Rozdarty Marcelo bliżej pozostania w Realu Madryt. Wszystko zmienił powrót Zidane’a

Rozdarty Marcelo bliżej pozostania w Madrycie. Wszystko zmienił powrót Zidane’a
cristiano barni / shutterstock.com
Jeszcze kilka miesięcy temu Marcelo uznawany był za jednego z najlepszych, jak nie najlepszego lewego obrońcę świata. Od kilku miesięcy był jednak kompletnie bez formy i często przegrywał rywalizację z wychowankiem klubu - Sergio Reguilónem. Co się stało z Brazylijczykiem? Czy Zinedine Zidane będzie lekiem na jego powrót do optymalnej dyspozycji?
Marcelo zmagał się w tym sezonie z kilkoma kontuzjami. Najpierw na przełomie września i października leczył uraz mięśnia płaszczkowatego prawej nogi, potem pauzował przez prawie cały listopad z powodu pęczka mięśniowego, by następnie nie zagrać przez połowę grudnia w związku z kolejnymi problemami z nogą. Można zrozumieć, że na przypływ dobrej formy trzeba poczekać, ale nikt nie spodziewał się, że aż tak długo.
Dalsza część tekstu pod wideo
Na pewno trudno jest złapać rytm meczowy, gdy nie gra się w piłkę przez tyle czasu, a z tyłu głowy tkwi obawa o odnowienie kontuzji. To naturalne. Jednak mamy już marzec, a Marcelo od początku roku zagrał tylko 3 razy w pełnym wymiarze, na dodatek otrzymując bardzo słabe noty. Od tej klasy zawodnika, który w piłce klubowej wygrał wszystko, wymaga się przecież o wiele więcej.

Bohater na ławce rezerwowych

Sylwetki tego gracza przypominać nie trzeba. To on był następcą legendarnego Roberto Carlosa, który to wyznaczył nowe standardy zawodnika grającego na lewej obronie. Piłkarza, który równie dobrze mógłby zostać skrzydłowym ze względu na swe inklinacje do gry ofensywnej, a także silny i celny strzał. Carlos był prekursorem takiego stylu gry, a Marcelo jego doskonałym naśladowcą.
Do jego gry obronnej można się przyczepić, ale trudno oczekiwać od ofensywnie usposobionego zawodnika żelaznej defensywy. Podobnie było z Carlosem, którego „Marcelito” w dzieciństwie podziwiał i który miał również sporo luk w bronieniu, a jednak stał się jednym z najlepszych na swej pozycji w historii futbolu.
I to właśnie zmysł do gry ofensywnej od zawsze był najmocniejszym punktem Marcelo, a także jego wyjątkowa technika, którą czarował podczas meczów. Niejednokrotne wybaczano mu przez to złe ustawienia przy własnym polu karnym. Jednak dziś Brazylijczyk wygląda na zagubionego nawet w ataku, popełniając sporo błędów i nie będąc zbytnio pożytecznym dla zespołu.
Początki słabej formy widać było już podczas mundialu w Rosji, lecz sądzono wówczas, że po ciężkim sezonie zakończonym zwycięstwem w Champions League, zwyczajnie potrzebuje odpoczynku. Jednak tuż po rozpoczęciu nowej kampanii ewidentnie rzucało się w oczy, że były zawodnik Fluminense zupełnie siebie nie przypomina.
Z zawodnika, który miał wszystko – zmysł do gry kombinacyjnej, dośrodkowanie „na nos”, a także szybkie uderzenie na bramkę „spod kolana”, stał się graczem przeciętnym, który w tym sezonie La Liga ma na swym koncie tylko jedną asystę, zaliczoną dopiero w ostatnim meczu z Celtą Vigo. Doszło nawet do tego, że zasiadał na ławce rezerwowych w najważniejszych spotkaniach – z Atletico, Barceloną oraz Ajaksem w Lidze Mistrzów!
Przed rozpoczęciem sezonu było nie do pomyślenia, że Brazylijczyka może zabraknąć w tak kluczowych pojedynkach, tym bardziej, kiedy jest zdrowy. Jego miejsce zajął 23-letni Sergio Reguilón, który jeszcze rok temu biegał po drugoligowych boiskach, broniąc barw Logroñés. Hiszpan przecież do wybitnych na tej pozycji nie należy.
To powinno być sporym rozczarowaniem dla „Marcelito”, kiedy przegrywa się rywalizację z nieopierzonym debiutantem. Jednak po nim kompletnie tego nie widać, a dowodem miałoby być dość lekceważące podejście podczas przegranego pojedynku z Barceloną, kiedy oglądał spotkanie z ławki rezerwowych.
Powody jego słabszej formy mogą być dwa. Albo urazy, których się wcześniej nabawił odebrały mu pewność siebie oraz jakże potrzebne czucie piłki, albo zwyczajnie stracił motywację do gry w Realu Madryt. Może brakowało mu nowych wyzwań, tym bardziej, kiedy przed sezonem z klubu odeszły jego najważniejsze postacie – Cristiano Ronaldo i Zinedine Zidane?

