Większy hype jest tylko na Alonso, ale wyniki niepokoją. Rozchwytywany trener z problemami. "Gorzka prawda"

Większy hype jest tylko na Alonso, ale wyniki niepokoją. Rozchwytywany trener z problemami. "Gorzka prawda"
screen youtube
Radosław  - Przybysz
Radosław Przybysz14 Mar · 10:00
Pierwszy w historii sezon Brighton w europejskich pucharach prawdopodobnie zaraz dobiegnie końca. - Jestem pewien, że następnym razem będziemy lepiej przygotowani do gry na dwóch frontach - mówił Roberto De Zerbi po porażce z Romą w pierwszym meczu. Ten następny raz nastąpi już jednak zapewne bez niego...
- Przed meczem z Romą mówiłem, że Brighton to takie włoskie Torino - drużyna solidna, dobra, która na początku sezonu była bardzo wysoko w tabeli i wszyscy zaczęli o niej dobrze mówić, ale teraz pomału, pomału wraca na swoją pozycję - stwierdził w ostatnim programie "Pogadajmy o piłce" na kanale Meczyki.pl Zbigniew Boniek.
Dalsza część tekstu pod wideo
Mówił to zapewne nie bez satysfakcji, po tym jak bliska jego sercu drużyna wygrała efektownie, aż 4:0, ale coś w tym jest. Sam Roberto De Zerbi przyznał przecież, że Brighton nie przygotowało się odpowiednio na rywalizację w Europie.
- Mówiłem o tym wielokrotnie na konferencjach prasowych, że być może nie byliśmy gotowi, nie zorganizowaliśmy wszystkiego najlepiej jak mogliśmy. Porażka w Rzymie bardzo boli, ale to cenna lekcja, by następnym razem określić się, czy chcemy rywalizować na tym poziomie, czy w środy mieć wolne i grać w golfa - nie gryzł się w język szkoleniowiec Brighton.

Wzrosty i spadki

Poprzedni sezon był dla "Seagulls" najlepszy w historii. Po odejściu Grahama Pottera do Chelsea i po rosyjskiej agresji na Ukrainę, De Zerbi zamienił Szachtar Donieck na klub Tony'ego Blooma. Po początkowych trudnościach przestawił drużynę na swój charakterystyczny, jeszcze bardziej ofensywny styl i poprowadził go do szóstego miejsca w lidze.
Latem właściciel Tony Bloom nie szczędził grosza. Wydał na transfery ok. 100 milionów euro, ściągając między innymi napastnika Joao Pedro za rekordową dla klubu kwotę 34 milionów. Do tego doszło głośne wypożyczenie Ansu Fatiego z Barcelony. Inna sprawa, że mieli z czego wydawać, bo Alexisa Mac Allistera do Liverpoolu i Moisesa Caicedo do Chelsea sprzedano za łącznie 160 milionów.
Piłkarze Brighton w meczu z Romą
Marco Iacobucci / pressfocus
"Mewy" zaczęły sezon od pięciu zwycięstw w sześciu meczach, ale potem przyszła pierwsza wysoka porażka - aż 1:6 z Aston Villą, która rozpoczęła serię sześciu kolejnych spotkań bez zwycięstwa. Takie dziwne wzrosty i spadki formy stały się w Brighton normą. Najpierw długo strzelali i tracili dużo goli, by nagle zablokować się i w trzech kolejnych meczach nie trafić ani razu. Jeszcze inną twarz pokazali w Lidze Europy, gdzie zachowali czyste konto w czterech kolejnych meczach i wygrali niełatwą grupę w przed Olympique Marsylia, Ajaksem Amsterdam i AEK Ateny.
Na przełomie 2023 i 2024 roku przyszedł kryzys. Brighton wygrało tylko trzy z 12 spotkań i wylądowało poza pierwszą ósemką. Porażkę z Romą poprzedziły bolesne przegrane 0:4 z Luton i 0:3 z Fulham. Liczne kontuzje kluczowych zawodników sprawiły, że De Zerbi nie mógł rotować składem tyle, ile by chciał. A rotuje najwięcej w lidze. Jako jedyny menedżer w lidze nie ma jednego stałego bramkarza. Raz wystawia Jasona Steele'a, a raz Barta Verbruggena.

