Rooney i jego "Barany" walczą o przetrwanie. Tak klub Jóźwiaka i Bielika balansuje na krawędzi upadku

Rooney i jego "Barany" walczą o przetrwanie. Tak klub Jóźwiaka i Bielika balansuje na krawędzi upadku
Alan Stanford/Focus Images/MB Media/PressFocus
Zakaz transferowy, zaledwie 13 zakontraktowanych piłkarzy, spośród których jeden wraca do ciężkim urazie, a inny został właśnie kontuzjowany… przez własnego menedżera. W Derby County nie mają lekko. “Barany” walczą o przetrwanie.
Kiedy Kamil Jóźwiak we wrześniu zeszłego roku trafił do Derby County, wydawało się, że jest to bardzo rozsądny ruch ze strony młodego skrzydłowego. Wychowanka Lecha Poznań ścigał wtedy do klubu z East Midlands sam Phillip Cocu. Szkoleniowiec, który jako opiekun PSV potrafił swego czasu zdominować Eredivisie i był znany z solidnej pracy z młodzieżą. Śladu po Holendrze na Pride Park Stadium nie ma już jednak od dawna. Jóźwiak natomiast wraz z coraz mniejszą grupą swoich klubowych kolegów musi poważnie zastanawiać się nad przyszłością.
Dalsza część tekstu pod wideo
Choć Derby County w kłopoty wpadło dużo wcześniej, to prawdziwa jazda bez trzymanki zaczęła się 8 lipca. To właśnie tego dnia władze English Football League nałożyły na klub zakaz transferowy. Dla menedżera, słynnego Wayne’a Rooneya, oznaczało to, że na kilka tygodni przed startem nowego sezonu Championship został on z zaledwie 13 piłkarzami z profesjonalnymi kontraktami, spośród których dziewięciu jest zarejestrowanych do gry. Kibice “Baranów” przez tę informację mogli natomiast pogrążyć się w sporym smutku - niestety nie po raz pierwszy w ostatnich latach.

A było tak blisko

Derby County z Premier League spadło 13 lat temu. Choć sezon później miotało się w dolnych rejonach tabeli Championship, to później aż do 2021 roku ani razu nie skończyło rozgrywek poza pierwszą dziesiątką zaplecza angielskiej najwyższej klasy rozgrywkowej. Ba! W tym czasie “Barany” aż czterokrotnie stawały przed szansą na powrót do elity poprzez play-offy. Najbliższej było w 2014 i 2019 roku, kiedy to ekipa z Pride Stadium awansowała do finału baraży. Za pierwszym razem dała się jednak ograć 0:1 Queens Park Rangers po golu Bobby’ego Zamory w 91. minucie, a dwa lata temu została pokonana 1:2 przez Aston Villę.
Za tym drugim razem Derby rządzone już było przez Mela Morrisa, który jest jego właścicielem od września 2015 roku. Tylko w ciągu jego trzech pierwszych sezonów u władzy klub aż czterokrotnie pobił swój rekord finansowy. Biznesmen, który fortuny dorobił się na wspieraniu firmy King, wydawcy popularnej gry mobilnej Candy Crush, chciał przywrócić ekipie z Derbyshire Premier League za wszelką cenę i teraz widzimy tego konsekwencje.
- Paradoksalnie geneza problemów Derby County leży właśnie w awansie do Premier League, a mówiąc dokładniej w próbie dążenia do tego awansu. Przepaść finansowa jaka stworzyła się między Premier League a Championship jest już naprawdę ogromna i żeby awansować, trzeba zainwestować. Wszystko kończy się dobrze, kiedy kilka sezonów wydawania ponad stan kończy się faktycznie awansem, ale w przeciwnym wypadku dzieje się właśnie to, co z “The Rams” - opisuje nam sytuację na Pride Park Stadium Krzysiek Bielecki z “Angielskiego Espresso”.
- Nietrafione, przepłacone transfery, niewytłumaczalne zmiany na stanowiskach menedżerskich czy wreszcie konieczność kombinowania z Financial Fair Play, która niemal doprowadziła do spadku z Championship. Na domiar złego od dłuższego czasu wiemy, że Mel Morris nosi się z zamiarami sprzedania klubu, ale wszelkie próby, czy to w wykonaniu Saudyjczyków czy hiszpańskiego milionera, nie przyniosły skutku - dodaje.

