Real Madryt. Zidane, bramkarze i niekończąca się historia. Kto będzie numerem 1 między słupkami „Królewskich”?

Zidane, bramkarze i niekończąca się historia. Kto będzie numerem 1 między słupkami Realu?
Vlad1988 / Shutterstock.com
Z Zinedine’em Zidane’em do białej części Madrytu powrócił wielki dylemat. I można się spierać, czy jest to raczej kłopot bogactwa, czy odwieczny ból głowy trenerów z Bernabeu. Bożyszcze madryckich kibiców może w końcu raz na zawsze przeciąć ten węzeł gordyjski i zadecydować na wiele lat: Cortouis, Navas, a może ktoś trzeci?
Nie upłynęło wiele wody w Manzanares, kiedy Keylor Navas udzielił wywiadu, w którym przyznał, że właściwie jest zadowolony ze swoich występów dla Realu Madryt w Lidze Mistrzów, jakkolwiek trudno mu było wstrzelić się z formą, gdy gra się jedynie raz w miesiącu. Wciąż nie zanosiło się na to, by na dłużej zagościł w pierwszym składzie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Ciągle na posterunku

Ale kilka tygodni w piłce nożnej to szmat czasu. Kostarykańczyk jeszcze przed ostatnią przerwą reprezentacyjną ponownie przywdział bluzę z numerem „1”, dostał szansę na ligowy mecz z Celtą i jak to często bywa z tym człowiekiem – nie zawiódł.
Przeciw Galicyjczykom nie tylko zanotował czyste konto, ale też znów pokazał kawał świetnego bramkarskiego fachu i ponownie wniósł akces na regularne występy między słupkami „Królewskich”.
Ankieta bramkarze Realu
marca.com
Nie ma oczywiście przypadku w tym, że Navas wrócił do pierwszej jedenastki akurat, gdy na ławce trenerskiej znów znalazł się Zinedine Zidane. „Powrót Króla” spowodował, że na nowo w Madrycie rozgorzała stara dyskusja.
Nie, nie chodzi o to, który bramkarz bardziej zasługuje na pierwszy skład. Pytanie brzmiało: jak, do diabła, utrzymać dwóch równorzędnych golkiperów w klubie, by byli szczęśliwi?

Historia zatacza koło

To nie pierwsza taka sytuacja na Santiago Bernabeu, gdy dwóch bramkarzy dzieli jedną bramkę. Skrajnym jednak przypadkiem był schyłek tzw. Ery Garcia (nazwa wzięła się od mnogości piłkarzy o tym nazwisku w klubie). Do 1980 roku „porteros” było dwóch: Miguel Angel oraz Garcia Remon. To oni w ciągu dekady rozegrali po około 150 meczów każdy.
Ale kolejną dekadę w bramce rozpoczął już ten trzeci, czyli Agustin Rodriguez. - Musieliśmy się do tego przyzwyczaić, ale prawda jest taka, że sytuacja nie była normalna - zdradził w wywiadzie dla „Marki” Remon, zwany przez dziennikarzy „El gato de Odessa” (Kat Odessy) – po heroicznym meczu przeciwko Ukraińcom w ćwierćfinale Pucharu Europy w 1973 roku.
To jednak zamierzchłe czasy. Kibice Realu lepiej pamiętają turbulencje, jakie dotyczyły obsady bramki w schyłkowych latach Jose Mourinho. Portugalczyk mając kiepskie relacje z Ikerem Casillasem, często odsyłał go na ławkę, mimo że fani wcale nie musieli drżeć o formę wciąż przecież aktualnego reprezentanta „La Furia Roja”. Na boisko wybiegał jednak Diego Lopez, który zresztą też nie zawodził.
Z patowej sytuacji udało się wyjść dopiero następcy Mou – Carlo Ancelottiemu. Golkiperzy zgodzili się z włoskim trenerem na układ: Diego Lopez zakładał rękawice w rozgrywkach La Ligi, Casillas natomiast miał pewny plac przy okazji Ligi Mistrzów i krajowego pucharu. W teorii było to salomonowe rozwiązanie, jednak obaj zawodnicy byli bardzo konkurencyjni i zasługiwali na grę w każdym meczu.
Przyjście Keylora Navasa następnego lata wytworzyło jeszcze większą konkurencję. To oznaczało, że jeden klub był zdecydowanie za mały na trzech wykwalifikowanych piłkarzy o jednej specjalności. Z końcem sezonu 2014/2015 Bernabeu opuścił Iker, wieloletni reprezentant i ikona „Królewskich”.

Wejście Belga

Keylor sam nie mógł przypuszczać, że historia z Casillasem wróci także i do niego. I to ze wzmożoną mocą. Za pierwszej kadencji Zidane’a był niekwestionowanym numerem jeden. Później jednak Kostarykańczyk z żalem odkrył, że nowi trenerzy, Julen Lopetegui i Santiago Solari, faworyzowali letni nabytek Realu i gwiazdę mundialu – Thibauta Courtoisa.
Ten sezon jest jednak dziwny, nawet w kwestii rotowania bramkarzy. Nie ma jednolitego i sprawiedliwego podziału na ligę i Europę. I Navas, i Courtois grali we wszystkich możliwych rozgrywkach.
Ten pierwszy ma za sobą 14 proc. meczów w podstawowej jedenastce w La Lidze i 37 proc. w Lidze Mistrzów. Drugi zgarnia większość spotkań, zarówno ligowych (83 proc.), jak i europejskich (63 proc.), a nawet zdarzył mu się występ w Pucharze Hiszpanii. Gołym okiem widać, że to Navas jest tu back-upem, choć i tak z większą pulą minut niż typowy rezerwowy bramkarz jakiegokolwiek zespołu.
Porównanie bramkarzy Realu
fctables.com
Obaj zresztą prezentują się w ciągu sezonu dość dobrze. Problemem „Los Blancos” nie byli bramkarze, a niepewna i chaotycznie grająca defensywa, mało kreatywny środek pola i nieskuteczna formacja ataku.
Zarówno Belg, jak i jego zmiennik potrafili wybronić kilka punktów, nie ustrzegli się przed małymi potknięciami, ale wielkich klopsów nie odnotowano. Słowem – solidni fachowcy. Ale wciąż bez jasnego wyboru – kto zdominuje bramkę.

Czas decyzji

Spójrzmy jeszcze na jedną rzecz. Zimą 2018 roku, kiedy władza Zizou nie była tak mocna, trener „Los Blancos” testował swoje specyficzne relacje z prezydentem Florentino Perezem, blokując już niemal pewny transfer Kepy Arrizabalagi z Athletiku Bilbao. Francuz miał jasno zdefiniowane pomysły na to, kto gra i kiedy.
Cechą panowania Zidane’a jest tworzenie dwóch osobnych planów dla Realu Madryt. Jeden to program dla ligowych rozgrywek, drugi – to oczywiście kampania europejska. Problemem, przed jakim stanął, to kwestia, jak zadowolić wszystkich. Istnieje obawa, że nie ma na to odpowiedzi.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również