Gorzka prawda

Jedynym zawodnikiem, który zimą wzmocnił Brighton, był 19-letni lewy obrońca z Boca Juniors, Valentin Barco. Zdaniem De Zerbiego to było za mało, ale Bloom, który przez lata wpompował w klub dużą część swojej fortuny, nie jest fanem transferów w środku sezonu. Pech chciał, że po zamknięciu okna poważnych kontuzji doznali kolejni ważni dla BHAFC zawodnicy: Kaoru Mitoma, Jack Hinshelwood i Joao Pedro. Dwaj pierwsi wypadli do końca sezonu. De Zerbi tylko utwierdził się w tym, że miał rację.
- Prawda może mieć gorzki smak, ale być może nie byliśmy gotowi na rywalizację w Europie. Ale proszę się nie przejmować, ja zawsze nazywam rzeczy po imieniu - powiedział niedawno.
Roberto De Zerbi w meczu z Romą
Marco Iacobucci / pressfocus
Zdaniem Zbigniewa Bońka Włoch idzie na zwarcie z przełożonymi, bo szykuje się do odejścia. Nazwany przez Pepa Guardiolę wizjonerem, który kształtuje współczesny futbol, jest obecnie najgorętszym trenerskim nazwiskiem w Europie po Xabim Alonso. Bayern, Barcelona, Chelsea, Liverpool - według brytyjskich mediów 43-latek jest na liście życzeń każdego z tych klubów.
- Wydaje mi się, że De Zerbi wykorzystał porażkę z Romą, żeby powiedzieć coś, co spowoduje, że jego stosunki z klubem ułożą się nie najlepiej. Bo jego menedżer jest już "atakowany" przez kilka większych klubów i chyba doszedł do wniosku, że czas zamienić ten młody, ambitny zespół na coś poważnego i dobrego. To najlepszy sposób na odejście z klubu - nie mieć tej samej wizji, co właściciele - mówił w ostatnią niedzielę Boniek.

Niezwykłe doświadczenie

Andy Naylor z The Athletic, dziennikarz chyba najlepiej poinformowany w sprawach Brighton, zapewnia jednak, że w klubie nie ma żadnego rozłamu, a wypowiedzi De Zerbiego nie są częścią cynicznej cynicznej gry, tylko dowodem jego ogromnej ambicji.
- Współpraca z nim to najbardziej nietypowe doświadczenie w mojej karierze - przyznał niedawno Paul Barber, prezes Brighton i od lat prawa ręka Blooma. - Zwykle menedżerowie publicznie tonują ambicje, by zdjąć z siebie nieco presji. Roberto zachowuje się odwrotnie. Przychodzi do mnie i pyta, czemu mówimy o skończeniu sezonu w pierwszej dziesiątce. Czemu nie celujemy w pierwszą szóstkę? Wierzy, że głośno wyrażane, ambitne plany nakręcą piłkarzy, pracowników i cały klub, by stawać się coraz lepszym.
Włoch to prawdopodobnie najbardziej bezkompromisowy trener na tym poziomie. Jego zespoły mają wygrywać w jego stylu albo nie wygrywać wcale. Pasjonat, który nie uznaje półśrodków i w każdym meczu oczekuje od piłkarzy bezbłędnych występów. Warto czasem popatrzeć na jego emocjonalne reakcje na konretne boiskowe sytuację, na nieidealną egzekucję założeń. Warto też posłuchać, jak Kevin-Prince Boateng wspomina treningi i grę dla "RDZ" z czasów Sassuolo. Niemiec w dorosłej karierze grał w 14 klubach, ale nie ma wątpliwości, że najlepszy trener, z jakim pracował, to właśnie De Zerbi.

Ryzyko wpisane w kontrakt

Jednak przy tylu problemach kadrowych, przy braku topowych zawodników w topowej formie na każdej pozycji, gorsze rezultaty były nieuniknione. Rywale nauczyli się Brighton. Nie dają się wciągać w charakterystyczną pułapkę De Zerbiego. Nie podchodzą wysokim pressingiem, pozwalają "Mewom" utrzymywać się przy piłce i sami czekają na szybkie, bezpośrednie ataki. Wszystkie wysokie, niespodziewane porażki w lidze za jego kadencji miały ten sam schemat.
- Roberto wniósł nas na wyższy poziom, ale w pracę z nim wpisane jest ryzyko, na boisku i poza nim. Na boisku, bo jego otwarty, ofensywny styl raz na jakiś czas odbije nam się czkawką. Poza nim, bo efekty jego pracy zwracają uwagę większych klubów. Paradoksalnie, im jesteśmy lepsi dzięki niemu, tym większe jest ryzyko, że nas opuści - przyznaje Barber.
Zapewnia też, że wbrew pozorom, ambicje De Zerbiego i Blooma są zbieżne i równie wysokie. Różnica jes taka, że jeden mówi o nich głośno, a drugi wyraża je prywatnie. - Moim zadaniem jest to pogodzić, ale możecie mi wierzyć, że Roberto uwielbia pracę w Brighton i warunki, jakie mu zapewniamy - podkreśla współautor sukcesów klubu z The Amex.

