Ribery na misji straceńca. Co Francuz robi w najsłabszej drużynie Serie A? "Klęska i tak mu się opłaci"

Ribery na misji straceńca. Co Francuz robi w najsłabszej drużynie Serie A? "Klęska i tak mu się opłaci"
US Salernitana
38-latek na misji straceńca. Franck Ribery w nadchodzących miesiącach będzie musiał być światłem beniaminka Serie A z Salerno. Jego doświadczenie i talent mają przynieść klubowi z Kampanii nadzieję w walce o zbawienie. Podoła wyzwaniu? Pewnie nie, ale spodziewana klęska i tak mu się opłaci.
Niemalże czuje się, że minęło stulecie, odkąd skrzydłowy po raz pierwszy pojawił się na dużej scenie piłkarskiej w 2006 roku. Był absolutnie odświeżającą postacią. 23-latek, który zaczynał od amatorskiego futbolu, po zaledwie jednym roku gry na najwyższym poziomie we Francji przeniósł się do Turcji, skąd w atmosferze skandalu uciekł do Olympique Marsylii.

Jego kariera galopowała bez ustanku. Błyskawiczny debiut w reprezentacji, pierwszy duży turniej od razu zakończony finałem, transfer do Bayernu, a później afery obyczajowe przeplatane kapitalnymi meczami, golami, asystami, licznymi trofeami i niestety też kontuzjami. Życie “Scarface’a” to prawdziwa jazda bez trzymanki. Jazda, która trwa i przejeżdża przez zadziwiający przystanek umiejscowiony w miasteczku na wschodnim wybrzeżu Italii.
Dalsza część tekstu pod wideo

Królewskie przywitanie

W portowym mieście Salerno na Stadio Arechi wczesnym poniedziałkowym wieczorem 6 września zaoferowano mu dość okazałą scenerię. Kilka tysięcy fanów Salernitany wiwatowało i śpiewało, gdy Franck Ribery wychodził z tunelu poprowadzonego na murawę i podszedł do szpaleru sformowanego przez kilku młodych graczy klubu. Z każdym przybił “piątkę”, potem zabrał się za żonglerkę piłką. Na trybunach liczni kibice przywdziali już podróbki jego koszulki, którą można było dostać na kilka dni przed pozyskaniem Francuza u odpowiednich sprzedawców na targach w Neapolu, oddalonego od Salerno o kilkadziesiąt kilometrów.
Podczas gdy flagi powiewały na Curva Sud Siberiano, trybunie zajmowanej przez najzagorzalszych kibiców, a wodzirej imprezy puścił z głośników kilka podrasowanych hitów, na chwilę dało się zapomnieć, że ludzie przywitali tu nie gwiazdę ze ścisłego topu, a 38-letniego gracza po przejściach, który właśnie zaczynał 21. sezon w zawodowej piłce. Teraz, z powodu swego dorobku i nazwiska, ma być zbawieniem beniaminka, który awansował do Serie A po raz pierwszy od 1999 roku. Ribery na jesień kariery wybrał to, co chciał: bitwę o utrzymanie. Poszedł pod prąd.
Jeśli wierzyć jego wypowiedziom na pierwszej konferencji prasowej u nowego pracodawcy, Ribery chce przede wszystkim jednego: ciągle grać i strzelać gole. W otoczeniu burmistrza miasta przejął władzę nad uroczystością i nienagannym, płynnym włoskim oświadczył:
- Wszyscy mamy tu jeden cel. Utrzymać się. Podobnie jak Zlatan Ibrahimović w Milanie, chcę wnieść swój wkład w funkcjonowanie zespołu i wspierać młodych piłkarzy.