Gwóźdź wbity nie został

Derby County zostało ukarane przez władze ligi ze względu na brak przesłania audytów finansowych za 2016, 2017 i 2018 rok. Trudno się dziwić, że działacze “The Rams” wstrzymywali się z ich dostarczeniem, skoro w minionych sezonach klub regularnie łamał zasady Financial Fair Play, na co wpływ miały z pewnością rekordowe wydatki Morrisa. Za to ostatnio drużynie realnie groził spadek, przed którym na boisku “uratowała” się przy dużym wsparciu przeciwników w finałowej kolejce sezonu. Zespół zakończył bowiem sezon z 44 punktami, czyli oczkiem więcej od Wycombe Wanderers. Gdyby, zgodnie z pierwotnymi doniesieniami, klub został ukarany za nieprzestrzeganie FFP karą odjęcia punktów, już niedługo mógłby się szykować do nowych rozgrywek, tyle że nie Premier League ani nawet Championship, lecz League One.
- EFL już kilka tygodni temu mogło wbić gwóźdź do trumny. Opublikowanie wymiennego terminarza dla League One i Championship, który zakładał podmianę Derby na Wycombe, pokazywało idealnie, że liga wcale nie miała zamiaru traktować ich pobłażliwie. Ostatecznie zrezygnowali z kolejnych odwołań, pewnie z szacunku do pozostałych drużyn i żeby nie przeciągać sprawy w nieskończoność. Gdyby Derby poleciało do League One, byłoby naprawdę nieciekawie, bo to strata kilku bądź nawet kilkunastu milionów funtów, a w przypadku klubu, który nie płaci na czas, wiemy co to oznacza. Nie wiemy, czy oglądamy właśnie kolejny upadek, ale sam Morris wygląda na człowieka, który kompletnie stracił zainteresowanie tym, co się w drużynie dzieje - przyznaje Bielecki.
Anglik był bliski sprzedaży drużyny już kilkukrotnie. Jeszcze w kwietniu wydawało się, że nowym właścicielem drużyny zostanie Erik Alonso. Ta transakcja ostatecznie jednak nie wypaliła, a wpływ miało na to nie do końca pewne zaplecze finansowe hiszpańskiego biznesmena. Wcześniej natomiast sporo mówiło się o zainteresowaniu ze strony saudyjskich inwestorów. Ostatecznie i w tym przypadku nie doszło jednak koniec końców do sprzedaży.

Znani testowani na pomoc

Sytuacja w klubie jest mocno dynamiczna, a spory wpływ ma na to fakt, że w każdej chwili EFL może zmienić decyzje odnośnie wspomnianego zakazu transferowego. Pierwotnie Derby County miało mieć możliwość sprowadzania do siebie wolnych zawodników i podpisywania z nimi kontraktów na maksymalnie jeden sezon. Do tego dochodzić miała też opcja półrocznych wypożyczeń
- Problem leżał jednak w tym, że do takich transferów mogłoby dojść tylko wtedy, kiedy w kadrze nie będą mieli 23 zawodników z profesjonalną przeszłością. Spora część młodych piłkarzy już ten profesjonalny kontakt jednak zaliczyła, a miało to miejsce w zeszłym sezonie, kiedy to spora część pierwszego składu nie była w stanie zagrać z powodu zakażeń COVID i na boisko wyszli właśnie młodzieżowcy [mecz z Chorley w Pucharze Anglii - przyp. red]. Ten jeden mecz sprawiał, żeby byli zakontraktowanymi, profesjonalnymi zawodnikami w świetle przepisów. Te regulacje dopuszczają jednak pewne odstępstwa w przypadku nagłych i wyjątkowych przypadków, no a takim jest zdecydowanie pandemia, co wzięło pod uwagę EFL - mówi Bielecki.
Na razie wśród trenujących z zespołem piłkarzy pojawiły się takie znane nazwiska, jak Phil Jagielka, Ravel Morrison czy Jack Wilshere. Poza tym do sezonu z drużyną przygotowuje się też kilku zawodników, którzy reprezentowali w ostatnich miesiącach barwy “The Rams”, ale ich kontrakty wygasły wraz z końcem minionych rozgrywek, jak na przykład Curtis Davies. Część z nich wzięła udział chociażby w środowym meczu z Betisem, w którym “Barany” niespodziewanie okazały się lepsze od przedstawiciela La Ligi.

