciężar zdobywania goli spoczywa na barkach Cristiano Ronaldo. Portugalczyk wywiązuje się z tego zadania idealnie, jednak Real potrzebuje zwiększyć potencjał ofensywny.
W tym celu niezbędne wydaje się „poświęcenie” Karima Benzemy w imię dobra całego klubu. Francuz to niewątpliwa legenda Realu Madryt, ale ten sezon to istna groteska w wykonaniu wychowanka Lyonu. Napastnik, który za plecami ma Kroosa, Modrica czy Isco nie może po 30 ligowych meczach mieć na koncie 5 goli (w tym 2 z rzutów karnych).
Transferowy zawrót głowy
Kandydatów do zastąpienia Benzemy na Bernabeu nie brakuje. Na ostateczny wybór niewątpliwy wpływ będzie miała pozycja Cristiano Ronaldo. Portugalczyk ze względu na wiek coraz rzadziej drybluje, wykonuje efektowne sztuczki oraz rajdy skrzydłem. Możliwe jest przesunięcie CR7 na środek ataku, gdzie mógłby wykorzystać jedną ze swoich największych zalet – wykończenie.
Wtedy lukę powstałą na lewym skrzydle mógłby idealnie wypełnić Neymar. Możliwym transferem Brazylijczyka do Realu od tygodni żyje prasa madrycka.
Jeśli jednak Ronaldo miałby zostać na lewym skrzydle „Królewscy” musieliby poszukać kandydata do zastąpienia Benzemy w stosunku 1 do 1. Gdy mowa o nowych „dziewiątkach” pojawia się wiele kandydatur – Kane, Icardi, Lewandowski. Każdy z nich byłby niewątpliwym wzmocnieniem ofensywy Realu Madryt.
Ułatwieniem w transferze któregokolwiek z wymienionej trójki może być dotychczasowa słaba postawa drużyn, w których aktualnie występują.
Kane gra w Tottenhamie, który od lat aspiruje do włączenia się w walkę o najwyższe cele, ale ostatecznie nie przekłada się to w żadnym stopniu na osiągane trofea. Icardi ma już 25 lat i ani razu nie zasmakował gry w Lidze Mistrzów.
Z kolei Lewandowski, który odszedł z BVB do Bayernu w celu osiągnięcia czegoś na arenie europejskiej, najbliżej tego był…w Dortmundzie. Od momentu transferu do Monachium „Lewy” wraz z Bayernem co roku odpada w starciu z hiszpańskimi drużynami, najczęściej oczywiście z Realem.
Transfer do Realu pozwoliłby spełnić marzenie napastników o zwycięstwie w Lidze Mistrzów. Z kolei Real, sprowadzając zawodnika klasy światowej do linii ataku, znacząco wzmocniłby potencjał ofensywny drużyny. Każda ze stron odniosłaby korzyści.

Życie jak w Madrycie

Już niedługo Real stanie przed szansą potwierdzenia dominacji w klubowej piłce. Finał z Liverpoolem może okazać się czwartym zwycięstwem w Lidze Mistrzów w ciągu zaledwie pięciu lat.
Minione sezony pokazywały jednak, że ostatnie o czym myślą „Królewscy” w momencie chwały to „spoczęcie na laurach”. Kolejne sukcesy nie potrafią nasycić ambicji zawodników, trenera oraz samego prezesa.
Zawsze można coś ulepszyć, poprawić, udoskonalić. Z takiego założenia wychodzi Real Madryt i to zapewnia im ciągłość wygrywania. Do finału najważniejszych rozgrywek pozostało kilka dni, a mimo to już planowane są wzmocnienia na przyszły sezon. Tak wygląda prawdziwa pogoń za perfekcją.
Mateusz Jankowski
Źródło: własne

Przeczytaj również