Beniaminek z bolesną historią

To misja z gatunku niemożliwych. Po trzech kolejkach “I granata” ma zerowy dorobek punktowy, jako jedna z dwóch drużyn, i zatrważający bilans bramkowy. Dwa strzelone, jedenaście straconych. To, że Salernitana może ponownie grać we włoskiej ekstraklasie, nie było takie oczywiste. W sezonie 2010/11 klub zbankrutował po raz drugi w ciągu sześciu lat, Nie śmierdział groszem. Został pozbawiony licencji na występy w trzeciej lidze, aż w końcu rozwiązano jego struktury.
Restart miał nastąpić na piątym szczeblu rozgrywkowym. Claudio Lotito, potężny właściciel Lazio, przejął zespół, nabył prawa do nazwy od byłego uczestnika Serie A US Salernitana i pomógł przywrócić go do najwyższej ligi. Sam musiał ustąpić, ponieważ statut Serie A zabrania klubom jednego właściciela gry w tej samych rozgrywkach.
Po awansie nastąpił reset. Latem ekipę opuściło 21 zawodników, tyle samo ich przybyło. Nastąpiło całkowite odcięcie od drugoligowej szarzyzny, rewolucja doskonała, na czele której stanął wicemistrz świata z 2006 roku. Mimo wszystko, Salernitana nadal odstaje od reszty stawki. Portal “Transfermarkt” szacuje wartość całej kadry na niecałe 40 mln euro. Przedostatnia Venezia, inny beniaminek, jest już warta prawie 70 mln. Juventus? 17 razy droższy.
Z drugiej strony Salernitana może pochwalić się wsparciem żywiołowych kibiców. Curva Sud Siberiano słynie z emocjonalnej atmosfery, wymyślnych przyśpiewek, a ultrasi utrzymują przyjaźń z fanami Schalke. Na imprezie z okazji powitania Ribery’ego przeszli samych siebie.

Pieniądz nie śmierdzi

Franck wiedział, w co wdepnął. Liczył się ze zjazdem sportowym. Mimo wszystko jego grę zawsze charakteryzowało ogromne bogactwo pomysłów, kreatywności i zaraźliwa radość z kopania piłki. Kiedy Ribery się bawi, robi to z dziecięcą pasją. Jak nie może samodzielnie dawać zwycięstw drużynie, chce po prostu podnieść na duchu współtowarzyszy. Zawsze opierał styl gry na szybkości, zwinności, dynamicznym łamaniu akcji i dobrym panowaniu nad futbolówką, co sprawiało, że niewielu potrafiło zatrzymać go przy pełnej prędkości.
Podczas dwuletniego pobytu w Fiorentinie wystąpił w 51 meczach, strzelając pięć goli i asystując przy dziesięciu kolejnych, ale ciało Ribery’ego cierpiało wraz z upływem czasu. W Salerno prawdopodobnie będzie musiał pracować tak ciężko, jak nigdy dotąd w swojej karierze. Mniej okazji do ośmieszenia przeciwnika, mniej niesamowitych rajdów, a więcej bezpośrednich, fizycznych starć z obrońcami. To nie Monachium, ani nawet Florencja. Przekonał się o tym już w debiucie. W półgodzinnym sprawdzianie tylko 12 razy miał kontakt z piłką. Nie zdołał oddać strzału, raz tylko podał do kolegi w pole karne, stwarzając tym samym najgroźniejszą sytuację dla zespołu. Salernitana przegrała 0:4 z Torino. Takich pogromów będzie w tym sezonie więcej.
Dlaczego więc podjął się tego zadania? Podobno w lecie otrzymał oferty z Turcji, Olympique Lyon, miał rozmawiać też z Herthą Berlin. Fakt, że wybrał Salernitanę, prawdopodobnie wynika z pragnienia ciągłego grania, a przede wszystkim z wysokiego wynagrodzenia. Rocznie francuski skrzydłowy ma zarabiać 1,5 miliona euro. Jak na klub tej wielkości to królewska pensja, nawet jeśli piłkarz utrzymuje, że tu wcale nie chodzi o pieniądze. Do tego mieszka w pięknej willi na Wybrzeżu Amalfitańskim z widokiem na Morze Tyrreńskie. Mówiąc wprost: nie najgorsze miejsce na zakończenie kariery. Ewentualny (a raczej prawdopodobny) spadek będzie zatem mniej bolesny.
Gdyby jakimś cudem Salenitanie udało się utrzymać, z automatu kontrakt Ribery’ego zostałby przedłużony o kolejny rok. Do tego jednak potrzeba nieco więcej magii Francka, ale też i całego zespołu. On sam podchodzi do najtrudniejszej misji bez presji. Cieszy się każdym dniem, treningiem i meczem przedłużonej kariery. Ma szansę zostać ikoną w kolejnym klubie, nie robiąc żadnych wyników. Wystarczy jego obecność. Kiedy nadejdzie czas, pożegnanie powinno być nie mniej emocjonalne niż powitanie.

Przeczytaj również