Ciężkie tygodnie Rooneya

Choć władze ligi poszły więc Derby na rękę, wcale nie oznacza to, że Wayne Rooney staje teraz przed łatwym zadaniem. Mimo że udało mu się uratować klub przed degradacją, to styl gry zespołu, jak i jego przyszłość w zespole były momentami mocno kwestionowane, o czym pisaliśmy szerzej TUTAJ https://www.meczyki.pl/newsy/problemy-waynea-rooneya-misje-wykonal-nikogo-nie-zachwycil-musi-sie-poprawic-nie-spisal-sie-najlepiej/165861-n. Ta druga zawisła zresztą na włosku całkiem niedawno - po tym, jak do Internetu wyciekły zdjęcia ukazujące “zmęczonego gorączką sobotniej nocy” byłego reprezentanta Anglii w towarzystwie młodych kobiet.
Do tego doszła jeszcze sprawa kontuzji Jasona Knighta. Derby już teraz posiada wszak ekstremalnie wąską kadrę, a na dodatek Rooney stracił teraz kolejnego zawodnika ze względu na uraz kostki. 20-latek nabawił się go po tym, jak na treningu został on dość ostro potraktowany przez… uczestniczącego w gierce Rooneya. Dodatkowo w kadrze nie znajduje się też choćby jeden środkowy defensor.
- Problemy są w zasadzie na każdej pozycji, no może poza bramką, gdzie Kelle Roos pewnie obsadzi kolejny sezon. Ofensywę teoretycznie można ułożyć z Jóźwiaka, Lawrence’a czy Kazima, ale brakuje jakichkolwiek opcji rotacji. Jeżeli Derby nie będzie w stanie zakontraktować nikogo ekstra, Rooney będzie musiał sięgnąć znacznie głębiej do akademii - przewiduje Bielecki.

Jest kilka scenariuszy

Przed klubem z Pride Park Stadium gorące tygodnie. Do 18 sierpnia Derby musi wysłać zaległe dokumenty. Jeśli tego nie zrobi, klubowi grożą kolejne kary. Zanim to się jednak stanie, już 7 sierpnia drużyna zagra z Huddersfield na inaugurację nowego sezonu w Championship. Pewnie do tego czasu dojdzie już do zapowiadanego spotkania właściciela klubu Mela Morrisa z kibicami “Baranów”. Szczególnie, że oni w tym momencie naprawdę już nie wiedzą, jaka przyszłość czeka ich ukochany klub.
- Wśród kibiców Derby pojawiają się różne scenariusze. Jest mowa o kolejnych negocjacjach przejęcia, tym razem bardziej konkretnych, ale też mniej medialnych. Jest mowa o kompletnej olewce Morrisa, która może skończyć się nawet przejęciem kontroli przez zarząd przymusowy. Dla mnie jedyną szansą dla Debry jest zmiana właściciela i dlatego utrzymanie w Championship było tak kluczowe. Znalezienie kupcy w League One, za kwotę której oczekuje Mel, byłoby praktycznie nierealne - uważa Bielecki.
Choć negocjacje z EFL wciąż więc trwają, na razie “The Rams” muszą się pogodzić z kolejnymi odejściami. Dwa dni temu ze sztabu odeszła legenda irlandzkiej piłki Shay Given, który w zespole pracował od niemal trzech lat. Wayne Rooney przed początkiem nowego sezonu musi się więc naprawdę nagimanstykować, by - podobnie jak kiedyś na boisku - zrobić coś z niczego. Powoli wydaje się bowiem, że wraz z Kamilem Jóźwiakiem i Krystianem Bielikiem jest on jednym z tych ostatnich, którzy wciąż pozostają na pokładzie tego tonącego statku.

Przeczytaj również