Prawdziwa (?) miłość

Jeśli 0:4 z drużyną Daniele De Rossiego nie zmieniło drastycznie jego spojrzenia, to przedmeczowe słowa De Zerbiego zdają się to potwierdzać: - Uwielbiałem każdą drużynę, w której pracowałem, ale ten zespół naprawdę kocham. To zespół, który jednego dnia może przegrać 0:3 być rozbity i przytłoczony, ale za chwilę odzyskać głód, dumę i wrócić na drogę zwycięstw - chwalił swoich piłkarzy.
Potwierdzili to w ostatni weekend. Brighton w końcu nie straciło gola i w końcu wygrało, ale tym razem w nieco inny sposób. Po niezbyt ładnym występie i niezbyt ładnym golu uporało się 1:0 z Nottingham Forest. Cel uświęcił środki. Być może to dowód, że postawiony pod ścianą nawet De Zerbi potrafi jednak w kompromis.
Jego kontrakt obowiązuje do 2026 roku. Po sezonie zapewne usiądzie z Bloomem do stołu i jeśli okaże się, że jego ambicje jednak przerastają możliwości klubu, że w Brighton zrobiło się już dla niego za ciasno, to rozpocznie w karierze nowy rozdział. - Wierzymy w naszą zdolność do zatrzymywania najlepszych ludzi - mówi Barber. Ale są równie zdolni w zarabianiu na tych, którzy postanawiają odejść i w znajdowaniu dla nich następców.

"Nie pasuje do wielkiego klubu"

O zdanie na temat pracy i przyszłości Roberto De Zerbiego zapytaliśmy też Przemysława Karbarza, który na X prowadzi profil Brighton Polska:
- Według mnie, "RDZ" jest już trochę zmęczony zarządem naszego klubu. Co okienko prosi o transfery z lepszych klubów, a dostaje w większości młodych, nieokrzesanych piłkarzy. Co do zawodników, to patrząc na ich reakcje po meczach nie sądzę, by byli nim zmęczeni. Natomiast kibiców najbardziej męczy ciągła rotacja, która czasami nie ma sensu. Chociażby jak ta na pozycji bramkarza.
- Największym błędem taktycznym, jaki popełnia, jest granie na siłę od bramki. Czasami brakuje tego, żeby zawodnik zwykłym dalekim podaniem oddalił zagrożenie i żebyśmy nie pakowali się w problemy. Przez to największym zagrożeniem dla Brighton jesteśmy my sami. Wystarczy, że słabo wejdziemy w mecz i stracimy szybko bramkę i jest po zawodach. Największe błędy to właśnie ta gra w defensywie, rotacje, wejścia w mecz. Kontuzje też na pewno wpłyneły na naszą postawę. Wystarczy spojrzeć, jak wyglądaliśmy kiedy grali Mitoma, Adingra, March, a jak teraz. Nasza ławka też nie wygląda na szeroką kiedy większość ma kontuzje, ale nie można też wszystkiego na to zgonić.
- Moim zdaniem, De Zerbi nie pasuje do roli trenera w wielkim klubie. Podobnie jak Graham Potter potrzebuje zaufania i cierpliwości kibiców. Zdarzają mu się słabsze serie. Ciężko ocenić, gdzie by się najlepiej odnalazł. Barcelona cały czas szuka powrotu do dawnego blasku, co wiąże się z ogromną presją. Podobnie Bayern, dla którego szykuje się najgorszy sezon od lat. Zastąpienie Kloppa w Liverpoolu też wygląda na "za dużą parę kaloszy", ale gdybym miał wskazywać, to wybrałbym właśnie "The Reds".

Przeczytaj również