Wypalenie zawodowe?

Marcelo ma przecież w swym CV 4 mistrzostwa Hiszpanii, 4 zwycięstwa w Lidze Mistrzów, 4 Klubowe Mistrzostwa Świata, 2 Puchary Króla, 3 Superpuchary Hiszpanii oraz 3 Superpuchary Europy! Dorobek, którym mogą pochwalić się nieliczni. Być może kolejne trofea w koszulce Realu już nie będą mu smakować tak samo.
Prawdopodobnie Marcelo doskonale wiedział, że po odejściu Ronaldo i Zidane’a „Królewscy” już nie będą tą samą ekipą. Zdawał sobie sprawę, że zabrano drużynie "silnik", a jedynie z manualną korbką nie będzie w stanie już nic wygrać. Od jakiegoś czasu przecież głośno mówi się o jego odejściu do Juventusu, a więc tam, dokąd poszedł jego najlepszy przyjaciel – Cristiano.
Może właśnie bez Portugalczyka Marcelo czuł się w klubie zagubiony. Przecież to z nim spędzał najwięcej czasu na treningach, a także poza nimi, mając u swego boku prawdziwą bratnią duszę. Zapewne wie, że jego kompan gwarantuje trofea, zapewnia świetną atmosferę w szatni, a także jak nikt inny motywuje kolegów do ciężkiej pracy.
Być może Marcelo potrzebuje nowych wyzwań. Ma już 31 lat i jeszcze chciałby się sprawdzić w innej lidze oraz w innych piłkarskich realiach, dopóki jego dynamika i wytrzymałość jest jeszcze na wystarczającym poziomie. Niebawem będzie już tylko spadać. Jednakże z taką formą, jaką prezentuje obecnie trudno mu będzie wywalczyć miejsce w składzie Juve, a także innego topowego zespołu.
W Turynie jest przecież Alex Sandro oraz jeden z bohaterów ostatniej batalii z Atletico w Champions League – Leonardo Spinazzola. Obaj panowie mają mocną pozycję w drużynie i ewentualne przyjście Marcelo wcale nie musi jej zburzyć. Dlatego szkoda straconego sezonu dla Brazylijczyka, bowiem poprzez dobrą grę w Realu mógłby przyjść do Włoch jako gwiazda, a nie po prostu zawodnik bez formy.

Zidane lekiem na całe zło

Mówi się, że ma już uzgodniony kontrakt z Juventusem, jednak powrót Zizou może całą jego sytuację zmienić. Dla Marcelo to wspaniała informacja, gdyż uwielbiał Francuza, a ten zwykle obdarzał go sporym zaufaniem.
– Dla Zidane'a zrobiłem wszystko, co mogłem. Mieliśmy wspaniałą relację, codziennie rozmawialiśmy i był żywo zainteresowany tym, co u mnie. Uważam, że to jeden z najwspanialszych szkoleniowców – przyznał przed miesiącem brazylijski obrońca.
Czy pod skrzydłami Zidane'a Marcelo znów odżyje i zobaczymy jeszcze jego brawurowe rajdy lewą stroną na Santiago Bernabeu? Wiele na to wskazuje, gdyż Brazylijczyk podobno miał już zadeklarować chęć pozostania w Madrycie, po tym, jak Zidane obwieścił wszem wobec, że chce na niego stawiać. Desygnował go do gry we wspomnianym spotkaniu z Celtą Vigo, a obrońca odwdzięczył się asystą.
Mimo kilku przebłysków geniuszu i w końcu niezłego spotkania od paru miesięcy, to wciąż nie był ten Marcelo, do którego się przyzwyczailiśmy. Widać, że przed nim jeszcze sporo pracy. Jednak kto inny może odkopać w nim pokłady dodatkowej motywacji jak nie Zinedine Zidane? To przecież pod jego „skrzydłami” prezentował swój najlepszy futbol.
Ponowne pojawienie się Zidane’a w Realu sprawę Marcelo paradoksalnie skomplikowało. Na pewno wybór między nim a Ronaldo będzie dla obrońcy bardzo trudny, bo zarówno w Madrycie, jak i w Turynie powstaje ciekawy projekt. Real szykuje ofensywę transferową, a Juventus jako organizacja, zawsze się Brazylijczykowi bardzo podobał i mówił o tym głośno.
Przed naszym bohaterem poważny dylemat. Zostać pod skrzydłami najlepszego trenera, z jakim pracował oraz znów znaleźć w sobie motywację do wygrywania dla Madrytu? Czy może zaryzykować i spróbować sił w zupełnie innym piłkarskim świecie? Jedno jest pewne – w obu miejscach jego obecna dyspozycja nie wystarczy, aby regularnie grać. Marcelo do roboty!
Paweł Chudy
 

Przeczytaj również